19. Nasze nieidealnie idealne święta

62 3 15
                                    

W całym domu słychać było Last Chrismas od Wham! puszczone na głośniku przez Arona. A muzyka mieszała się z śmiechem i rozmowami, dzieci które przeszły zbyt wiele i w tak bardzo krótkim czasie stały się rodziną. Jeszcze rok temu nie przypuszczałam że kiedykolwiek będę ubierać choinkę i piec pierniki z chłopakami, którzy zostali najważniejszymi osobami w moim życiu. Jeszcze rok temu święta były dla mnie zwykłym dniem, niewiele różniącym się od innych. Ale teraz wszystko było inne. Bo w końcu znalazłam swoją rodzinę i prawdziwy dom którego tak długo nie miałam.

Kilku metrowa choinka stała w salonie obwieszona złotymi i srebrnymi bańkami, łańcuchami w tych samych kolorach, cukierkami karmelowymi i kolorowymi światełkami a na jej czubku była złota gwiazda. Choinka ubrana przeze mnie, Drewa i Devona. Może i nie była idealna, a tak w zasadzie to do ideału dużo jej brakowało ale była nasza. A w całym domu czuć było zapach pierników zrobionych przez Patricka, Royala i Arona. I mimo że część z nich była spalona to żadne z nas się tym nie przejęło. Bo to nie miało znaczenia. To były nasze nieidealnie idealne święta. Ale właśnie dlatego były tak wyjątkowe. Bo nasze.

-Dzień dobry pani Wilson-powiedział z szerokim uśmiechem Aron otwierając drzwi naszej gosposi która była niską, starszą kobietą którą wręcz uwielbiałam

-Dzień dobry Aronie. Mam nadzieję że nie spaliliście kuchni, hm?-spojrzała na niego podejrzliwe

-My? Za kogo nas pani ma?-zapytał z udawanym oburzeniem a na jego ustach błąkał się uśmiech

-Mam ci przypomnieć jak kiedyś prawie spaliłeś dom?-zapytała staruszka wchodząc do kuchni

-To przecież było kilka lat temu! I dodatkowo tylko raz!-odparł żywo gestykulując rękami

-O raz za dużo, chłopcze-odpowiedziała mu z powagą pani Wilson na co cicho się zaśmiałam-A teraz zmykaj mi stąd. Nie mamy całego dnia a wigilia za kilka godzin-zarządziła kobieta i wzięła się za gotowanie. Chłopak zasalutował i wyszedł z kuchni a ja patrzyłam na to wszystko z niemałym rozbawieniem.

-A więc od czego zaczynamy?-zapytałam patrząc na Arona przed którym leżały dwa ogromne pudła z lampkami i ozdobami

-Lily i Drew powieszą lampki na balkonie, Devon z Royalem ogarną te dwa krzaki a ja i Patrick wejście do domu-podzielił nas na grupy Aron który najwyraźniej miał obsesje na punkcie dekoracji Bożonarodzeniowych. Żadne z naszej piątki nie miało zamiaru się z nim kłócić. Zresztą nie miałoby to najmniejszego sensu bo i tak nic by go nie zatrzymało. Aron Davis był nie do zatrzymania gdy był w swoim żywiole. Dlatego ja i Drew bez cienia protestu wzięliśmy nasz zestaw lampek i udaliśmy się na balkon.

-Zastanawiałeś się kiedyś, jakby to wyglądało jakbyśmy od samego początku wychowywali się razem?-zapytałam po chwili

-Co masz na myśli?-chłopak przerwał zawieszanie światełek wzdłuż barierki i spojrzał na mnie

-Myślisz że gdybyśmy wychowywali się razem w Bricket Wood, to trafilibyśmy tutaj?-zapytałam przechylając lekko głowę w bok i patrząc na niego

-Sądzę, że tak. Prędzej czy później i tak byśmy tu trafili. Albo sami albo Victor sam by nas tu ściągnął-odparł pewnym głosem

-Dlaczego jesteś tego taki pewny?

-To wszystko to tylko elementy układanki, które muszą się zgadzać by na końcu powstała logiczna całość. To wszystko co się stało to tylko elementy, małe odłamki układanki, to że tutaj trafiłaś też jest jednym z nich. A nasza szóstka jest tylko pionkami w tej piekielnej grze rozpoczętej wiele lat temu przez naszych rodziców. Tyle że my w przeciwieństwie do nich nie znamy zasad. Tańczymy tak, jak nam zagrają-wyjaśnił cicho

-Skąd wiesz to wszystko?-wyszeptałam

-Wychowywałem się tutaj wiele lat i nie jedno widziałem i słyszałem. Wiesz, każdy z nas chce w końcu poznać prawdę ale ta prawda...może nas zniszczyć. Bo czasami lepiej żyć w niewiedzy-powiedział dalej wieszając lampki

-Tylko że mnie to już męczy. Chce poznać prawdę nawet jeśli mnie zniszczy-wyznałam cicho pomagając chłopakowi z mocowaniem światełek

-Mnie też-odparł cicho włączając lampki

-Chyba powinniśmy już iść-powiedziałam widząc samochód Victora, parkujący na podjeździe

-Czyli teraz zejdziemy do nich i udamy że ta rozmowa nie miała miejsca?-zapytał delikatnie się przy tym uśmiechając, na co ja skinęłam głową i odwzajemniłam uśmiech.

Siedzieliśmy przy ogromnym stole zastawionym masą jedzenia przygotowanego przez panią Wilson. Byłam w szoku że w przeciągu tych kilku godzin udało jej się przygotować tyle potraw. Przyglądając się temu wszystkiemu, dostrzegłam też pierniki zrobione przez chłopaków ale wyglądało na to że gosposia wybrała tylko te które wyglądały w miarę dobrze i nie były spalone na węgiel. Wszyscy zajadali się różnymi potrawami, śmiejąc się i rozmawiając. A ja nawet nie zauważyłam kiedy wybiła północ.

-A teraz prezenty-powiedział ekscytując się niczym siedmiolatek Aron. Podeszliśmy więc do choinki pod którą leżała masa prezentów. Zaczęłam szukać tych z moim imieniem i nazwiskiem. Otworzyłam pierwszy który był od Victora i Harego. Były to złote kolczyki w kształcie śnieżynek. Następny był od Patricka, który kupił mi Boską Komedię inaczej Piekło Dantego. Od Royala i Arona dostałam nowy szkicownik. Przed ostatnim prezentem była bransoletka ze znakiem nieskończoności od mojego brata. A ostatni prezent był od Devona. Był to naszyjnik ze złotym księżycem a pod nim napis: Obiecałem Ci niebo, ale na początku dam ci księżyc. W końcu trzeba od czegoś zacząć, prawda?

Jeszcze tej samej nocy założyłam kolczyki, naszyjnik i bransoletkę które dostałam na święta. I obiecałam sobie wtedy, że już nigdy ich nie ściągnę. Ale nie chodziło o to że wyglądały na drogie i właśnie takie pewnie były. Dla mnie dużo większą wartość miało to od kogo je dostałam. Bo ci ludzie byli warci więcej niż wszystkie pieniądze tego świata.

***

Hejka!

Dzisiaj mamy świąteczny rozdział który miał być w poniedziałek ale z racji tego że wtedy jest Boże Narodzenie, dodałam go dzisiaj.

W sylwestra w ramach niespodzianki będą trzy rozdziały sylwestrowe

Widzimy się w czwartek 


Welcome to HellWhere stories live. Discover now