Rozdział 1.

79 13 2
                                    

|Rozdział 1.|

|Jak kamień w szklane serce.|

Wydał z siebie głośny krzyk, który wyrażał wszystko. Krzyk pełen bólu. Krzyk złamanego serca.

Jedna ręka zaciskała się na ubraniu, w miejscu, gdzie było właśnie to złamane serce. Serce roztrzaskane na miliardy kawałeczków, drobnych jak ziarenka piasku na plaży.

Czemu to tak potwornie bolało? Czemu czuł się, jakby jego serce zostało wyrwane z piersi, a potem jeszcze zdeptane przez co najmniej tuzin koni?

Czuł za bardzo. Czuł za dużo.

Nie chciał czuć! To tak bardzo bolało!

Chciał umrzeć.

Chciał, żeby to złamane serce przestało bić.

Jeszcze nigdy nie czuł się tak podle potraktowany.

Ojciec miał rację. Miał jebaną rację. Świat poza Netherem jest piekłem. Nie dom, nie gorące źródła lawy, nie wysoka temperatura, sucha czerwona skała, czy kości pradawnych stworzeń walające się po piasku, w którym były uwięzione ich dusze.  To nie Nether był piekłem. Do rodzinnego Netheru zapuszczał się mało kto, mało ludzi odwiedzało te tereny. Tam Sapnap nie mógł powiedzieć, że ktoś go zranił.

Za to tutaj?

Tutaj ludzie byli potworami.

Jeśli nie chcą cię zabić, to chcą cię zniszczyć w inne sposób. Umieją tylko ranić. Psychicznie, fizycznie, bez znaczenia – i tak to zrobią. Ale przynajmniej zamiast łamać serca, mogli by zasztyletować, bo wyszło by niemal na to samo. Po prostu by zabili.

George był uroczym chłopcem, o swojej pięknej twarzy. Był kimś, kogo w tak krótkim czasie Nick tak bardzo pokochał. Niewinnym chłopcem, który rozkochał w sobie bruneta.

A Clay był najlepszym przyjacielem Nicholasa. Wysoki blondyn, o zielonych jak dwa szmaragdy oczach, z blizną na nosie i piegami. Przyjaciel, który pokazał mu świat poza Netherem. Przyjaciel, który pokazał mu, jak żyć poza czerwonym światem, w którym spędził większość życia.

Może nie mówienie o swoich uczuciach najlepszemu przyjacielowi, było błędem?

Może gdyby wcześniej zebrał się na odwagę i powiedział, choćby Clayowi, to wszystko by się inaczej potoczyło.

Przede wszystkim, Clayton i George by się nie pokochali. A Nicholas by nie cierpiał w tej chwili.

Jego gardło nie byłoby zdarte. Serce nie byłoby połamane. Nie marznął by na deszczu. Nie chciałby umrzeć. A moc, jaką w sobie miał, działała by tak, jak powinna.

Już jako małe dziecko przekonał się, że jego moce ognia działały bardziej lub mniej, w zależności od emocji, jakie towarzyszyły mu w ostatnim czasie.

Jakoś miesiąc temu, jego moc zaczęła słabnąć, gdy czuł się źle, gdy George spędzał z nim mniej czasu niż kiedyś.

Potem miał wrażenie, że coś go ominęło. Dream i George tak po prostu przestali poświęcać mu tyle czasu i co raz mniej rzeczy robili w trójkę. Rozpalenie kulki ognia w dłoniach było już wtedy małym wyzwaniem.

Myślał, że Clayton widział, że Sapnap stara się o względy George'a. Jednak, jak widać, był w błędzie.

Teraz wiedział, że w jego dłoni nie pojawi się nawet malutka iskierka, bo tak paskudnie się czuł.

Nie miał siły. Nie potrafił.

Łzy mieszały się z deszczem, a jedyne co mogło zagłuszyć jego pełne bólu krzyki, to pojedyńcze grzmoty przecinające niebo.

Nie mógł złapać oddechu.

Miał nadzieję, że się udusi łzami.

Dlaczego akurat oni? – to pytanie krzyczało w jego głowie.

To mógł być każdy inny.

To mógł być dosłownie każdy.

Ale to był jego ukochany i jego najlepszy przyjaciel.

Kochał ich obu. Dreama, kochał jak brata. George'a kochał inaczej. Ale obu kochał.

Obaj go zranili.

Nie, „zranili” to złe słowo.

Oni dwaj, tacy bliscy, zabili go w środku. Wyrwali bijące serce. Złamali, a potem roztrzaskali zupełnie.

Sapnap w tej chwili czuł wszystko. Czuł miłość i nienawiść, czuł jak drży z zimna i bólu, ale równocześnie było mu za gorąco, krzyczał i płakał, nie mając na to siły. Jego gardło było suche i bolało niemiłosiernie, ale nadal nie było to nic, w porównaniu z tym, co czuł w głowie czy sercu.

Chciał umrzeć, ale tak naprawdę chciał po prostu być kochanym. Chciał tylko poczuć, że ktoś go kocha.

Ale jak widać, miłość jest podła i nie jest dla każdego.

– Dlaczego? – wyszeptał, gdy jego gardło nie pozwoliło wydać głośniejszego dźwięku.

Czuł się tak bardzo zdradzony.

Mieli być przyjaciółmi.

Nawet jeśli słowo „przyjaciel” jako określenie George'a choć było odrobinę bolesne, wolał na zawsze mieć w nim tylko przyjaciela, niż żeby ten pokochał Claya.

To było egoistyczne, ale wolał już, żeby jego Gogy nikogo nie pokochał, niż żeby go tak po prostu odtrącił.

Tak, był egoistą, ale czy chociaż przez chwilę w jego cholernym życiu nie może ułożyć się coś po jego myśli?

Nick nie miał już siły.

Głośne krzyki były co raz to cichszym szeptem, a ciężki oddech, którego tak nie mógł złapać, stopniowo zwalniał, choć nadal był nierówny. Łzy nadal kapały. To nie były już strumienie, ale nadal to były pojedyńcze łezki.

Bolało. W chuj mocno.

Ale nie miał już na to siły.

Zamknął oczy, biorąc kolejne nierówne oddechy.

Palce na ubraniu delikatnie się rozluźniły. Nadal miały ochotę wyrwać serce.

Ale nie mógł znaleźć wystarczająco siły w drżących dłoniach, jak i całym drżącym ciele.

Było mu zimno. Tak bardzo zimno.

Jako ktoś pochodzący z Netheru, zdecydowanie wolał wysokie temperatury.

Czy to była cena za miłość? Złamane serce? Ból? Stara, jaką poniósł, była o wiele większa. Nie będzie potrafił spojrzeć Clayowi i George'owi w oczy.

Pozwolił swojemu ciału upaść na trawę.

Deszcz nadal mocno padał, prosto na twarz.

Woda była zimna. Nie lubił zimnej.

To nie miało znaczenia.

Emocje powoli opadały.

Złość opadała.

Został tylko ból i pustka.

Lovely // SapnapWhere stories live. Discover now