2. Uzależnienie.

Start from the beginning
                                    

            – To może być cokolwiek. Alkohol, narkotyki, nikotyna, cukier, a nawet kawa. Wszystko może z niewinnej przyjemności przekształcić się w uzależnienie. W coś, bez czego nie potrafimy żyć, normalnie funkcjonować, a nawet oddychać – mówił tonem poważnym, nie jak do dziecka, a jak do równego sobie. – Sęk w tym, że ludzie dotknięci ciężarem uzależnienia, choć są świadomi tego, jak złe to jest, nie są w stanie zrezygnować, odpuścić.

            Wiedziałem więc, że ta przyszpilająca moje nogi do ziemi siła, która nie pozwalała mi odejść, spuścić ciemnowłosej dziewczyny z oka, musi przybierać kształt uzależnienia. I tak samo wiedziałem, że to coś złego, bo nałóg, choć przybierał różne formy, zawsze był tak samo wyniszczający.

            Nigdy nie sądziłem, że byłbym do tego zdolny. Wszystko, co mnie spotykało, tłumaczyłem sobie chłodną logiką. Nie ulegałem pokusom i nie zatracałem się w rzeczach, które mogłyby mi szkodzić. Nie, ponieważ w odróżnieniu od innych, brakowało mi do tego najważniejszego czynnika – uczuć.

            To właśnie one cechowały wszystkie nasze decyzje, kształtowały bieg życia, sterowały naszymi mózgami.

            Nie wziąłem jednak pod uwagę, że mogą być uzależniające. A powinienem to przewidzieć. Ludzi ciągnęło do rzeczy trudno dostępnych. Zażywali narkotyki, by uciec od rzeczywistości, by przenieść się na krótką chwilę do innego, być może w ich mniemaniu lepszego, świata.

            Moją lepszą rzeczywistością okazały się uczucia – dotąd nieuchwytne, przeznaczone dla wszystkich, prócz mnie.

            Moje uzależnienie.

            Niczym niewolnik w rękach stwórcy tego świata, dałem się poprowadzić naprzód. Mimowolnie stawiałem kolejne kroki, zbliżając się do najniebezpieczniejszej ze wszystkich pokus. Lgnąłem do przybierającego postać dziewczyny źródła moich uczuć.

            Jej wielkie oczy wciąż wpatrzone były we mnie, a usta niezmiennie ułożone w uprzejmym uśmiechu. Blask księżyca wykorzystywał taflę wody jako swe płótno, malował na niej smugi. Gwiazdy świeciły swą najwspanialszą jasnością nad moją głową, ale nie te elementy natury charakteryzowały piękno ciemności.

            Ona nim była.

            Duszą uwięzioną w mroku, nieświadomą ofiarą mojej nowo nabytej obsesji.

            Znalazłszy się wystarczająco blisko, mogłem zarejestrować szczegóły jej wyglądu. Włosy, które z odległości kilkunastu metrów wyglądały na czarne, w rzeczywistości przybierały odcień głębokiego brązu. Sylwetka wydawała się jeszcze drobniejsza, gdy ona klęczała, a ja patrzyłem na nią z góry.

            Ale to oczy, te wyjątkowe oczy, przykuły centrum mojej uwagi, zawładnęły mną na wszystkie z możliwych sposobów. Niebieskie, ale tak jasne, że niemal szare. Czerń rozszerzonych źrenic prawie w całości zakrywała kolor tęczówek, ale ja dostrzegłem ich wyjątkowość.

            Świat znów zaczął wirować, a ja znajdowałem się w środku tego chaosu. Roślinność i staw w tle były wielką rozmytą plamą. Ostrość wzroku obejmowała jedynie jej gładką i delikatną twarz; kosmyki włosów przylegały ściśle do skroni i wyostrzonych kości policzkowych.

            Wszechświat wcisnął wszystkie gwiazdy w jej oczy.

            Serce bolało mnie tak mocno, jakby ktoś próbował wyrwać je z mojej piersi tylko po to, by przekazać płonący chaosem organ w jej drobne, umazane ziemią dłonie. Nawet powietrze przybrało uzależniającą woń, krążyło wokół nas, scalało nas ze sobą na wieki.

Beauty of DarknessWhere stories live. Discover now