Rozdział 18. Dywanik.

292 11 0
                                    

 - Dostałeś ostatnio jakąś róże?

Zerknąłem na Calvina, który przeglądał coś na telefonie. Starał się udawać, że był wyluzowany, ale dobrze wiedziałem, że rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. Mocno zaciskał palce na komórce, a jego szczęka była napięta. Marszczył brwi, w napięciu oczekując na moją odpowiedź.

Prawda była taka, że temat prześladowań i podrzucania nam róż z liścikami odszedł w niepamięć tuż po maturze. Wszystko ucichło, więc i my nie prowokowaliśmy losu. Zwyczajnie postanowiliśmy zająć się swoim życiem i korzystać z wolności, zanim oboje złożymy podania na studia. I do tej pory udawało nam się żyć w spokoju. Jednak nikt z nas nie wiedział, jak długo taki stan rzeczy miał trwać.

- Nie – odparłem po chwili zastanowienia, sam zdziwiony swoją odpowiedzią. Czułem dziwny spokój w sercu, bo wydawało się, że nareszcie byłem wolny i szczęśliwy. – A ty?

- Nie – pokręcił głową, odkładając telefon. Utkwił swoje zmęczone spojrzenie we mnie, rozluźniając szczękę. – Williams też się nie odzywa, więc wychodzi na to, że...

Zawiesił wypowiedź, dając mi czas na dokończenie w myślach. Powstrzymałem się od westchnięcia, nie chcąc zagłębiać się w tym temacie.

- Nie gadajmy o tym – mruknąłem, wyciągając kluczki ze stacyjki. – To nie jest przyjemna sprawa, a mam dzisiaj dobry humor. Nie chce sobie go psuć.

Calvin pokiwał głową i sięgnął po plecak, leżący w nogach. Wysiedliśmy z samochodu i wkroczyliśmy na teren liceum. Przyjaciel rzucił mi zaczepne spojrzenie, uśmiechając się chytrze.

- Więc może zdradzisz, dlaczego król szkoły ma dobry humor?

Parsknąłem śmiechem, słysząc określenie, jakim mnie nazwał. Mimowolnie rozglądnąłem się wokół, żeby się upewnić, że nikt nas nie podsłuchuje. Uczniowie akademii byli pozornie zajęci sobą. Niektórzy grali na boisku, inni siedzieli na ławkach i rozmawiali między sobą. Jednak każdy co chwile posyłał nam ukradkowe spojrzenia. Nic nadzwyczajnego w tym miejscu.

- Po lekcjach jestem umówiony z Rose.

Rudowłosy chłopak zagwizdał pod nosem, na co jedynie przewróciłem oczami. Zostałem lekko szturchnięty przez przyjaciela, który ewidentnie domagał się szczegółów. Szeroki uśmiech wpłynął na moje usta, gdy wyobraziłem sobie, co czeka mnie po zajęciach.

- Zaprosiłeś ją na randkę? – dopytywał uradowany. – Gdzie idziecie?

- Ona mnie zaprosiła – wyjaśniłem, zakładając torbę na ramię. Zmrużyłem oczy przez słońce, które nieprzyjemnie raziło. – Chce mi wynagrodzić wrzucenie mnie do krzaków, więc zaprosiła mnie na kawę. Może później pójdziemy pospacerować po plaży. Albo popływać, jest dość ciepło.

- Wrzucenie w... Co? – zapytał zdezorientowany Calvin. Zerknąłem na niego, hamując wybuch śmiechu.

Nie opowiadałem mu o tym, jak zostałem wepchnięty w róże i pokaleczyłem się kolcami rośliny, a także tego, że prawie poznałem ojca Primrose. Gdyby o tym usłyszał, dopytywałby dlaczego tak nagle pojechałem do dziewczyny, a wtedy musiałbym mu zdradzić co stało się chwile wcześniej podczas kłótni z ojcem.

A z ojcem nie odzywaliśmy się do siebie. Staraliśmy się siebie unikać i bardzo dobrze nam to wychodziło. Praktycznie wcale go nie widywałem, a gdy już to się zdarzało, mężczyzna obdarowywał mnie nienawistnym spojrzeniem. Usilnie milczałem w takich momentach, nie chcąc prowokować kłótni.

- Długa historia. Kiedyś ci opowiem – machnąłem dłonią, zbywając go. Zmarszczyłem brwi, dostrzegając, że im bliżej budynku szkoły byliśmy, tym więcej spojrzeń przyciągaliśmy, a szepty stawały się coraz bardziej natarczywe. – Calvin, chyba jest coś nie tak.

Moja Zgniła Róża [Zakończone]Where stories live. Discover now