Rozdział 8. Pantofelki.

757 25 0
                                    

 - O której godzinie wrócisz?

Przeniosłem wzrok na moją matkę, stojącą w progu sypialni. Miała na sobie równo skrojoną sukienkę, sięgającą klasycznie przed kolano. Ręce krzyżowała na klatce piersiowej, a wyraz twarzy miała kamienny. Wlepiała we mnie surowe spojrzenie, czekając na okazję do skomentowania mojego ubioru.

- Już ci mówiłem, nie wracam na noc – odparłem. Kobieta zacisnęła usta w wąską linie, słysząc moje słowa. Nie podobało się jej to. – Po balu przenocuje u Calvina.

- Emma Lopez o tym wie?

Tamara nie znała osobiście mamy Calvina, ale obserwowała ją w mediach społecznościowych. Kobiety wymieniały się życzeniami na różne okoliczności i na tym kończyła się ich znajomość.

- Tak, wie.

Nie, nie wiedziała. Tak naprawdę nawet nie miałem pojęcia, czy kojarzyła mnie z nazwiska. Nie miało to jednak większego znaczenia.

Odwróciłem głowę z powrotem w stronę lustra i ostatni raz przeglądnąłem się w swoim odbiciu. Miałem na sobie szyty na miarę, ciemnobrązowy garnitur. Cieszyłem się z tego wyboru. Ubranie podkreślało moje jasne, niebiesko - szare tęczówki i przydługawe kosmyki włosów w kolorze ciemnego blondu. Dobrałem do tego biały krawat i tego samego koloru malutki bukiecik, który miałem wręczyć Rose.

Byłem w bardzo dobrym humorze. Samo to, że idę z Primrose na bal jesienny, pozytywnie mnie nakręcało.

- Zachowuj się na tym balu – odezwała się ponownie, racząc mnie kolejnym surowym spojrzeniem. Przewróciłem oczami, sięgając po telefon. – Ja z twoim ojcem jedziemy na kolację do znajomych. Będzie tam też swoja nauczycielka biologii. Mam nadzieję, że nie będę musiała się za ciebie wstydzić.

- Nie będziesz – mruknąłem, chwytając kluczyki do samochodu. – Pod warunkiem, że mamy taką samą definicję „wstydu".

- Asher! – kobieta podniosła głos, ale szybko ją wyminąłem i zbiegłem po schodach.

Założyłem buty i wyszedłem z domu, słysząc za sobą głos mojej matki. Nie zamierzałem się wracać, żeby nie zaliczyć tego wieczora jeszcze jednej kłótni. Wsiadłem do samochodu i obrałem dobrze mi znany kierunek.

Kilkanaście minut później zaparkowałem na podjeździe domu Lopezów. W czasie czekania na rodzeństwo Lopez, wysłałem krótkiego SMS-a do Primrose.

Asher: Niedługo będę pod szkołą.

Rose: Czekam <3

Na myśl o dziewczynie na moje usta wpłynął szczery uśmiech. Minęło zaledwie kilkanaście dni od naszego pocałunku, a nasza relacja drastycznie się zmieniła. Calvin miał rację, mówiąc, że zachowujemy się jak para. Nie obściskiwaliśmy się po kątach, ale spojrzenia, które sobie posyłaliśmy, były jednoznaczne. Rose chichotała, czytając moje wiadomości na lekcjach, a ja starałem się nie dać po sobie poznać, jak gorąco mi się robiło, gdy dostawałem od niej odpowiedzi. Razem trenowaliśmy i coraz częściej spędzaliśmy ze sobą też przerwy obiadowe. To wszystko zdawało się być beztroską sielanką, której nigdy wcześniej nie doświadczyłem.

- Siema!

Podskoczyłem na siedzeniu, słysząc krzyk chłopaka, który właśnie otworzył drzwi od pojazdu. Spojrzałem na jego roześmianą twarz i pokręciłem głową. Pochyliłem się, żeby zobaczyć stojącą za nim Alorę.

- Czemu nie wchodzisz? – zapytałem.

- Dzisiaj z przodu jedzie moja siostrzyczka – powiedział Calvin, szczerząc się od ucha do ucha. – Nie może jej się pognieść kiecka.

Moja Zgniła Róża [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz