Rozdział 4

266 15 10
                                    

Lilith

Bogini - personifikacja Absolutu lub różnych jego aspektów, boska istota nadprzyrodzona w formie żeńskiej postaci antropomorficznej.

Zima nie należała do lubianej pory roku. Nieliczni ludzie byli fanami śniegu czy mrozu, ale reszta zazwyczaj wolała lato ze względu na żar spadający z nieba. Sama preferowałam ciepło, lecz moją ulubioną porą roku była wiosna. Kochałam, gdy wszystko rodziło się do życia. Zawsze wydawało mi się, że nawet wiosną powietrze miało słodsze barwy.

Mimo niechęci do zimy dzisiaj mi ona nie przeszkadzała. Wychylona przez okno opierałam ciało o parapet, uśmiechając się w stronę słońca, które tak dawno nie pojawiało się na niebie. Tęskniłam za uczuciem promieni słońca na moich bladych policzkach.

Dzisiejszego wieczora słońce bawiło się w prawdziwego malarza. Barwy soczystej pomarańczy przeplatały się na przemiennie z żółtym kolorem.

Zacisnęłam usta w wąską linię.

Powoli zbliżała się godzina mojego wyjścia z domu do pracy.

Odsunęłam zmarznięte ciało od okna, aby je zamknąć. Odkręciłam się w stronę rozsypującego łóżka. Chwyciłam starą kurtkę, którą kilka razy strzepnęłam, żeby puch nie był tak bardzo ubity. Zarzuciłam ją na siebie, po czym wyszłam z pokoju.

Mieszkanie jak zwykle było puste, więc nie musiałam skradać się do wyjścia. 

Wyszłam, nie martwiąc się o zamknięcie drzwi na klucz. Nikt w naszej dzielnicy tego nie robił, bo przecież złodziej nawet by nie miał co ukraść z takiego mieszkania. Preferowali okradać bogate staruszki na Manhattanie czy bananowe nastolatki na Brooklynie.

Idąc w stronę oblodzonego chodnika, zauważyłam znajomy samochód. Przy krawężniku stało zaparkowane czarne audi rs6 należące do Igora.

Stanęłam niepewnie, obserwując go. Nie musiałam długo czekać, aby mężczyzna wyszedł z pojazdu. Z uśmiechem na twarzy, podszedł do mnie żwawym krokiem.

- Cóż za piękny wieczór na przejażdżkę, nieprawdaż? - mówiąc wskazał gestem dłoni na zachodzące słońce.

- Co ty tutaj robisz?

Nie chciałam zabrzmieć na nieprzyjemną, ale mój głos wydał mnie od razu. Zdenerwowana położyłam dłonie na biodrach oraz przeniosłam ciężar ciała na lewą nogę.

- Przejeżdżałem obok i pomyślałem, że mogę cię podwieźć do pracy.

Uniosłam brwi do góry, nie zmieniając pozycji ciała. Igor westchnął, lekko garbiąc swoją potężną postawę.

- Szef mi kazał. - przekręcił oczami.

Oblizałam spierzchnięte usta.

- Czy Damon troszczy się tak o każdą pracownicę klubu? - zadałam pytanie z sarkazmem w głosie. - Może powinien dalej interesować się księgowością, a nie tancerką? W końcu to Big Papa kieruje klubem.

Igor wytrzeszczył oczy, jakbym przed chwilą odkryła Amerykę. Rozejrzał się na wszystkie strony świata, po czym parsknął gardłowym śmiechem. Zmieszana jego zachowaniem, jedynie zmarszczyłam brwi.

Soul in FlamesWhere stories live. Discover now