Rozdział 3: Co w rodzinie, pozostaje w rodzinie

730 44 12
                                    

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Hermiona się trzęsie. Owija szczelniej kocem i spogląda z tarasu. Harry, trzymając się barierki, również w milczeniu obserwuje, jak z mokrego asfaltu tuż przed domem Granger znoszona jest torba na zwłoki. Potter przybył tutaj raptem dwadzieścia minut temu, waląc mocno w drzwi. A kiedy Granger je otworzyła, on, nie czekając na zaproszenie, wszedł do środka, rozglądając się dookoła. To właśnie wtedy dowiedziała się, co się stało.

Auror patrolujący ulicę został zamordowany, wielokrotnie ugodzony nożem w plecy. W tym czasie przydzielony mu poszedł do kawiarni, by kupić coś do picia na wieczór. Kiedy wrócił, od razu zbadał ciało w poszukiwaniu śladów czarnomagicznych zaklęć, ale odkrył, że nie użyto żadnej magii. Czy to był wypadek? Być może. Wszystko jednak wskazywało na rabunek – skradziono zegarek, złoty łańcuszek i złotą broszkę aurora.

— Pójdę na posterunek policji, poproszę o wideo z kamer bezpieczeństwa — mówi ze znużeniem Harry, odpychając się od poręczy i kierując do mieszkania. Hermiona idzie za nim, szczelnie zamykając drzwi balkonu. — Nie wiem, czy to wypadek. Jak doświadczony auror mógł nie usłyszeć, że ktoś podchodzi do niego od tyłu? To centrum miasta. Nawet jeśli zdarzają się tu rabunki, to nie ze skutkiem śmiertelnym. Kurwa...

Granger milczy. Dręczy się tymi samymi myślami. Szok przenika ją do szpiku kości. To wszystko, o czym powiedział jej Malfoy... Czy właśnie to miał na myśli? Ale dlaczego napastnik, który zabił jednego aurora, po prostu uciekł, zamiast położyć na niej swoje ręce?

Czy to było zastraszanie, o którym również mówił Draco?

— Widziałam go...

Hermiona nie może już milczeć. Siada na kanapie, podwijając nogi pod siebie. Nie chce patrzeć Harry'emu w oczy. Czuje się winna. Ten auror zginął przez nią. Nic z tego by się nie wydarzyło, gdyby nie to, że przez cały czas towarzyszyli jej strażnicy. I nie miało znaczenia, że ​​ich służba była pełna znanych im niebezpieczeństw.

— Z Courtneyem? — Potter siedzi naprzeciwko niej na małym, twardym pufie. — Z drugim aurorem na dole?

Harry splata razem dłonie, kładąc łokcie na kolanach. Zawsze tak robi, kiedy powstrzymuje irytację i złość.

— Nie, widziałam się z Malfoyem — odpowiada Hermiona i patrzy na Harry'ego. I zanim on się oburzy, podnosi rękę, uniemożliwiając mu mówienie: — Zaoferował mi pomoc.

Potter milczy. Marszczy brwi, zaciskając palce w uścisku.

— Wiem, że pójście do niego bez ochrony było niebezpieczne, ale wszystko dobrze się skończyło.

Dobrze? — pyta ze złością Potter. — Czy ty masz pojęcie, na jakie niebezpieczeństwo się naraziłaś?

— Tak, biorę całą odpowiedzialność na siebie. Ale... tak jak mówiłam, wszystko jest w porządku. — Hermiona wzdycha. Serce boli ją od negatywnych emocji. — Zaoferował swoją pomoc w ochronie mnie. Przynajmniej tak to zrozumiałam.

[T] NomuraWhere stories live. Discover now