— Powinnaś wrócić do łóżka. Przyda ci się trochę odpoczynku.
Dziewczyna poderwała głowę i jej oczom ukazała się mama Denvera.
— Nie jestem zmęczona — używanie własnego głosu zrobiło się dużym wyzwaniem. Milczała przez ostatnią godzinę. Na pytania odpowiadała skinieniem głowy lub nie reagowała w żaden sposób. Stała oparta o ścianę i wpatrywała się w drzwi, za którymi operowali Denvera. Bała się, że jeśli choć na chwile odwróci wzrok to przegapi coś ważnego.
Każda minuta przytomności była ogromnym wyzwaniem dla jej organizmu, ale musiała z tym walczyć. Tak jak wcześniej walczyła z bólem ręki.
— Obudzimy cię, gdy czegoś się dowiemy.
— Jest w porządku.
Kobieta westchnęła cicho i złapała za marynarkę męża, która do tej pory była na jej ramionach. Pochylił się nad Letą i okryła jej ramiona ciepłym i pachnącym materiałem.
— Chyba nawet się nie przedstawiłam. River Conway-Bennett, a tamten gość to mój mąż Russell. Chyba zdążyłaś go poznać — kobieta wyciągnęła dłoń w kierunku dziewczyny, a głową wskazała w stronę mężczyzny, który teraz cicho rozmawiał przez telefon.
Tak, zdążyła.
I dalej w głowie miała jego słowa.
Opowieść o życiu Denvera i zdziwienie, gdy wspomniała o misji w wojsku.
— Lettice Clark — dziewczyna ostrożnie uścisnęła jej dłoń.
— Idealnie wpasowałaś się z imieniem.
— Do czego?
— Do naszej rodziny.
Teraz rozumiała o czym mówił Denver, gdy wspominał o imionach w ich rodzinie. June, River, Denver, Phoenix. Jedynie nie rozumiała, jak łączy się z tym imię jego ojca. Przypomniała sobie moment pierwszego spotkania z Denverem i to jak porównywał jej imię do bycia wegetarianką. Pokazał wtedy jak słabe poczucie humoru ma i jakie żarty śmieszą go najbardziej.
Z jakiegoś powodu to wspomnienie bardzo ją rozczuliło.
Złapało za serce i uniemożliwiło mu jego pracę.
Denver walczył o życie, a ona stała bezczynnie i wspominała ich pierwsze chwile razem. Czuła bezradność i nie musiała jej zwalczyć.
— Ja nie...nie, to znaczy...— poczuła jak jej policzki się czerwienią. Rozmawiała z Denverem o ich wspólnej przyszłości, ale nie było w tych planach zaręczyn czy ślubu. Niczego co mogłoby uczynić z niej członka rodziny Bennettów. — Jesteśmy przyjaciółmi.
— Nie sugeruje niczego innego — powiedziała łagodnie. — Ale musisz wiedzieć, że zawsze będziesz mile widziana w naszym domu.
Leta skinęła głową, choć nic z tego nie rozumiała.
— Dlaczego?
— Hm?
— Dlaczego zaprasza mnie pani do swojego domu? I to z taką łatwością — zadała pytanie, które ją dręczyło.
Była im zupełnie obca. Naraziła ich syna na śmierć i nie miała nic do zaoferowania. Nie potrafiła pojąć tego gestu.
Pani Conway-Bennett spojrzała na nią i ostrożnie złapała ją za zdrową rękę. Przez jej dotyk przepływało ciepło. Nie rozumiała reakcji swojego ciała, które nagle się odprężyło i zapomniało o bólu jakie odczuwało przez ostatnie kilka godzin.
— Mam nosa do ludzi.
Leta nie wierzyła w to tłumaczenie, więc jedynie skinęła głową i zabrała dłoń z uścisku. Nie powinna się do niego przyzwyczajać.
YOU ARE READING
Pod Psią Gwiazdą | +16 ✓
Teen FictionLeta kończy osiemnaście lat i postanawia wyruszyć w podróż swojego życia. Zostawia wszystko, by zapomnieć o życiu, które przypominało jej niekończąca się wspinaczkę. Zepsuty samochód, brak jedzenia i ulewa zmuszają ją do szukania schronienia. Przekr...