#4 Współczucie

4 1 0
                                    

- Jestem. - Cichy głos odezwał się po mieszkaniu, w którym panowała martwa cisza, jakby nikogo tu nie było, jednak byli wszyscy. Jedenastoletnia dziewczynka również. Po cichu zdjęła buty, kurtkę i szalik, po czym biorąc tornister poszła do swojego pokoju zamykając za sobą stare drzwi, bez szyby w środku. 

Nienawidziła tutaj wracać, zawsze traciła cały humor i energię na cokolwiek, dlatego z tyciem nie miała problemu, waga czasem lekko zahaczała o normalną będąc zwykle niżej. Usiadła do biurka i założyła słuchawki podłączając je do telefonu. Puściła jakąkolwiek muzykę i usiadła do lekcji. Próbowała się skupić, lecz po pół godzinie usłyszała kłótnię rodziców, znowu. Wyjęła jedną słuchawkę i ze strachem wsłuchiwała się w dialog, żeby w razie czego zareagować. Chociaż, co mogło zrobić zwykłe dziecko w jej wieku? Powinna już do tego przywyknąć, ale w niektóre dni bywało naprawdę normalnie, tak, że aż dziwnie. Bywało czysto, miło i zabawnie. Miała szansę poczuć, jak to jest mieć normalną rodzinę, ale wtedy wystarczyła mała iskra i wszystko szło z dymem.

Słysząc huk i kolejne wyzwiska od razu wybiegła z pokoju do tego większego i ze łzami w oczach zaczęła odciągać pijanego ojca od matki w rogi pokoju.

- Zostaw ją! Tato, proszę! 

- Nie wtrącaj się, kurwa! To nie Twoja sprawa - mężczyzna ze sporym zarostem już zamachnął się na szatynkę, ale w końcu zrezygnował i puścił szyję kobiety. Ta szybko się podniosła i popchnęła go do tyłu, a jako, że pijany człowiek ma fatalną równowagę, szybko poleciał do tyłu i po prostu tak leżał. Nie miał ochoty wstawać.

Dziewczynka dławiąc się łzami nawet nie potrafiła na nich patrzeć. Wiedziała, że to co zobaczy, będzie wyglądało tak, jak zawsze. Matka z rozmytym makijażem, czerwoną szyją i policzkiem i rozczochranymi włosami, a ojciec z pustym, nieobecnym spojrzeniem, zakrwawioną twarzą i innymi ranami. Następnego dnia w szkole znowu będzie musiała udawać, że po prostu zapomniała wziąć śniadanie do szkoły i artykuły na plastykę. A szkolna wycieczka do zoo? Nawet nie robiła sobie nadziei. Z każdym kolejnym krzykiem coraz bardziej zamykała się w sobie, miała wrażenie, że wręcz się kurczy przy każdym trzaśnięciu drzwiami i widoku policji.

- Charlotte, wszystko ok? Jesteś jakaś blada. - Następnego dnia jej przyjaciółka zaczęła dostrzegać, że nie tylko buja w obłokach, ale i też gorzej wygląda. - Jadłaś coś?

- Tak, płatki. Nie wyspałam się... - mruknęła chowając twarz w rękach przy okazji leżąc na ławce. Do czwartej nad ranem bała się zasnąć, hałas ucichnął, ale nie mogła przestać myśleć o tym, dlaczego jej rodzina wygląda w ten sposób, dlaczego ktoś wynalazł alkohol i dlaczego pieniądze potrafią tak zniszczyć ludzi. Zastanawiała się jakby to wyglądało, gdyby doszło do najgorszego, była tylko dzieckiem i mimo wszystko, naprawdę ich kochała. Wiedziała, że to dobrzy ludzie, ale po prostu się pogubili i nie wiedzą, jak sobie z tym poradzić. 

Wraz z dzwonkiem wyszły na przerwę, co ledwo zrobiła, bo tak naprawdę nie jadła nic od wczorajszego śniadania w szkole. Każdy kto podjął się rozmowy z nią szybko odpuszczał, bo kogo w tym wieku obchodzi to, że ktoś ma jakiś problem? Mało kogo. Najłatwiej gadać o swoich błahych problemach, jak rozładowany telefon, brzydkie pismo, czy brak kanapek z marmoladą i nutellą. Dzieciaki potem nie pytają, czy mogą jakoś pomóc, coś dla ciebie zrobić? Po prostu zapominają i ignorują tę osobę. 

Całe szczęście był ktoś kto nie dawał jej spokoju i był najmilej upierdliwą osobą, jaką znała.

- Jak dla mnie te żółte i pomarańczowe żelki są najgorsze na świecie, dlatego zjadłem wszystkie oprócz nich. Masz. - Chłopiec z blond czupryną i okularach wystawił prawie pustą paczkę Haribo w jej stronę. Nie przejmował się tym, że wokół nich jest sporo osób, raczej nikt nie zwracał na nich uwagi, bo każdy powtarzał wiersz na ocenę. Dziewczynka podniosła wzrok na rówieśnika, który dopiero co chamsko chwalił się jakie to pyszne, a teraz się z nią dzielił? 

- Nie chcę.

- Ja też nie, trzymaj - położył jej paczkę na głowę równo z hałasem dzwonka na lekcję i uciekł do reszty chłopaków. Brayden nie do końca wiedział, jak okazywać uczucia komuś, kto wyraźnie cię nie lubił, więc po prostu zgrywał kogoś innego. Brak rodziców przy nim pokazał, że same prezenty też dadzą radę. Przynajmniej na pozbycie się smutku na pewien czas.

Doceniła ten gest, ale nie chciała, by to widział, więc po prostu dyskretnie zjadła paczkę wchodząc ostatnia do klasy. Kłamał, nie było tylko tych dwóch smaków. Uśmiechnęła się na taką myśl, że to faktycznie był miły gest wobec niej i były pyszne, nie pamiętała, kiedy ostatnio je jadła.

Jej chwilowy dobry humor zniknął, gdy tylko nauczycielka wyczytywała każdego do mówienia wybranego wiersza i padła jej kolej. Miała go w głowie, ale stojąc na środku klasy i zdając sobie sprawę, że musi bardzo brzydko wyglądać po przepłakanej i nieprzespanej nocy zająkała się kilka razy, co stresowało ją jeszcze bardziej i nerwowo bawiąc się palcami nagle poczuła, jak coś zakuło ją w czubek głowy, a po chwili ujrzała na podłodze papierowy samolocik. Stres zniknął, każdy dzieciak się chichrał pod nosem, a nauczycielka nawet nie zauważyła, tylko upomniała, że nie powinni się śmiać.

Roberts rozejrzała się lekko po uczniach i dostrzegła zadowolonego z siebie blondyna, który targał kolejną kartkę starając się zgrywać niewinnego. Oboje mogli nie zdawać sobie sprawy, że ten gest wcale nie był złośliwy, był dyskretną pomocą na stres i zły dzień. Dokończyła recytować już  z większą pewnością siebie i wracając do ławki podniosła małe origami z podłogi odrzuciła w jego stronę, choć trafił w kolegę obok.

- Nie rozumiem czemu on Ci tak dokucza, ale może mu się podobasz? Mama mówiła, że chłopcy w tym wieku nie wiedzą jak to okazać, więc pewnie to ten typ - zagaiła Maria z ławki przed poprawiając włosy.

Ta spojrzała na nią z pobłażaniem, nie mogła chyba nic głupszego powiedzieć.

- Proszę Cię, po prostu mu się nudzi, a ja niepotrzebnie się daję, może w końcu mu się znudzi - wzruszyła ramionami i zaczęła bazgrać długopisem po tyle zeszytu.

- Dwa lata temu też tak mówiłaś.

- I kolejne dwa wstecz... - powiedziała nieśmiało Sam pod nosem. 

- Zakochana para...~ - uśmiechnęła się złośliwie rudowłosa i powiedziała to na tyle głośno, że połowa klasy na nich spojrzała.

- Maria, Cristopher recytuje, twoja kolej już była, czy mogłabyś nie przeszkadzać? - Zareagowała nauczycielka wstając z krzesełka.

- Ale tu będzie wyznawanie miłości niedługo! Wszyscy wiemy, że Lottie i Br- wtedy Charlotte mocno pociągnęła dziewczynę za włosy, na tyle, że poleciała do tyłu. Niestety to był impuls i nie przewidziała, że bujając się na krześle, dzięki jej pomocy z niego spadnie.

- OJEJU! Przepraszam! - Spanikowana wstawała zza swojej ławki, ale po klasie rozszedł się gromki krzyk i płacz. W klasie zapanował harmider. Nauczycielka poszła z nią do higienistki, a dziewczynę wysłała do dyrektora. Klasa musiała zostać pod ręką woźnej, która przyszła trochę później.

- Ale ci odwaliło - skomentował nagle głos za nią, na co ta, aż podskoczyła i odwróciła się do niego. Była naprawdę przestraszona, za dużo się u niej działo, by być spokojną, co jeśli reagowała jak ojciec? Tego również się obawiała.

- Brayden, po co za mną idziesz? 

- Idę do łazienki, a ty strasznie się guzdrasz na ten dywanik - parsknął śmiechem dla zasady, ale kłamał. Po prostu poszedł za nią, wymykając się nim tamta wróci do sali. - Zasłużyła sobie - dodał słowa otuchy, prawdopodobnie.  - Tylko ja mogę cię wkurzać - dźgnął ją palcem w żebro na co ta tylko się zgięła z grymasem, i migusiem ją wyprzedził wchodząc w inny korytarz. Ten chłopak był niemożliwy.

Wiedz, że...Where stories live. Discover now