#3 Czyżby?

5 1 0
                                    

Szkolni komentatorzy nie wyrabiali obserwując ekscytującą rozgrywkę dwóch szkół. W tle leciała najróżniejsza muzyka, która miała podtrzymać nastrój panujący na sali, w tym głównie techno i remixy jak: "Jumpin" Timmy'ego Trumpet'a.

- Świetnie Ci poszło! - Stephanie uścisnęła zmęczoną Charlotte, która poprawiała swoją kitkę. - Wy też byłyście super - pochwaliła resztę dziewczyn z szerokim uśmiechem.

- Mam wrażenie, że trochę opóźniałam niektóre ruchy - wymamrotała nieco speszona, ale skrycie - już dawno nie czuła w sobie takiej energii.

- Nawet jeśli, i tak wszyscy byli zachwyceni, a nasza drużyna jest w zarąbistej formie, widziałyście jakiego kopa dostał Brayden? Uwielbiam patrzeć na tę pasję wypisaną na pięknej twarzy... - rozmarzyła się trochę patrząc z uwielbieniem na koszykarza, na co Lottie tylko uniosła spojrzenie. Bez komentarza. Jednak ona również to zauważyła. Może przedtem nie odpowiednio się rozgrzali i teraz na spokojnie wygrają? Chociaż walka była naprawdę wyrównana udało im się mieć trzy punkty przewagi.

- Szkoła Amino Chartex wygrywa!!! - Sala wypełniła się kibicowską radością i wiwatami. Kolejny puchar do kolekcji dyrektora. 

- Nasza kolej! Wchodzimy! - Zarządziła czarnooka i cheerleaderki wykonały krótki układ zwycięstwa, przy okazji gratulując chłopakom. Po tym  Lottie od razu chciała się zmyć, żeby nikt przypadkiem nie przyszedł i nie zaczepił jej zbędnymi pytaniami. To wszystko działo się tak szybko, że sama musiała przetworzyć te informacje. Już zaczynała się zastanawiać, czy nie wrócić do drużyny, ale ktoś pociągnął ją za włosy, więc dziewczyna, aż się odchyliła.

- Co je- urwała patrząc w szoku na blondyna. Od razu zmarszczyła brwi i poprawiła fryzurę.

- Od kiedy przychodzisz mi kibicować? Jeśli te pokraczne ruchy można było tak nazwać - cały spocony i tak nie mógł się powstrzymać od docinek, nawet jeśli była na tyle dobra i intrygująca, by nieumyślnie zmusić go do działania.

- Od kiedy świnie grają w piłkę. I tak, mowa tu o Tobie. Wiesz, co to dezodorant? 

- A wiesz, że cheerleaderki mają być słodkie? - Ich dogryzanie sobie czasami mogłoby trwać bez końca, ale z ich dwojga to ona była mniej wyszczekana, więc tym razem tylko zmierzyła go spojrzeniem. - A skoro ty tylko jesteś brzydka, to lepiej uciekaj do szatni. Szkoda stroju - poklepał ją po głowie, nim ta zdążyła strącić jego rękę i odwrócił się w drugą stronę. Wyglądała zbyt seksownie, by mógł dalej jej dokuczać. Przeczenie samemu sobie niby już weszło w jego nawyk, ale miał wrażenie, że z roku na rok jest przy niej inaczej i nie potrafił tego rozgryźć.

- Lottie, Ray, a wy gdzie?  Fotki do rocznika robimy! - Liderka przywołała ich oboje do grupy sportowców, więc niechętnie musieli iść tam razem. Oczywiście na paru zdjęciach dziewczyna miała albo jego głupią minę za głową, albo dorobione rogi. Niemal co roku klasowe zdjęcia z byle okazji posiadały bardzo dziwne miny tej dwójki. Ale to i tak wyjątkowe wspomnienia.

Po powrocie do domu Charlotte była na tyle zmęczona, że rzuciła się na łóżko i zamknęła oczy głęboko wzdychając. Kolejny męczący dzień w szkole, a mimo to i tak jej się podobało, choć nie działo się nic na tyle niezwykłego. Uwielbiała być sama w domu, cisza i spokój. Już prawie zasnęła, gdy poczuła krótkie wibrowanie przy głowie. Leniwie unosząc powieki spojrzała na wyświetlacz telefonu  i na chwilę jej serce przyspieszyło, tylko nie do końca wiedziała czemu. Wolała sobie wytłumaczyć, że pewnie to przez mały szok. Na pewno.

Od: Irytujący Palant

'' Jutro 17 u Smitha. Ok? " 

Odczekała dłuższą chwilę, by mu nie odpowiadać od razu. W końcu męczyła go już tyle razy o ten projekt, że woli nie pokazywać, że aż tak ona i Sam są od nich zależne. W duchu ucieszyła się i delikatnie uniosła kąciki ust, bo jednak nie wystawi jej do wiatru. Była grupka stworzona specjalnie do tego projektu, ale napisał zwykłego sms'a tylko do niej. Wzięła krótki oddech i sama przed sobą udając, że całkowicie ją to nie rusza odpisała.

Od: Mały brzydal

'' 17:30. ''

Scrollując instagrama spojrzał na przychodzące powiadomienie i uśmiechnął się pod nosem. Korona by jej z głowy spadła, gdyby choć raz się z nim zgodziła. Przynajmniej nigdy się nie nudził. Może i było to mocno dziecinne z jego strony, bo zdawał sobie z tego sprawę, ale sprawiało mu to radość, za każdym razem, gdy ją wkurzał. Po tylu latach nigdy mu się to nie znudziło. 

Gdy tylko odpoczął na tyle, żeby iść do sklepu na większe zakupy wyszedł ze swojego pokoju, w końcu dziadkowie są w tym wieku, że nie powinni się przemęczać. Od małego się nim zajmowali, więc gdy tylko nabywał kolejne umiejętności pomagał im jak tylko mógł.  Mimo, że mogłoby się wydać, że to rozpieszczony nastolatek z bogatej rodziny, prawda była inna. Na wszystko zapracował sobie sam dorabiając w sklepie na magazynie, pomagając przy przeprowadzkach, czy zajmując się dzieciakami sąsiadki. 

- Rayuś ~ Jak było w szkole skarbie? - Krótko-obcięta siwowłosa kobieta z uśmiechem włożyła ciasto do piekarnika. - Widziałam, że byłeś zmęczony, więc postanowiłam zrobić brownie, potrzebujesz cukru do regeneracji sił - spojrzała na niego ciepło i usiadła na taborecie w kuchni. Mieli całkiem przeciętne mieszkanie. Dwa pokoje, salon, kuchnia i łazienka przystosowana dla osób niepełnosprawnych. Niestety jego dziadek poruszał się już na wózku, bo udar zrobił swoją paskudną robotę. Niewiele też mówił i kilka razy w tygodniu przychodziła pielęgniarka, by zająć się nim lepiej, niż oboje potrafili. Brayden od dziecka grał w koszykówkę, i to właśnie dziadek sprawił, że pokochał ten sport. Dwa lata temu, gdy trafił do szpitala, chłopak był w rozsypce. Za każdym razem, gdy widział jak babcia gotowa na najgorsze płacze po kryjomu lub powstrzymuje się przed mężem wiedział, że nie może być dodatkowym ciężarem.  Sam powód do dumy i szczęścia. Taki był plan, ale jak każdy, po drodze pogubił się kilka razy zbaczając z dobrej ścieżki i prawie tracąc szansę na dobrą karierę.

- Dzięki, babciu - ucałował jej policzek i poszedł nalać sobie wody do szklanki. - Spoko, mieliśmy mecz z  Riverview i udało się wygrać. Potrzebujesz czegoś ze sklepu? 

- Jestem z ciebie dumna, mam nadzieję, że bez problemu dostaniesz potem stypendium - poklepała go po plecach. - Ojciec dzwonił i pytał czemu od niego nie odbierasz - przyjrzała się uważnie chłopakowi, jednak doskonale znała odpowiedź. Pojawiali się kilka razy w roku, można było to zliczyć na jednej ręce. Każdy chłopiec potrzebował rodziców, lecz Ci wybrali karierę. Może i dzięki temu, dziadkowie nie musieli się martwić o pieniądze, on również, jednak już od kilku lat nie przyjmuje żadnych pieniędzy. W każdej sytuacji, kiedy najbardziej potrzebował wsparcia matki, czy porady ojca, wiecznie zajęci pracą po prostu się go pozbyli podrzucając go dziadkom. Urodzin nigdy nie spędzili w pełni razem. Matka była stewardesą, a ojciec pilotem, więc gdy tylko się urodził niemal non stop go podrzucali do starszych. Tu na tydzień, tu na miesiąc, aż w końcu na dziesięć lat i dłużej. - Powiedziałam to co zwykle, nie martw się, nikt cię do niczego zmusza. Może zaprosisz potem Olivera? Piekę całą blaszkę - na nowo zmieniła temat uśmiechając się. Babcie już takie są.

Wiedz, że...Where stories live. Discover now