Rozdział piętnasty - „Przed siebie."

7.7K 237 108
                                    

Głęboki oddech który zagościł w moich płucach na kilka sekund przed wejściem do domu, nie był pomocny. Stojąc na ganku czułam jak moje gorące ciało emanowało zatrważającą ilość potu.
A ja byłam obsrana. Właśnie miałam stanąć przed mężczyzną który dla własnych korzyści był zdolny do zlecenia morderstwa.
Cudna rodzinka.
Nastoletnia bulimiczka, jej brat bliźniak który zasługuje na żółte papiery. Ofiara gwałtu aka martwa
Elizabeth White, oraz dręczyciel i morderca.
Przykładna Amerykańska brygada.

— Oddychaj. — Rzekł szeptem Artemis. — Trudno żyć bez tlenu. Szczególnie astmatyczce.

Jedyne czego teraz pragnęłam to przestać oddychać.

— Sherlock. — Syknęłam dając się przepuścić w drzwiach.

Przez całą drogę, ja i Artemis rozmawialiśmy o tym wszystkim co nas trapiło. Chłopak szybko przyznał mi że już wcześniej traktował Henre'go jak chorego pojeba. Z początku gdy jeszcze nie rozumiał zbyt wielu rzeczy. Wszystkie historie ojca, wydawały się niesamowite. Jednak z czasem Artemis zaczął dorastać i zdawać sobie sprawę z tego jak wiele osób krzywdzi.

Przekonania i wychowanie mojego ojca, różniło się od zasad które wpajała mu ciotka.
Kiedy Celine mówiła że przemoc jest zła i nie wolno się do niej posuwać. Henry mówił że przemoc często jest konieczna aby osiągać cel. Tak właśnie powstał Artemis Moore.
Mieszanka dwóch osobowości. - Szlachetny i nieczysty. Dobry i zły. Sympatyczny i..
Nie, nie. Artemis Moore zdecydowanie nie był „Sympatyczny".

— Jesteśmy! — Zerwał się Artemis kiedy ja zrzucałam ze swoich stóp buty.

Idąc wzdłuż korytarza, zaczęłam bardziej zdawać sobie sprawę co właśnie mnie czeka.
Nie byłam pewna czy Aurora White da radę utrzymać emocje na wodzy. Czy aby napewno skrzywdzona dziewczynka nie rzuci się na Henre'go z ochotą wydrapania jego gałek ocznych.

Opcjonalnie zemdleje i nieprzytomna zacznę wyklinać mężczyznę w każdym możliwym języku.

— Jestem w biurze! — Szorstki głos wbił się do mojej głowy niczym kująca pokrzywa.

W biurze w którym wszystko się zaczęło.
Zagryzłam w pośpiechu wnętrze policzka po czym przeniosłam wzrok na pewnego siebie Artemis'a.
Zacisnęłam silnie powieki po czym powiedziałam sama do siebie w myślach.
Dasz radę Auroro.

— Dzieci! — Uniósł głos entuzjastycznie.

Przełknęłam ślinę lustrując ciało Henre'go w całej okazałości. Mężczyzna z szerokim uśmiechem wstał z ogromnego fotela i ruszył w naszym kierunku.

— Tato. — Odrzekł oschle Artemis.

Wysiliłam się na krzywy uśmiech.
Mimo trudu związanego z patrzeniem na groźnego psychola, szło mi całkiem dobrze. Stałam w miejscu żyłam, i nie odebrałam nikomu zdolności widzenia.
Całkiem okej, Rory!

— Cieszę się widząc was razem. — Powiedział dalej serdecznie się uśmiechając. — Chyba wasze relacje się poprawiły!

Oh, znacznie.
Daj mi jeszcze tydzień a oznajmię ci że nosze w brzuchu dziedzica imperium Moore.
Tak się składa że to nazwisko jest mi już przypisane w dokumentach, także nie byłoby problemu z tym aby je zmienić.

— Tak. — Odparłam równie oschle co Artemis wcześniej. — Przejdźmy do
konkretów. — Zamrugałam prędko powiekami.

— Jasne. — Poprawił swój krawat Henry. — E-maile.

Kiwnęłam lekko brodą na co uśmiech mężczyzny zanikł. Ojciec wycofał się do biurka po czym złapał za plik dokumentów.

— Zgaduje że Artemis przedstawił ci zasady
umowy. Studiuje prawo. — Powiedział nieodrywając wzroku od kartek. — Właściwie to może nie wiedzieć akurat o tym planie. Zaraz wszystko ci wytłumaczę.

ʏᴏᴜʀ  ɪɴᴛʀɪɢᴜᴇ | 16+ (Część Pierwsza)Where stories live. Discover now