Rozdział dziesiąty - „Obiecaj"

9.4K 311 234
                                    

— Czy uprawialiście już seks? — Zapytał Charlie przerywając ciszę która panowała w samochodzie Artemis'a.

Zamrugałam kilkukrotnie aby następnie usłyszeć śmiech kierowcy. Artemis'a rzecz jasna.
Przełknęłam ślinę niewiedząc co mogę odpowiedzieć Charliemu. Od razu przed oczami pojawiła mi się scena z przed paru minut, kiedy Charlie błagał mnie na kolanach abym pozwoliła mu zabrać się z nami.
Podobno nie chciał jechać z Jacobem bo jak to sam powiedział, „Jego bąki pachną gorzej od Mariny".

— No. — Powiedział rozbawiony
Artemis. — Opowiedz przyjacielowi.

A co ty jakiś kurwa głuchoniemy?

Nie, Charlie. Nie uprawialiśmy
seksu. — Odpowiedziałam chłopakowi zakrywając twarz dłońmi. — Gdyby kogoś w tym samochodzie to interesowało. W najbliższej przyszłości, plus minus do śmierci. Nie planuje sypiać z chłopakiem który nazywa tego samego człowieka co ja „ojcem".

— Tylko tak mówisz. — Powiedział opierając głowę o drugą stronę nagłówka mojego fotela. — Wróżyłem dzisiaj z kart tarota z Lane i..

— Jeszcze jedno słowo. — Przerwałam
chłopakowi. — A przysięgam że zatrzymam ten samochód siłą woli, i wypierdolę cie przez okno.

— Przepraszam. — Ucichł momentalnie.

Artemis wydawał się dość rozbawiony całą sytuacją.
Jedyne czego mi brakowało to to aby nasza grupa myślała że Artemis wkłada we mnie coś co było w dziesiątkach dziewczyn z całego miasta.
Jestem przekonana że ten człowiek jest nosicielem chociażby wirusa CNICS, to skrót od „choruje na idiotyzm ciężkiego stopnia."
Zgaduje że akurat to złapał od Susanah.
Nie jestem lekarzem ale śmiem twierdzić że przypadek jej głupoty, nie może być niczym normalnym. To zdecydowanie ciężka choroba.
W jej stadium to jedynym lekarstwem może być już tylko wpierdolenie się pod tira.

                                    *     *     *
— Chcesz bluzę? — Zapytał Artemis przyglądając się mojemu drżącemu ciału.

Byłam ekstremalnie głupia, myśląc że o pierwszej w nocy, w Chicago będzie ciepło. Jednak sukienka którą dorwałam na zakupach w galerii była oszałamiająca. Czarna, krótka, z długimi rękawami i pięknym wycięciem które podkreślało piersi.
Z niechęcią kiwnęłam głową w stronę Artemis'a, który od razu ściągnął swoją czarną bluzę i rzucił ją w moim kierunku.

— Dziękuje. — Powiedziałam zarzucając na siebie materiał.

Bluza Artemis'a była ogromna. Prawie topiłam się w nadmiarze materiału, ale uczucie ciepła wygrało z potrzebą dobrego wyglądania. Poza tym własność chłopaka była przesiąknięta jego zapachem.
Silne męskie perfumy na bazie mięty i zielonego jabłka, wbiły się w moje nozdrza niczym pociski.
Możliwe też że pod perfumami czułam nutkę zielska.

Wreszcie! — Wrzasnął Connor widząc jak na parking wjeżdża samochód Camerona i Jacoba.

Chwile później, z aut zaczęły wysiadać dobrze nam znane twarze. Szybko ruszyliśmy w ich kierunku.

— Mogłem jechać z wami. — Powiedział Charlie zarzucając rękę na moim bliźniaku. — Czułem się tam jak piąte koło u wozu. Czuje że gdyby mnie tam nie było. Artemis zatrzymałby się na najbliższym zjeździe i..

— NO TAK! — Wrzasnęłam stopując
Charliego. — Gdzie byliście? — Dodałam w pośpiechu, nieco ciszej.

Znaczną większość rozbawiła moja reakcja.
To akurat nie miało być śmieszne.
Dlaczego oni nie śmieją się z moich żartów kiedy trzeba?

ʏᴏᴜʀ  ɪɴᴛʀɪɢᴜᴇ | 16+ (Część Pierwsza)Where stories live. Discover now