Rozdział ósmy - „Ludzie są sobie pisani."

9.1K 305 100
                                    

TW: W tym rozdziale poruszony będzie temat zaburzeń odżywiania.

Kiedy uniosłam głowę z nad poduszki zmierzyłam się z piorunującym bólem głowy. Artemis dalej spał.
Wyciągnęłam telefon spod poduszki i spojrzałam na godzinę. Ekran telefonu pokazywał dziesiątą dwanaście. Z niechęcią spełzałam z łóżka i wcisnęłam na siebie wczorajsze ciuchy. Podeszłam do lustra zamontowanego na komodzie i zdałam sobie sprawę że wyglądam tragicznie.

Wczoraj, kiedy Artemis opowiedział mi o wszystkim.
Nie dałam rady. Płakałam tak mocno że po moim tuszu do rzęs zostały jedynie plamy.
Miała urodziny, a następnego zmarła.
Dzisiaj wypadały jej urodziny. Zagryzłam policzek odwracając się w stronę chłopaka po czym poszłam do toalety. Nie chciałam sobie wyobrażać jaka niezręczność nastanie między nami kiedy chłopak się obudzi.

                                    *    *    *

— Mmm! — Charlie wydał dźwięk który miał oznaczać że jedzenie mu smakowało. — Rory, powinnaś otworzyć własną restauracje z naleśnikami!

Zaśmiałam się widząc jak każdy obżerał się plackami jagodowymi mojej roboty. Nie musiałam nawet nikogo wołać. Na odgłos smażenia wszyscy zebrali się w kuchni jak na zbiórce.

— Normalnie powiedziałbym ci że smakują ci dlatego że masz kaca. — Zaczął Connor. — Ale boje się że Rory nie da mi więcej placków.

Menda.

— Właśnie skończyłeś jeść, Connor. — Syknęłam kiedy wzrok wszystkich obrócił się w stronę pokoju w którym wcześniej spałam.

Wstał.
Artemis żwawym krokiem wyszedł z pokoju kiedy wszyscy zamilkli czekając na jego pierwsze słowa.

— Japierdole ale mam kaca. — Syknął podchodząc do lodówki aby wyjąć butelkę wody. — Nawet nie pamiętam z kim spałem.

Zamrugałam kilka razy i blado wgapiałam się w Artemis'a. Nie wiedziałam czy to dobrze czy nie, cisza jaka zapanowała była żenująca.

— No co? — Zapytał unosząc brew. — Najebałem Tristanowi? Leży w szpitalu?

On zupełnie nic nie pamiętał.

— Właściwie to.. — Podrapał się po karku Cameron.

— Spałeś ze mną. Zrzygałeś się i potem
zasnąłeś. — Skłamałam szybko.

Artemis uniósł w rozbawieniu wzrok kiedy ja zrzucałam na talerzyk ostatnie placki.

— Nie miałaś spać z Tristanem? — Zapytał jakbyśmy byli w kuchni sami. — Gdzie on jest?

— Musiał wrócić do domu. — Rzuciłam ramionami.

Wszyscy milczeli. Musieli milczeć, kto by go okłamał jak nie ja? I tak widzieli jedynie tyle ile pozwolił im na to Artemis. To mi mówił o tych wszystkich okropnych rzeczach. Nie potrafiłabym z nim rozmawiać wiedząc że nosze na plecach jego całe życie. To rzucało na niego nowe światło w moich oczach. To sprawiało że zaczynałam go rozumieć.

— Ty nie jesz? — Zapytała Lane.

Ah. No tak.

— Niee.. Nie przepadam za tymi
plackami. — Rzuciłam ramionami. — Connor, wygrałeś. Napisze Henremu że nie jedziemy do Paryża.

Chłopak w triumfie wyszczerzył zęby a ja złapałam telefon aby napisać do Henre'go.

— Co? — Powiedział zdziwiony Artemis.

Kurwa. Nie pamiętał.

— Connor nie chciał lecieć. Poza tym, każdy jeszcze jest pijany, zanim spokojnie wsiądziemy za kółko będzie 16. — Wytłumaczyłam szybko. — Nie ma sensu jechać do nich na siłę. W poniedziałek i tak wrócą.

ʏᴏᴜʀ  ɪɴᴛʀɪɢᴜᴇ | 16+ (Część Pierwsza)Where stories live. Discover now