- Czyli wszystkie Salamandry mogą wybrać czy w danej chwili są w postaci kucyka, czy w ubiorze wróżki?- Tak, - odpowiedziała Lockette - lecz pamiętaj, że jesteśmy tutaj, by uczyć się sovour vivru, a nie prowadzić dyskusję. Na to będzie czas po zakończeniu lekcji - zapewniła córkę. - A teraz, podnieś filiżankę i delikatnie sącz z niej herbatę.
Młody kucyk zrobił jak mu kazano: sięgnął kopytami po naczynie.
- Cherie, tutaj robi się to zazwyczaj za pomocą magii, nie kopyt.
Rainbow odłożyła filiżankę na spodek i tym razem spróbowała go mentalnie podnieść.
- Zadowolona?
Rainbow nie chciała, by zabrzmiało to tak w niemiły sposób. Nie była zła na matkę. Po prostu dzisiaj wstała lewą nogą z łóżka i ostatnie, na co miała ochotę, była nauka picia herbaty.
Królowa zmarszczyła brwi i wykrzywiła usta. Była trochę urażona tonem głosu córki.
- Przepraszam. Źle się czuję. - Cherie spuściła wzrok na podłogę.
- Nie chcę ci po raz kolejny przypominać, bo już to wiesz, ale jeszcze raz powtórzę: gdybyś nie zachowywała się w restauracji pani Tne i jej męża, tak jak się zachowałaś, nie musiałybyśmy w ogóle tego ćwiczyć.
Dash bardzo chciała być zła na rodzicielkę, ale nie mogła. Sama była sobie winna sytuacji.
- Jeszcze raz: użyj telekinezy do podniesienia filiżanki i spodka na wysokość brzucha. Za każdym razem, kiedy chcesz wziąć łyk, przybliż spodek z filiżanką do ust i sącz małymi łyczkami. O tak. - I po raz kolejny zaprezentowała poprawny przebieg picia.
Dash starała się naśladować ruchy matki, ale nie szło jej najlepiej.
- Córko, nie mogę na to patrzeć!
Przysunęła się bliżej Cherie i chwyciła za nią porcelanę i po raz kolejny zaprezentowała cały proces przy Dash.
- Chyba rozumiem - powiedziała, z nadzieją, że matce wystarczy potwierdzenie i puści ją wreszcie na przerwę.
Królowa westchnęła.
- Idź, idź... Wrócimy do tego po przerwie! - Krzyknęła za plecami tęczowowłosej, kiedy ta opuszczała salon.
- - - -
Stukot kopyt Rainbow odbijał się echem po pałacu. Podobało jej się to. Działało na nią uspokajająco. Takie: stuk, stuk, stuk!
Dash odpuściła sobie jakiekolwiek ubranie, gdyż narazie nie miała w planach żadnych oficjalnych spotkań. Na włosach miała jedynie zaczepioną wsuwkę z pszczołą od starszej pani, której pomogła w zeszłym tygodniu.
„Spełni jedno twoje życzenie" jej głos pobrzmiewał w uszach Rainbow. Wierzyła w to, tak samo jak wierzyła w Equestriańską magię czy magię wróżek. Mimo iż bardzo ją korciło, by sprawdzić tezę i wypowiedzieć życzenie, wolała poczekać z tym do ekstremalnych zajść w jej życiu. Takich, kiedy by najbardziej potrzebowała wsparcia.
Zakręciła w prawo, w hol, prowadzący do jadalni. Dash zazwyczaj jadała u siebie w komnacie, ale czasem przychodziła do jadalni i spożwała posiłek wraz z matką.
Nagle wpadła na kogoś i mocno uderzyła się w klatkę piersiową.
- To znowu ty, Lenny? - Spytała z automatu.
Myliła się, lecz nie bardzo, gdyż stał przed nią ojciec jej kolegi.
- Nie. To ja, strażnik - odpowiedział jej kamiennym głosem ogier.
CZYTASZ
Plamista istota
FanfictionRianbow Dash jest w tarapatach. Jej szkolni prześladowcy zamieniają jej życie w koszmar, bo fałszywe plotki na jej temat szybko rozpylają się po Ponyville. W pewnym momencie klacz znajduje się w trudnej pozycji, ponieważ nikt jej nie ufa. Wie jedno...