Rozdział 7

2.7K 81 71
                                    

Pov. Xander

Paląc na balkonie moja uwaga skupiała się tylko na oknie, w którym widziałem Snow. Wróciła. Wróciła jeszcze bardziej zepsuta niż wcześniej, a fakt, że przyczyniłem się do tego rozrywał moją duszę od środka. Ten upadły anioł a właściwie jego cień próbował rozświetlić życie Grabs, kiedy biegały po mieszkaniu, śmiejąc się i tańcząc. Próbowała być silna jak zawsze, próbowała walczyć mimo chęci poddania się. Widziałem to, widziałem jej ból, żal i wyrzuty sumienia. Widziałem, jak udaje i nie byłem w stanie jej pomóc.

Nie umiałem sobie wytłumaczyć, dlaczego zdecydowała się akurat zamieszkać tutaj, ale widziałam, że będzie to najgorszy błąd jaki popełniła.

Doskonale wiedziałem, że nie uda mi się trzymać od niej z daleka.

Zapieram się każdego dnia, błagając wszystko i wszystkich abym miał siłę odejść i nigdy nie wracać do jej życia. Nie zasługiwała na to abym ponownie się w nim znalazł, nie zasługiwałem na nią.

Bolało, kurewsko mocno bolało. Prawdopodobnie nic w życiu nie sprawiło mi aż takiego bólu jak widok dziewczyny, dla której mógłbym zrobić wszystko w objęciach innego. Stała z lekkim uśmiechem na twarzy rozmawiając z Dylanem, a w mgnieniu oka znalazła się w jego objęciach. Przymknąłem powieki próbując zapomnieć o tej chwili, próbowałam zapomnieć o wszystkim co wiązało się z nią jednak nie potrafiłem.

Nie potrafiłem zapomnieć o Lilianie Snow, o tych niebieskich tęczówkach, szczerym uśmiechu, o cynamonowym smaku. A najgorsze w tym wszystkim, że nadal łapałem się na drobnych gestach jakie starałem się powtarzać każdego dnia. Otwarte okno balkonowe w sypialni, zapas borówek i malin w lodówce, kawa i syrop cynamonowy czy herbata owocowa zawsze lądowała w sklepowym wózku. Jej ulubiona koszulka upchana głęboko w szafie czy nocne przejażdżki nad jezioro, który stały się moim rytuałem, a to wszystko dlatego, że tylko o niej nie potrafiłem zapomnieć.

Potrafiłem złamać każdą obietnicę jaką złożyłem dla jej dobra nie myśląc o konsekwencjach.

Wybrałem ją, nie siebie czy nas.

Ona w tym wszystkim była najważniejsza.

Ponownie spojrzałem na okno widząc jedynie Dylana, który stanął w oknie łapiąc za zasłony jednak zanim je zasłonił spojrzał na mnie a w jego oczach widziałem tylko rozczarowanie, które w żadnym stopniu nie mogło równać się z tym Flynna, kiedy dowiedział się o motywie, przez który podpaliłem niebo, które obiecałem Snow.

- Xander! - dobiegł do mnie głos Vanessy - Xander! - ponowiła, nabrałem gwałtownie powietrza spoglądając przez ramię.

Stała z założonymi rękami na klatce piersiowej z tą pretensjonalną miną, przewróciłem oczami odbiłem się rękoma od barierki ostatni raz patrząc w stronę kamienicy nie dostrzegając już nic poza zapalonym światłem. Wszedłem do mieszkania od razu zwracając uwagę na czarną bluzkę, którą jestem w stanie rozpoznać z kilometra.

- Co ty do kurwy masz na sobie? - zapytałem podchodząc do niej bliżej.

- Bluzkę? - prychnęła odwracając się do mnie plecami, podeszła do stołu poprawiając wazon z kwiatami, które sama sobie kupuje wmawiając każdemu, że dostaje je ode mnie po każdej walce.

- To widzę, dlaczego tą? - złapałem ją za ramię odwracając w moją stronę, jej brązowe tęczówki badały mnie wzrokiem, a minimalny uśmiech błąkał się po twarzy czekając jak ponownie wybuchnę.

Zaśmiałem się pod nosem zaciskając dłonie na jej rękach, a ona nawet się nie skrzywiła jedynie prychnęła pod nosem dalej mnie prowokując.

- No dalej Xander ...

Nasz kawałek piekła حيث تعيش القصص. اكتشف الآن