Rozdział 4

3K 87 41
                                    

Pov. Liliana 

- Wstawać! - usłyszałam cholernie głośny krzyk Willa, który momentalnie przyprawił mnie o jęk spowodowany niemiłosiernym bólem głowy - zapomnieliśmy o Blair! - dodał przez co momentalnie zerwałam się z łóżka mało nie uderzając głową o ścianę. 

- Ała - mruknęłam cicho podpierając się rękami o szafę, która zamortyzowała mój upadek - przecież jest ... - złapałam za telefon od razu wybudzając go z uśpienia co było definitywnie złym pomysłem, przerażona przeniosłam wzrok na mężczyznę, który za wszelką cenę próbował dobudzić Lee.

Mamy przesrane. 

- Jeszcze pięć minut mamo ... umyję zęby jak wstanę - mruknął pod nosem naciągając na siebie jeszcze bardziej kołdrę. 

Przełknęłam ślinę przenosząc wzrok na Gabby, która zniesmaczona siedziała na łóżku trzymając w ręku swój ulubiony koc, bez którego nie umie zasnąć. 

- Lee, jeśli za pięć minut nie wyjdziemy to Blair da nam całą wieczność na sen! - mówił próbując dobudzić swojego syna, który dopiero wstał na mój emocjonalny szantaż. 

- Wczoraj wygadałam Mii o ... - nawet nie dane było mi dokończyć, Lee zerwał się z łóżka jak poparzony wywalając się na podłogę przez kołdrę, w której się zaplątał. 

- Zabije cię! - jęknął pokładając się na panelach z bólu. 

- To dopiero po odebraniu Blair z lotniska, muszę mieć dowody, że nie doprowadziłem do tragikomedii pod jej nieobecność! Ubierać się, bo nie zamierzam mieszkać w kancelarii - wskazał na łazienkę, a my jak posłuszne dzieci ruszyliśmy w jej stronę zapominając o jednej bardzo istotnej rzeczy. 

- No chyba sobie jaja robisz? - zapytał łapiąc za klamkę od drzwi, uniosłam brwi do góry otwierając drzwi – Lily ja idę pierwszy, capię do cholery alkoholem! 

- Trzeba było nie zakładać się z Josie! Nie moja wina, że Evans nie umie lać porządnie wódki do gęby! - wyrzuciłam ręce do góry na co się zapowietrzył puszczając klamkę, zacisnęłam usta w wąską linię robiąc szybki unik, żeby jak najszybciej wejść do łazienki i zamknąć drzwi na klucz.

- Boże za jakie grzechy? - zapytał sam siebie Will – to co słoneczko? Tylko ty mi zostałaś normalna.  

- Lily do cholery! - uderzył w drzwi, kiedy ja zadowolona odkręcałam wodę pod prysznicem. 

- Przypominam, że w jakimś stopniu mam geny Lily i jestem wychowywana przez całą resztę ... to nie wróży za dobrze naszej przyszłości - odpowiedziała mu Gabby. 

Przymknęłam powieki nawet nie mając zamiaru tego komentować, gustownie zignorowałam tą konwersację na rzecz porannego prysznica, który definitywnie był potrzebny. Jednak szum wody nie zagłuszył długiego, pełnego żalu jęknięcia Willa jak i Lee, który za wszelką cenę chciał się dobić do łazienki. 

Wyszłam z łazienki w pełni zadowolona posyłając w powietrzu buziaka Lee, ten jedynie prychnął pod nosem zamykając się w łazience, aby zaraz potem wydrzeć się na cały hotel. Całe Broken Arrow usłyszało jak Lee Thomson nienawidzi ze mną dzielić łazienki. 

Biegiem wsiedliśmy do auta modląc się w duchu, aby tym razem było opóźnienie. Całą drogę sprzeczałam się z Lee o czas jak i ciepłą wodę, którą podobno zużyłam całą. Nasza ostra dyskusja doprowadziła do stanu, w który on i ja zatopiliśmy topór wojenny udając, że ta sytuacja nie miała miejsca i każde z nas może iść przeżywać swojego kaca w samotności wpatrując się w szyby.  

Nie umiałam określić czasu, w którym ponownie zasnęłam, a tym bardziej momentu, kiedy Blair siedziała na przednim miejscu pasażera w pełni podekscytowana. 

Nasz kawałek piekła Where stories live. Discover now