Rozdział 6

2.5K 77 52
                                    

Stałam dobre dziesięć minut wahając się czy powinnam zapukać w te cholerne drzwi. Dokładnie te same drzwi, które musiały znieść tysiące trzasków w naszym wykonaniu. Stałam przed drzwiami do mieszkania Xandera Hendersona, w którym sama miałam zamieszkać i do którego nadal mam klucze.

Dorobił je specjalnie dla mnie, mimo że do końca zapierał się, że są zapasowe, podobno dostał je razem z mieszkaniem i tylko mu przeszkadzały. Wierzyłam w to do momentu, w którym Flynn w pełni zadowolony stał w korytarzu kręcąc na palcu pękiem kluczy, kiedy ja otwierałam drzwi. Do tej pory pamiętam jego zwycięski uśmiech i słowa. Przecież doskonale wiedział, że na próżno nie jechał do Tulusy o dwudziestej trzeciej, aby dorabiać klucze.

A dziś?

Dziś rozważałam opcje ucieczki, mentalnie tego potrzebowałam, ale chęć odpowiedzi na pytanie, które spędzało mi sen z powiek była dużo większa.

Musiałam wiedzieć czy z swojego balkonu ma idealny widok na moje okno.

Cofnęłam się z zamiarem wyjścia z kamienicy jednak ponownie przypomniałam sobie, że to tylko mieszkanie Xandera, w dodatku sama się wprosiła, a jedyne co może się stać to kłótnia, w której oboje znów przepadniemy żebym na koniec szukała swojej winy w naszej relacji.

Normalnka.

Nabrałam powietrza lekko się wzdrygając, kiedy moja ręka zetknęła się z dzwonkiem. Cholerna muzyczka rozbrzmiała po klatce schodowej, a po chwili drzwi się otworzyły.

Momentalnie znieruchomiałam.

W progu mieszkania nie stał brunet z tym swoim typowym sarkastycznym uśmiechem czy pustymi, czarnymi oczami. Nie stał tam nawet Flynn, Victor czy Alice czy ktokolwiek inny kogo mogłam się spoczywać.

W progu mieszkania stała Vanessa, cholerna Vansessa Grey i była Xnadera. Choć może i na nowo obecna. Patrzyłam na nią powstrzymując łzy przecież była ubrana w czarną koszulkę, w której ja zawsze spałam jak nocowałam w tym mieszkaniu. Czarny materiał, który przechrzciłam na swój otulał jej ciało. W ręce trzymała mój ulubiony kubek z misiem, a do moich nozdrzy dotarł zapach owocowej herbaty.

Od dziś pije tylko wodę i alkohol.

Wyprostowałam się próbując choć trochę zakryć wszystkie emocje jakie kotłowały się we mnie. Był z nią, Xander Henderson wybrał dziewczynę, która go wykorzystywała. Wolał ją niż mnie, a ja w żadnym stopniu nie mogłam być zazdrosna.

- O nasza mała królowa chociaż nie wiem, czy powinnam tak mówić w obliczu tych wydarzeń - zaśmiała się opierając o framugę drzwi.

Jej brązowe oczy wręcz lśniły, a na czerwone usta wpłyną zwycięski uśmiech.

Lafirynda.

- Ciebie też miło widzieć Vanessa - odezwałam się poprawiając włosy ręką - chyba lubisz pszczoły?

- Co? Chyba geny mamusi dają o sobie znać.

- Bo kurwa latasz z kwiatka na kwiatek - dokończyłam ignorując jej komentarz na temat matki co było idealnym posunięciem.

Zapowietrzyła się zaciskając mocniej rękę na drzwiach automatycznie zagradzając mi przejście.

- Xander wróci wieczorem, ale raczej nie będzie chciał z tobą gadać - zadrwiła próbując zamknąć drzwi, przewróciłam oczami próbując ją powstrzymać. Przytrzymam drzwi obserwując jej reakcję, na siłę próbowała je zamknąć mało nie łamiąc mi przy tym ręki na szczęście dieta wysokobiałkowa oddała.

- Xander cię tu nie chce!

- Chce tylko misa mojej siostry.

- Chcieć, a móc to dwie inne rzeczy - fuknęła prawie zamykając drzwi.

Nasz kawałek piekła Where stories live. Discover now