7. Miracle

823 90 15
                                    

Zakład psychiatryczny miał kształt kwadratu bez jednego boku. Nie był to jakiś nadzwyczaj okazały budynek.
Wszystkie korytarze i niektóre pomieszczenia oraz podwórze były monitorowane. Simon chciał wiedzieć czy stan jego pacjentów ulega jakiejkolwiek zmianie. Czasem była to zmiana na lepsze, a innym razem na gorsze.
Ośrodek ma na swoim koncie paręnaście samobójstw, dwa morderstwa, pożar i powódź, ale wśród tych nieszczęść zdarzały się również cuda.

~°~

Co ciekawego można robić w "Syco"? Grać ze sobą w warcaby, czytać codziennie tę samą książkę, rozstawać się i schodzić co pięść sekund, rysować oraz grać na pianinie. To ostatnie na nowo pochłonęło Harry'ego w całości. Pamiętał jak w czwartej klasie szkoły podstawowej mama zapisała go na lekcje gry. Był wtedy na nią wściekły. Inne dzieci bawiły się beztrosko na osiedlowym podwórku, podczas gdy Styles w każde czwartkowe popołudnie siedział z panią Brook i uczył się nut. Mówi się że początki są najcięższe. I gdy był początkującym uczniem Blue Sky Music High School tak właśnie myślał.
Ale teraz?...
Teraz początek wydawał się dla niego niczym w porównaniu z końcem. I nie chodzi tu o szkołę muzyczną, lecz o życie.
Nasze pierwsze dni są ciekawe. Pełne radości i, mimo, że zapełnione beztroską, trudne. Uczymy się wszystkiego od zera: jak się chodzi; jak się wiąże sznurówki; jak się posługuje łyżką i tak dalej. Raczkujemy przez życie, by potem chwiejnie wstać na dwie nogi i, wreszcie, ruszyć biegiem, aż do Mety. Jednak nie wszyscy ludzie do niej docierają...
Niektórzy, jak Harry, poddają się gdzieś w połowie i to Meta musi przyczłapać do nich.
Inni, na przykład Louis, zatrzymują się, by złapać oddech. Stoją w miejscu pięć minut; dwie godziny; tydzień; trzy miesiące; pół roku; pięć lat, a nieraz nawet ćwierć wieku. Część z nich po jakimś czasie rusza w dalszy bieg. Inni stale stoją w miejscu, aż zostaną podeptani przez biegnących, lub zgniją tam zapomnieni przez pozostałych.

I nie ważne jest to, czy podążasz powolnym truchtem, stajesz, czy się podajesz - i tak w pewnym momencie Meta cię dopadnie.

Harry poddał się, lecz Meta nie była łaskaw po niego przyjść. Może miała homofobię i brzydziła się go dotknąć? A może uważała, że dwadzieścia jeden lat to nie jest odpowiedni wiek, by znaleźć się na drugim brzegu mitycznego Styksu.

"- Niech się jeszcze pomęczy!" - krzyczał diabeł siedzący na lewym ramieniu Mety.
"- Jeszcze ma do wykonania ważne zadanie" - przypominał cienkim głosem aniołek.

Każdy ma jakąś swoją życiową misję. Spełnianie się zawodowo, marnowanie ziemskiego tlenu, pomaganie innym i tym podobne. Czasem są to ambitniejsze zadania, a nieraz bezowocne leżenie w łóżku. Ale każdy ma swój życiowy cel, który musi spełnić, bo inaczej nie jest gotowy na ostateczne spotkanie z Metą.

~°~

- Hej, Lou. - zobaczył chłopaka, który siedział na szerokim parapecie. - Czego dziś chcesz posłuchać? - Styles wyciągnął kartki z teczki i rozłożył je na instrumencie. Louis wzruszył ramionami. - W takim razie losuję. - odparła i z zamkniętymi oczami wybrał "I look after you". - Może być? - upewnił się, na co Tomlinson przytaknął. Harry grał, a Louis miał łzy w oczach. Słona ciecz gromadziła się pod jego powiekami, ale niebieskooki nie pozwolił im wkraść się na blade policzki. Tylko jedna buntowniczka wydostała się spod powieki i spłynęła wzdłuż długiej blizny. I to wystarczyło by Louis cofnął się pamięcią o pięć lat.
Przypomniał sobie koncerty. Wspomniał oddanych fanów. Przed oczami stanęła mu uśmiechnięta twarz Zayna. Oraz to pokrwawione oblicze ukochanego, które często widywał w swoich koszmarach. Pamiętał moment, gdy w pierwszej klasie liceum Malik podszedł do niego po lekcji muzyki i powiedział "Hej moglibyśmy tworzyć niezły duet. Wiesz, ty wokal, ja pianino. Co o tym sądzisz?". I pamiętał moment, gdy przed ich występem na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie Mulat klęknął przed nim na jedno kolano i spytał zwyczajnie "Wyjdziesz za mnie?" i co z tego, że Louis zapomniał tekstu przed samą Elżbietą II, był to jego najszczęśliwszy dzień w życiu. I, w końcu, pamiętał moment, gdy pisk opon, wrzask bólu i zapach śmierci odebrały mu cały jego świat. Pamiętał Zayna, który kurczowo trzymał jego dłoń i powiedział na jednym wydechu "Tworzyliśmy niezły duet. Ty wokal, ja pianino". Louis pokiwał tylko głową. Łzy i krew rozmazywały mu obraz narzeczonego. Zemdlał, gdy tylko poczuł metalową obrączkę w jednej z rąk. Uścisk zakochanych poluźnił się, aż ręką Malika bezwładnie opadła.

Tego dnia w wyniku karambolu umarło kilka osób, w tym Zayn. A paręnaście osób, tak jak Louis, było w ciężkim stanie.
Tomlinson spędził pół roku w szpitalu. Po kilku operacjach i rehabilitacji w końcu wyszedł. I co dalej? Mieszkał z Zaynem, występował z Zaynem, miał fanów razem z Zaynem, żył dla Zayna.
Louis był sierotą porzuconą w wieku kilku miesięcy. Wychowywał się w domu dziecka. Jedyną osobą, która widziała w nim wartościowego człowieka była jego młodsza siostra. Lottie trafiła do rodziny zastępczej, gdy miała 14 lat. Przez rok utrzymywała kontakt z bratem, lecz potem zaczęła żyć własnym życiem. Zapomniała o przeszłości i zdecydowanie wkroczyła w przyszłość z nowymi ludźmi. Szkoda, że Louis nie potrafił wziąć przykładu z siostry. Chociaż kto wie... Niebieskooki nigdy jeszcze nie próbował przekroczyć tej granicy. Nie miał po co. Nie miał dla kogo. Lecz teraz...

- Ch-chcę stąd wyjść. - pozwolił łzom wymknąć się spod powiek. Harry momentalnie przerwał granie. Obdarzył Louisa zdziwionym spojrzeniem.

- Co? - to nie było tak, że Styles miał problemy ze słuchem, czy dziwił się, że Tomlinson chce opuścić "Syco". Po prostu nie był pewien czy starszy chłopak rzeczywiście przemówił, czy to on po spędzeniu tygodnia w psychiatryku najzwyczajniej w świecie zwariował.

- Chcę stąd wyjść. - powtórzył pewnie. Jego głos był trochę bardziej zachrypnięty niż pięć lat wcześniej. Ale z biegiem czasu wróci do specyficznego tonu.

- Louis.... Ty mówisz... - zauważył Harry. Miał otwarte usta i rozszerzone oczy.

- Do pełnego pakietu brakuje mi jeszcze latania. - zaśmiał się krótko niebieskooki.

- Jezu, Lou! - tchnął kędzierzawy i rzucił się mu na szyję. Był w niemałym szoku. Na jego zaróżowiałych policzkach pojawiły się łzy, spowodowane nadmiarem emocji.

To był właśnie jeden z nielicznych cudów "Syco".

×°×



Harry Decides to DieWhere stories live. Discover now