2. Mishaps

992 98 47
                                    

- Czemu mu to robisz? To niesprawiedliwe! - oburzyła się Nicole.

- Słuchaj. Nie mogę już na niego patrzeć. Trafił tu jak miał osiemnaście lat, teraz ma dwadzieścia trzy i co? I nic. Zero poprawy. Nie odzywał się przez poprzednie pięć lat, to i przez następne pięć się nie odezwie. Miałem już taki przypadek. Miłość. Miłość jest lekiem na wszystko! Ale strata miłości jest równa stracie wszystkiego...

- Rób jak chcesz. Tylko żebyś nie przedawkował tej całej miłości. - rzuciła pani Smis i opuściła gabinet dyrektora.

~°~

- Grasz sam ze sobą we warcaby? - zdziwił się Harry.

- Tak. Co w tym dziwnego? - zapytał równie zdziwiony Liam.

- Nic. W sumie to całkiem ciekawe. - odparł Styles i udał się do łazienki. - "Nie jestem psychiczny" - przedrzeźniał go, wspominając słowa współlokatora z poprzedniego dnia. Odkręcił kurek i wszedł pod gorącą wodę.

- Kto wygrał? - zainteresował się, gdy, już czysty, minął Liama leżącego na łóżku.

- Ja. - odparł dumnym głosem. - Zresztą ja zawsze wygrywam. - dodał.

- To gratuluję. Muszę iść.

- Narka.

Wyszedł przez niebieskie drzwi ze złotym numerkiem 317 i ruszył długim korytarzem w stronę gabinetu dyrektora.

- Siadaj, Harry. Miło mi cię widzieć. Twoja mama będzie za 10 minut. - oznajmił doktor Cowell.

- Nie chcę z nią rozmawiać. - zaskomlał chłopak.

- Nie musisz.

- Więc po co ciągniesz ją do oddalonego o 600 km. ośrodka dla psychicznie chorych?

- Ponieważ (1) chciała zobaczyć swoje jedynie dziecko, (2) chciała z tobą porozmawiać i (3) muszę zamienić z nią kilka słów. Rozumiesz?

- Tak.

- Synku! Och... Jak dobrze cie widzieć całego i zdrowego! - krzyknęła zatroskana Anne Cox.

- Niezupełnie zdrowego. - sprostował Simon, na co kobieta zbladła. - Ale o tym później. Harry, czy chcesz powiedzieć coś matce?

- Dziękuję, przepraszam. Żegnaj. - odparł chłopak i opuścił pomieszczenie. Łzy spływały po jego policzkach jedna po drugiej.
Pamiętał ten feralny dzień, kiedy to wyznał mamie, że jest gejem. Pamiętał jej słowa: "Nawet tak nie mów synu! W naszej rodzinie nie było i nie będzie żadnych homoseksualistów! Wybij to sobie z głowy! Jesteśmy katolikami, zapomniałeś?! To jest choroba, może idź do psychologa bądź psychiatry? Nie będę żyła z gejem pod jednym dachem." I wtedy Harry się wyprowadził. Matka wielokrotnie prosiła go, żeby wrócił do domu, jednak siedemnastolatek ułożył sobie życie po swojemu. Poznał czarującego Irlandczyka o różowych policzkach i rozjaśnianych, blond włosach. Niall załatwił mu pracę w jednej z ambasad, w której sam był wysoko ustawiony. Harry pomagał Anglikom we Francji i na odwrót, a Horan zajmował się Hiszpanami. Styles nawet nie wiedział kiedy ich przyjaźń odnalazła drogę do jego sypialni, tym samym przeobrażając się w miłość. Miłość jak ta z "Romea i Julii" - odwzajemniona i silna, lecz z tragicznym końcem. Po pierwszej i, jak się później okazało, ostatniej kłótni, Niall wybiegł z ich wspólnego domu prosto pod koła pędzącego samochodu. Harry nie był w stanie żyć z poczuciem winy, jakie spadło na jego barki po śmierci ukochanego. Dlatego dzień przed jego pogrzebem, w swoją urodzinową noc, postanowił popełnić samobójstwo. Chciał zamknąć oczy i już nigdy ich nie otworzyć. Nie chciał widzieć świata bez Nialla. Nawet nie wyobrażał sobie świata bez tego wesołego Irlandczyka przy boku. Jednak nie było mu pisane odejść w zapomnienie na wieki. Miał jeszcze misję. Bardzo ważną misję, o której nie miał najmniejszego pojęcia...

~°~

- Czemu on jest taki? - spytał Liama, gdy wyszli na podwórze.

- W sensie, że nie mówi? - dopytał się Liam. Styles i Payne zaprzyjaźnili się ze sobą, mimo, że Harry brał go za psychicznego osiłka, będącego mistrzem w warcaby ze samym sobą. To jest chore, zresztą wszystko tu jest chore; chorzy są mieszkańcy ośrodka, chory jest budynek, chore jest podejrzliwie spojrzenie Simona, chore są fioletowe włosy Perrie, chory jest "Cios udręki" czytany przez panią Smis po raz milionowy, chorzy są Justin i Selena, którzy ciągle ze sobą zrywają, aby następnego dnia znowu tworzyć kochającą się nad życie parę, chore jest również serce Harry'ego i chory jest Louis.

- Miał wypadek samochodowy, z tego co kiedyś słyszałem. Ma rozcięcie na jednym z policzków i całkiem sporo blizn, zauważyłeś?

- Oh, to straszne. - podsumował wyższy chłopak. Ileż było, jest i będzie wypadków samochodowych? W tej minucie jakieś auto zderza się z innym pojazdem, lub drzewem, czy wpada do głębokiego rowu. W tej minucie pasażer umiera. W tej sekundzie kierowca traci cały swój świat. To się dzieje. W kółko i w kółko.
Styles podszedł do Louisa i powiedział krótkie "Hej." Starszy chłopak obdarzył go przelotnym spojrzeniem i spuścił z powrotem głowę. Pojedyncze kosmyki za długiej grzywki odnalazły drogę do jego piekielnie niebieskich oczu. Oczu, które stale przypominały Harry'emu o Niallu. Ale to nie były te dobre wspomnienia, kiedy to kochali się całą noc w świetle lampek oświetlających wieże Eiffla, które wpadały przez ogromne okno sypialni. Ani też te, gdy zakochani późnym wieczorem spacerowali po piaszczystej, hiszpańskiej plaży. Było to ostatnie spojrzenie jego niebieskich tęczówek. Umierał. Zebrał całą swoją siłę i powiedział, dławiąc się własną krwią: "Kocham Cię, Hazz". A potem zamknął oczy, już na zawsze. I Harry nie widział równie pięknych tęczówek, aż do teraz.

- Ładny rysunek. - pochwalił starszego, który dziś kończył wczorajszy szkic psychiatryka. Na pożółkłej kartce Louis wiernie odzwierciedlił mieszkańców ośrodka. Przez okno wyglądał doktor Cowell, w jednej z sal dostrzec można było Perrie, na ławce siedziała czytająca "Cios udręki" pani Smis, pod drzewem stali złączeni w pocałunku Justin i Selena, jeden ze stolików zajmował Liam, grający sam na sam w warcaby, pod rozłożystą koroną dębu kucał Louis z kartką i ołówkiem w ręku, a obok stała wpatrzona w niego postać z burzą loków na głowie. Harry uśmiechnął się blado. Samotna łza odnalazła ujście i spłynęła ospale po jego policzku.
Rysunek niższego chłopaka uświadomił Stylesowi istotną sprawę. W tym ośrodku każdy miał swoje miejsce. Pani Smis na ławce, Simon w swoim gabinecie, Perrie w sali operacyjnej, Louis pod dużym dębowcem, a Harry obok niego.

×°×

940 słów

Korekta 26.08


Harry Decides to DieDonde viven las historias. Descúbrelo ahora