8. Changes

751 81 10
                                    

Louis mówił.
Może mało, ale jednak.
I wraz z pierwszymi, po pięciu latach, słowami Tomlinsona wszystko zaczęło się zmieniać.

~°~

- Jestem białymi. - oznajmił Payne i ułożył warcaby na wyblakłych polach.

- Tradycyjnie. - zauważył Harry. Zdarzyło mu się już kilka razy (prze)grać z Liamem.
Rozgrywka nabrała tępa. Przeświadczony o wygranej dwudziestodwulatek wykonał kilka nieprzemyślanych ruchów, co Styles sprytnie wykorzystał. Ostatnia biała królówka wpadła w ostateczną pułapkę. Payne zamrugał kilka razy i popatrzył krzywo na przeciwnika. Zdziwiona mina szybko przeobraziła się w uznanie.

- Wow, to było dobre. - przyznał Liam i poklepał współlokatora po ramieniu.

- Hah, wiem. Dzięki. - odrzekł młodszy chłopak. Pożegnał się z brunetem i udał się na podwórze. Jego oczom ukazało się szerokie drzewo, które teraz leżało w poprzek ogrodzonego terenu. Szybko podbiegł do pnia dębu i rozejrzał się. Louisa nie było nigdzie w pobliżu. Usiadł u stóp drzewa. Wyglądało jakby uderzył w nie piorun. Dwa metry pnia pięły się w górę. Większa część rośliny leżała wystrzępiona obok. Harry'emu zrobiło się przykro. Nieoczekiwanie Justin podszedł do Stylesa.

- Ale była w nocy burza. Nie mogłem zasnąć. Dobrze, że padał deszcz, bo przynajmniej to drzewo szybko zgasło. - rzekł chłopak.
"Ugasło?" powtórzył w myślach kędzierzawy. Popatrzył jeszcze raz w górę. I rzeczywiście. Wystrzępiona część dębu była trochę czarna.

- Yhym. - mruknął krótko Harry. Nie chciało mu się teraz gadać z Jussem, ale nie chciał też wyjść na egoistę w trakcie ich pierwszej rozmowy. - Co słychać u Seleny? - zapytał, choć zeszłoroczny śnieg bardziej go interesował.

- Rozstaliśmy się. - odparł smutno. "A to nowość" - pomyślał sarkastyczne Harry. - Na zawsze. - dodał jeszcze smutnej. "A to akurat nowość" - przyznał w myślach Styles i zrobił współczującą minę. Nauczył się tej sztuczki w pracy, gdy musiał słuchać tych zapłakanych ludzi. Ukradli mi auto, zgubiło się nam dziecko, zabrali mi dokumenty, jestem prześladowany - czyli typowe problemy turystów, których codziennie musi wysłuchiwać pracownik ambasady.

- Czemu? - nie chciał wyjść na wścibskiego, ale chyba mu się nie udało. Był ciekaw. Tak po prostu.

- Nie układało nam się. Wczoraj została przeniesiona do innego ośrodka, bliżej rodzinnego domu. Chciałem do niej dołączyć, ale to zakład tylko dla kobiet. - smucił się dalej Justin. Zielonookiemu przemknęło przez myśl, że jakby Bieber zapuścił trochę bardziej włosy, to bez problemu zostałby wpuszczony. Był on typem chłopaka o łagodnych rysach twarzy, który ubierał się w kolorowe ciuszki i dbał o swój wygląd bardziej, niż niejedna kobieta. Zapewne na ulicy posypałyby się w jego stronę wyzwiska typu gejek, pedał, homoś, czy obojnak.

- Przykro mi z powodu Sel. Szkoda, że tak się stało. - Stylesowi wcale nie było przykro i w ogóle nie zrobiło mu się szkoda Justina, ale nie chciał go bardziej dobijać. Tego też nauczył się w ambasadzie.
Bieber wzruszył ramionami i odszedł ze spuszczoną głową rzucając ciche "pa" w stronę kędzierzawego.
Harry siedział jeszcze chwilę u stóp zwalonego drzewa. Odprowadził Justina wzrokiem pod same drzwi budynku i przeniósł spojrzenie prosto przed siebie, na jedną z szarych ścian psychiatryka. Przez brudne okno ujrzał sylwetkę chłopaka, siedzącego na szerokim parapecie. Na jego usta wtargnął szeroki uśmiech. Rzucił się biegiem w stronę pokoju z pianinem. Po drodze minął Colina, który teraz padł ofiarą wyżalającego się Biebera.

- Hej, Lou. Co rysujesz? - rzucił na przywitanie.

- Cześć. - mruknął. - Szkicuję plan naszej ucieczki. - odpowiedział ze skupieniem wymalowanym na twarzy.

- Że co? - tym razem Harry wiedział, że nie zwariował i był pewien, że Tomlinson wypowiedział owe słowa. Po prostu zdziwiła go ich treść. Chciał się upewnić.

- Uciekniemy stąd. Razem. Jak się uda to jeszcze dziś. - oznajmił. Głos Louisa był jednocześnie tak bliski i bardzo odległy. Wcześniej nie słyszalny, lecz dobrze znany. Normalny, ale wyjątkowy.

- Nie wiem czy wiesz, ale ja...

- Wiem. Umierasz. - odrzekł, przerywając Harry'emu. I do Stylesa, dwa razy mocniej niż poprzednio, dotarło to, że umiera. Ale czuł się wyjątkowo dobrze. Nie był osłabiony, nie miał duszności, nie robiło mu się słabo - wydawało się, że wszystko jest tak, jak być powinno. Czuł się tak jak przed śmiercią Nialla. I to właśnie był problem. Ponad dwa tygodnie temu Harry stracił ukochanego i czuł się dobrze. Nie płakał, nie próbował już więcej odebrać sobie życia, nie wpadł w depresję. - Jeśli możesz, to idź się spakować. Nie mamy zbyt wiele czasu. - rzekł Tomlinson i wrócił do dalszego szkrabania na nowej kartce. Kędzierzawy przytaknął tylko i opuścił pokój. Jego myśli stale krążyły wokół blondyna.

- Utratę miłości można zastąpić tylko i wyłącznie jej odzyskaniem, Justin. I niekoniecznie musi to być uczucie odwzajemnione z powrotem przez Selenę. - usłyszał głos Simona, dochodzący z jego gabinetu. I Harry zrozumiał czemu, jego matka, która była przeciwniczką kudłaczy w domu, kupiła sobie psa, gdy jej mąż ich opuścił. I zrozumiał również czemu czuje się wyjątkowo dobrze, chociaż jego ukochany nie żyje.
Styles zastąpił po prostu utraconą miłość nową miłością.
Czy to oznacza, że Harry kocha Louisa? Sam tego nie wiedział. Tomlinson sprawiał, że każdy dzień stawał się wyjątkowy, sprawiał, że chciało mu się dalej żyć, sprawiał, że czuł się dobrze. Pierwszą myślą kędzierzawego po przebudzeniu był Louis. Jego ostatnim wspomnieniem przed pójściem spać był Louis. Louis również pojawiał się w jego snach i to właśnie o Louise myślał, gdy grał na starym pianinie. Więc, tak.
Harry bezapelacyjnie kocha Louisa.
I Styles miał wrażenie, że Louis kocha jego. No bo w końcu to właśnie do niego postanowił odezwać się po pięciu latach. Mógł przemówić do Simona, Perrie, Colina, Liama, Nicole, czy choćby Justina, ale on wypowiedział słowa skierowane akurat do niego.
I wszystko nagle stało się proste. Jak Gordyjski węzeł, przy którym wszyscy głowili się i próbowali go rozwiązać, tak jego rozwikłanie okazało się bardzo łatwe i szybkie. Tylko, że to nie Aleksander Wielki dał upust problemom Harry'ego. Jego bohaterem był Louis, który w prosty sposób dał zielonookiemu powód do życia - zaoferował mu wszystko co miał, czyli siebie i swoją miłość.

×°×


Harry Decides to DieWhere stories live. Discover now