6. Moments

847 80 28
                                    

- Kiedy mu powiesz? - zapytała pretensjonalnie.

- Kiedy przyjdzie na to odpowiedni moment.

- W takim razie to ja mu powiem. Nawet dzisiaj, zaraz. - odparła z determinacją.

- Okey, tylko pomyśl co i dla kogo będzie lepsze. Chcesz, żeby Tomlinson został tu już do końca swojego marnego życia, czy wolisz, aby Styles posiedział w ośrodku jeszcze tydzień? Perrie, wiesz, że mam dobre intencje. Naprawdę lubię Louisa, ale spędzenie całego życia w psychiatryku to nie jest najlepsza perspektywa dla utalentowanego dwudziestotrzylatka. Marnuje się tu. Tylko siedzi pod tym starym drzewem i rysuje na starych kartkach starym ołówkiem. Nigdy nie widziałem żeby się uśmiechał, czy choćby płakał. Zero postępów.

- Rozumiem, ale nadal twierdzę, że Harry nie powinien tu być.

- Daj mi jeszcze niecały tydzień, a zobaczysz, że Styles w "Syco" to najlepszy sposób na wyleczenie Louisa.

- Twój psychiatryk, Twoi pacjenci, nie mój biznes. Rób co chcesz, ale jak w ciągu tygodnia Tomlinsonowi się nie polepszy, to wisisz mi podwyżkę. - uśmiechnęła się władczo i opuściła gabinet. Simon tylko pokręcił głową z niedowierzaniem. Przebiegła fioletowo włosa, zawsze sprowadzała wszystkie sprawy na tor większego wynagrodzenia.

~°~

- Um... Liam, nie widziałeś może Louisa? - zapytał ostrożnie kędzierzawy. Nie rozmawiał z Li odkąd dowiedział się o jego rodzicach.

- Widziałem go rano jak wchodził do swojego pokoju. - podniósł głowę znad warcabów. - Między nami okey? - zapytał z nadzieją.

- Dzięki. Tak już ok. Przepraszam za wczoraj i w ogóle.

- Chodź no tu. - rzekł Payne i zagarnął młodszego chłopaka do przyjacielskiego uścisku.

- Mógłbym spróbować? - wskazał na grę.

- Jasne! - rzekł uradowany i ułożył warcaby. - Jestem białymi. - powiedział szybko.

- Okey, przejmuję czarne. - stwierdził Styles i rozpoczęli grę.

~°~

- Niezły byłeś. - odparł zgodnie z prawdą. - Idę na terapię do Cowella. - dodał.

- Dzięki. Ale to i tak ty wygrałeś, gratuluję. Powodzenia u Simona. - poklepał Liama po ramieniu i ruszył w stronę pokoju ze złotą gałką. Wszedł do pomieszczenia. Wszystko było na swoim miejscu. Tak jak zapamiętał wczoraj. Na pianinie znajdowała się sterta nut z zagranymi utworami. Obok kupki papieru leżała samotna kartka z melodią do "I look after you". Styles chwycił nuty do utworu skomponowanego przez Malika. Harry słyszał kilka razy w radiu ten utwór. Chłopak, który go śpiewał miał bardzo specyficzny głos. Wokalista posługiwał się pseudonimem "Mr. X" i zawsze publicznie pokazywał się w masce. Zielonooki był kilka razy na ich koncertach. Tajemniczy śpiewak występował przy boku Zayna Malika. Tworzyli razem idealny duet. Harry zawsze chciał poznać wokalistę, jak i kompozytora, jednak zawsze po koncertach znikali za kulisami i nie wychodzili do fanów. A mimo to ludzie ich kochali. Teraz Styles nie ma szans poznać żadnego z nich. Pięć lat temu obaj zginęli w wypadku samochodowym, lecz nie było to nic pewnego. Sprawa śmierci muzyków była równie tajemnicza jak sam "Mr. X".

Harry ułożył palce na odpowiednich klawiszach. I po paru próbach nabrał wystarczającej wprawy. Grał ten utwór bardzo dawno temu. Odkąd duet miał wypadek, kędzierzawemu "I look after you" kojarzył się ze smutkiem i śmiercią. Podobno tę piosenkę puszczono na pogrzebie Nialla.

Harry zagrał ten utwór raz, drugi i trzeci. A potem grał go bez przerwy, ciągle i ciągle. Czuł się jakby był w innym wymiarze. Jakby kula ziemska przestała wirować. Jakby ludzie nagle przestali oddychać. Jakby wszystko na świecie ucichło, a jedynym dźwiękiem pośród przenikliwej ciszy była grana przez niego melodia. I uderzał w wyznaczone klawisze, aż posiniały mu palce. Przetarł, zamknięte dotąd oczy i zamrugał szybko kilka razy. Zmrużył je i ujrzał siedzącego na parapecie Louisa. Był oparty o szybę, a jego nogi zwisały wzdłuż ściany. Tym razem się nie uśmiechał. Puste oczy wbił w jakiś punkt na ścianie za Stylesem. Po jego policzkach płynęły łzy, które potem skapywały na niebieską koszulkę.

- Czemu płaczesz? Nie płacz już wszystko dobrze, Lou. - podszedł i otarł samotną łzę z pobliźniałego policzka. Louis spojrzał na jego rękę i zagryzł wargę. Zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, tak, że teraz opierała się o zimne okno. Już nie płakał.
Harry obszedł instrument i ułożył równo kartki z nutami, po czym wsadził je do czarnej teczki.

- Chcesz żebym coś zagrał? - zapytał, a Louis skinął głową na nieme "tak". Kędzierzawy zagrał "Cztery pory roku" i jeszcze kilka utworów skomponowanych przez Vivaldiego. Gdy skończył było już ciemno. Starszy chłopak siedział na szerokim parapecie wpatrzony w dąb. Rozmyślał o tym co by było gdyby... Odkąd poznał zielonookiego chciał coś zmienić. Od pięciu lat nie robił nic konkretnego ze swoim życiem. Tylko siedział pod tym starym drzewem i bazgrał jakieś bezsensowne rysunki. Zapomniał już jaką barwę ma jego własny głos. Zapomniał jak wygląda jego siostra. Zapomniał jak miał na imię jego ukochany pies. Zapomniał słów swojej ulubionej piosenki. Zapomniał jak wygląda normalne życie. I to nie było tak, że Louis w wyniku jakiegoś wypadku stracił pamięć, Louis w wyniku wypadku stracił cały swój świat.

- Hej, Lou! Nie płacz. - zawołał Harry widząc stan drugiego chłopaka. Styles miał taki piękny głos z nutką chrypki, a jak brzmiał głos Louisa? Nie pamiętam.

~°~

- Ben Smis?

- We własnej osobie. W czym mogę pani pomóc? - zapytał mężczyzna grzebiąc w szufladzie pokaźnego biurka.

- W odzyskaniu męża.

- Opowie pani coś o tej sprawie? - spytał nawet nie podnosząc wzroku na klientkę. Mógł przejść na emeryturę już teraz, ale po co? Nie miał dzieci, rozwiódł się z żoną. Nie miał żadnych problemów, no może oprócz jednego, w pracy mógł przynajmniej posłuchać o problemach innych.

- Tak. Otóż sześćdziesiąt lat temu zakochałam się w pewnym mężczyźnie. Byłam wtedy dwudziestolatką. Po dziesięciu latach wzięliśmy ślub. Zamieszkaliśmy razem w Londynie. Obaj byliśmy cenionymi prawnikami. Pomogliśmy masie ludzi, tylko nie sobie. - mężczyzna podniósł zszokowany wzrok patrząc na siedzącą przed nim kobietę. - Pewnego dnia załamana wróciłam z pracy. Mój klient przegrał rozprawę. Byłam perfekcjonistką, nadal jestem. Popadłam w głęboką depresję i trafiłam do psychiatryka. Wczoraj okazało się, że mój klient był niewinny, ale co z tego skoro minęło 25 lat? Okey, wracając: przesiedziałam ćwierć wieku w zakładzie dla obłąkanych. W między czasie popadłam w anoreksję i podpisałam wniosek o rozwód, o który zabiegał mój mąż. I teraz tak się zastanawiam, czy mogłabym wnieść wniosek o unieważnienie rozwodu?

- To zależy od pani męża. Jeśli się zgodzi to myślę, że nie byłoby problemu.

- Więc...?

- Kocham cię Nicole. Kochałem cię przez pół wieku i będę kochał jeszcze drugie tyle. - właśnie to był jedyny problem Smisa; on nadal całym sercem kochał Nicole. - Proszę podpisać tu, tu i jeszcze tu. - wskazał miejsca na pliku kartek. Kobieta złożyła trzy podpisy, a w międzyczasie Ben wyjął z szafki książkę. - Tak to "Cios udręki", naprawdę dobra książka, ale myślę, że nie będzie mi już potrzebna. - przyznał i wrzucił ją do metalowego kosza na śmieci. Obszedł biurko i wpił się w usta Nicole, która bez wahania odwzajemniła namiętny pocałunek.

×°×

Nawet wszechwiedzący narrator nie pamięta głosu Lou. ;|


Harry Decides to DieWhere stories live. Discover now