Dwanaście

1K 107 4
                                    

18.07.2014 wtorek

   Nie sądziłem, że tak bardzo tęskniłem za pracą, za restauracją, wszystkimi ludźmi, nawet tymi wiecznie na coś narzekającymi. Całkowicie wciągnąłem się w robotę, zapominając o problemach. Byłem wdzięczny kumplowi, że o nic nie pytał. Poczułem się naprawdę wolny. I chyba przez moment szczęśliwy. Ale tylko przez moment...

   Normalnie bardzo bym się ucieszył, widząc Cię w restauracji, ale tym razem było inaczej. Zdziwiłem się, że przyszłaś i szczerze... nie miałem ochoty rozmawiać. Udawałem, że jestem zajęty. Odwróciłem się i zacząłem czyścić po raz kolejny kieliszki, które dopiero, co ustawiałem na półce.

- Dylan? – Zapytałaś. Westchnąłem, obróciłem się do Ciebie i wysiliłem na uśmiech. – Możemy porozmawiać?

- Chyba nie mamy o czym. Poza tym, jestem w pracy.

- Nie ma sprawy, poczekam – wskazałaś na pusty stolik.

- To bez sensu, chodź – złapałem Cię za rękę i wyszliśmy z restauracji. – Więc, co masz mi do powiedzenia?

- To, że miałeś rację. We wszystkim. Przyznaję. Powinnam była wcześniej cię posłuchać.

- Skąd taka nagła zmiana?

- Chester trafił do więzienia. Pobił wczoraj jakiegoś człowieka, który walczy teraz o życie w szpitalu – wyszeptałaś i wbiłaś wzrok w ziemię. – Ja... Ja naprawdę myślałam, że on się zmieni, obiecywał mi to za każdym razem. Ale ja byłam głupia! – Zaczęłaś się trząść, a z twoich oczu wypływały łzy, więc zgarnąłem Cię w ramiona, choć wiedziałem, że nie powinienem, bo to oznaczało tylko jedno – że znowu niepotrzebnie się przywiążę. Ale nie mogłem tak stać i patrzeć, jak płaczesz i cierpisz.

- Cśś, będzie dobrze – powtarzałem, kołysząc nami lekko.

- Nie będzie – odpowiedziałaś. – Chester mnie oszukał, jest w więzieniu, ty... nie chcesz mnie znać. Zostałam sama – odsunęłaś się trochę.

- Znajdziesz kogoś.

- Nie chcę „kogoś". Chcę ciebie – położyłaś dłoń na moim policzku i złączyłaś swoje usta z moimi. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Targały mną sprzeczne emocje. Chciałem tego i nie chciałem. Cieszyłem się i nie cieszyłem. Zależało mi na Tobie i nie...

- Dylan? – Na dźwięk głosu Joy natychmiast się odwróciłem. - Mogłeś powiedzieć, że masz dziewczynę, a nie... robiłeś mi niepotrzebnie nadzieję – po tych słowach odwróciła się i zniknęła, nim dotarło do mnie, co się wydarzyło. Nie miałem już szans za nią pobiec. Nie chciałem, żeby to tak wyszło.

   Skołowany, odwróciłem się do Ciebie i przeczesałem dłońmi włosy.

- Przepraszam – powiedziałaś. – Kto to był?

- I tak nie zrozumiesz – westchnąłem, a wtedy przed restauracją pojawił się mój szef.

- Co to za przerwy Dylan? Wracaj do pracy albo stracisz tę robotę! – Oznajmił poważnie i zatrzasnął za sobą drzwi. Popatrzyłem na Ciebie. Jeszcze raz przeprosiłaś i odeszłaś.

- Stary, masz powodzenie u lasek – uśmiechnął się szeroko Tom, kiedy pojawiłem się obok niego.

- Oj, nie chciałbyś się znaleźć w takiej sytuacji, co ja teraz – mruknąłem, wracając do swoich zajęć. Tym zdaniem zakończyłem rozmowę. Dalej pracowaliśmy w ciszy. Do samego końca.

   Wróciłem do domu w naprawdę złym humorze. Zjadłem coś na szybko i wziąłem się za pakowanie. Przerwał mi dzwonek do drzwi. Mogłem się spodziewać, że to Ty.

- Diana... - popatrzyłem na Ciebie. Kiwnęłaś głową, wchodząc do środka.

- W-wyjeżdżasz? – Zapytałaś, a Twój wzrok skupił się na walizce, do której zdążyłem włożyć jedynie kilka par spodni i koszul.

- Tak. Moja matka złamała nogę, ojciec będzie ją zawoził na rehabilitację, a ktoś musi zająć się gospodarstwem. Moja siostra na razie nie może jechać, więc... wypadło na mnie – wyjaśniłem, z każdym kolejnym słowem ściszając głos.

- Rozumiem, to oczywiste, że musisz pomóc matce... Kiedy wracasz?

- Wszystko zależy od tego, ile będę potrzebny. I kiedy przyjedzie moja siostra, wtedy będę mógł się zwijać.

- Dylan, ja... - odwróciłaś się w moją stronę, ale zamilkłaś i spuściłaś wzrok. – Nie chcę żebyś wyjeżdżał. Nie poradzę sobie bez ciebie. Zrozumiałam, że mi na tobie zależy.

   Zaskoczyło mnie to, co powiedziałaś, ale decyzja była już podjęta.

- Przykro mi, ale muszę pojechać, rodzice mnie potrzebują.

- A jak wrócisz?

- Nie mogę ci nic obiecać.

- Dylan, błagam... - jęknęłaś rozpaczliwie i podbiegłaś wtulić się we mnie.

   To był chyba najtrudniejszy moment w moim życiu. Serce mi się łamało po kawałeczku, gdy patrzyłem na Ciebie i słuchałem, co mówisz. Nie wiedziałem, co zrobić. Każda decyzja skrzywdziłaby Ciebie albo mnie.   


Nie wiem, co tu napisać. Niedługo kończymy :-)

little stupid things // short story Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz