Rozdział 15

163 8 0
                                    

Harry

– Luna! – złapałem dziewczynę, która szła już na miejsce.

– O, Harry. – odwróciła się do mnie. – Wszystko okej?

– Tak, Gin się zgodziła. Tylko, czy jesteś gotowa? Gdzie mam ją zaprowadzić? – szepnąłem.

– Nad jezioro. – uśmiechnęła się ciepło. – Dobrze, to ty ją zaprowadzasz, tam, gdzie ja jestem i mówisz nam obu, że zaraz przyjdziesz – pokiwałem głową– ale nie przyjdziesz potem.

– Nikczemny plan Luna. – zażartowałem.

– Tiaa. – mruknęła. – Dobrze, ja uciekam! – wyszła szybko.

Poczekałem kilka minut na rudowłosą.

Przyszła ona w błękitnej sukience do kolan. Była ciepła pogoda, więc nie dziwię się jej ubioru. Sam żeby nie było to przebrałem bluzę w letni sweter.

– Um, cześć Ginny. – powiedziałem.

Czas na grę aktorską Harry'ego Pottera.

– Cześć Harry. – uśmiechnęła się lekko. – Ładnie wyglądasz.

– Ty.. ty wyglądasz pięknie. – widziałem jak się zarumieniła.

– Dziękuję. Przejedziemy się?

– Tak, tak. Jasne.

Ruszyłem do przodu, a obok mnie młodsza. Prowadziłem ją we wskazane miejsce przez Lovegood.

Czy ja tak się ubrałem dla Ginny? Nie. Czy dla Luny? Też nie. Dla Draco? Nie. Dla siebie samego? Też nie. Dla pogody? Tak.

Szliśmy tak do momentu, aż Ginny nie splotła naszych dłoni.

– Ginny? – zmarszczyłem brwi, puszczając ją.

– Tak? – zapytała, jakby nie wiedziała, o co chodzi.

– Ja.. ja przecież jestem z Draco. – burknąłem, czując irytację.

Ginny nigdy mnie nie denerwowała...

Ale.. to nie randka?

– Po prostu chciałem się przejść z tobą... – mruknąłem, udawając smutek.

– Przepraszam, ja po prostu tak.. pomyślałam.

– Nic się nie stało. – burknąłem, pomału dochodząc do miejsca.

Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy. Ja po prostu szłem, a ona była głową w chmurach.

– Jesteśmy. – oznajmiłem, patrząc na taflę wody.

– O, Luna. – spojrzałem na blondynkę.

– Cześć Harry i Ginny. – widziałem, że była trochę zestresowana.

Była ubrana w kolorową sukienkę do kolan. Była ona na cienkie ramiączka i z falbankami.

– Cześć Luna. – mruknąłem do niej okiem. Przez chwilę udawałem, że myślę. – Na Merlina! Zostawiłem coś w zamku. Poczekasz na mnie Ginny? – rudowłosa pokiwała głową.

– Mogę się dosiąść, póki nie wrócić Harry? – Luna pokiwała głową.

– Jasne. – Weasley usiadła na kocu.

– To ja zaraz przyjdę.

Szybko podbiegłem do zamku. Ciekawe czy wyjdzie... Oby. Gdy zniknąłem z pola widzenia dziewczyn, przyhamowałem.

Zacząłem łapać powietrze. Trochę mi go brakowało w płucach. Mam dobrą kondycję ale samo udawanie dawało mi lekkie wyrzuty sumienia. Czemu? Bo jak nie wyjdzie, to jest problem. Gin, proszę. Niech by wyszło.

Szłem o wiele wolniej do Hogwartu. Chyba meszka albo komar mnie ugryzł... Podrapałem się po szyi i poczułem malinki. Chyba niezauważyła. Nie powinna bo ten sweter zakrywał mi jedną drugą szyi, czyli tam, gdzie są ślady po Draco.

Wróciłem do dormitorium lekko zmęczony. A to nawet piętnastej nie ma! Zmęczony upadłem na kanapę i niemalże odrazu zasnąłem.

***

– Potter. Potter! – usłyszałem głos Malfoya i szturchania mną.

– Coo? – jęknąłem niewyspany.

Ziewnąłem i otworzyłem oczy.

– Co chcesz?

– Chodź na obiad. – burknął.

Wstałem się przeciągając, przez co strzelił mi kręgosłup.

– Fu, Potter! Nie rób tak. To ochydne. – odsunął się ode mnie.

– Teraz wiem na ciebie haki. – zaśmiałem się pod nosem. – Dobrze, chodźmy.

Złapałem go za nadgarstek i pociągnąłem do wyjścia.

– Przypomnę ci, że dopiero co wstałeś.– burknął.

Wyrwał się z mojego luźnego uścisku i dogonił mnie. Złapał za moją dłoń i splótł nasze palce.

– No wiem. Dalej czuję się senny. – burknąłem ziewając.

– Ty zawsze jesteś śpiący. – stwierdził.

– Co chciał od ciebie Dumbledore? – zignorowałem jego wypowiedź.

– Nic ważnego. Tam, że w razie czego to moja mama jest już z matką rudych i się jeszcze nie pogryzły. – zachichotałem.

– Myślę, że Molly w końcu ją zacznie tolerować. – spojrzałem na swoje buty. – Bo pewnie długo będziecie u nas.

– Nas? – spojrzał na mnie, marszcząc brwi.

– Gdy żył jeszcze Syriusz, to tam mieszkałem. Na stałe się już wyprowadziłem od Dursleyów. Teraz pewnie bym znów do Nory pojechał na wakacje. – westchnąłem.

Ślizgon pokiwał głową. Reszta drogi minęła w ciszy.

– Potter? – wywróciłem oczami.

– Mam imię. – założyłem ręce na piersi.

Nie lubię, gdy mówi do mnie po nazwisku. Wręcz nienawidzę.

– No wiem, że masz imię. Dziwiłbym się, gdybyś miał tylko nazwisko. No więc Potter...

– Harry. – powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

– Och, już nie marudź, Potter. – poklepał mnie po głowie. – Dobrze, już się nie obrażaj, Harry. – zaśmiał się pod nosem, a ja go uderzyłem w policzek. – Teraz przesadziłeś. – warknął.

Wiedziałem, że już mam kłopoty. Szybko uciekałem od niego ale był bardzo szybko. Teraz miałem siłę przez małą adrenalinę.

– Przepraszam! – pisnąłem śmiejąc się i uciekając od niego.

– Za późno. – warknął.

Ganialiśmy się prawie po całym Hogwarcie. W końcu zatrzymałem się przy wejściu do lochów, a Draco mnie dogonił.

– S.. sto.. stop. – zacząłem łapać łapczywie powietrze.

– Zabiję cię Potter. – warknął, również biorąc łapczywie powietrze.

– Ciii.. cho. – oparłem się całym ciężarem o ścianę i sunąłem na dół.

Draco złapał się za kolana, pochylając się. Praktycznie mordował mnie wzrokiem, co mi się niezbyt podobało.

// Nie zawsze będą codziennie rozdziały!

Maddy

Korepetytor (Drarry) 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz