27. Złamanie zasad, część 2

92 15 0
                                    

  Podnoszę się na słowa pana Argenta i cofam. Argentowie podnoszą broń, Scott wysuwa pazury, a mi nie pozostaje nic innego, jak zdać się na nich. Mogę zabawić się w Stilesa i spróbować zabić alfę mocą sarkazmu. Mało przydatne.

  - Co to jest? - Głos Allison drży.
  - Alfa - Odpowiada Scott, dokładnie w tym samym momencie, gdy wilkołak wybiega z domu.

  Przez chwilę Peter się z nami bawi. Biega z jednej strony na drugą, a my jak marionetki podążamy za nim, co chwilę się odwracając. Najpierw uderza w ojca Allison. Mężczyzna ląduje na ziemi. Następna jest Allison, której łuk wypada z ręki. Scott również upada na ziemię z łoskotem. Zostajemy z Kate we dwie.
  Kobieta straciła trochę swojej pewności. Dzielnie dzierży pistolet w dłoni i nawołuje Petera, jednak widzę, że ręka delikatnie jej drga. Jestem przygotowana na upadek, bo wiem, że następna będę ja. Tak też się dzieje. Upadam na ziemię, jednak na tyle wolno i delikatnie, że zdążam podeprzeć się rękami. Nie żebym na stojąco próbowała ratować Kate.
Peter nagle materializuje się koło łowczyni. Wykręca jej rękę z bronią, a następnie mocno uderza w nadgarstek. Kobieta nie jest w stanie nawet próbować walczyć, alfa bez cienia litości rzuca nią na ganek, by przeciągnąć ją do środka.

  - Nie! - Allison podrywa się, by wbiec do domu.
  - Zaczekaj! - Próbuję złapać przyjaciółkę, jednak ta umyka mojej dłoni, więc biegnę za nią. Co prawda strzelała do nas, ale nie pozwolę jej umrzeć.

  Zatrzymuję się koło Allison, która wpatruję się w Petera i Kate. Mężczyzna trzyma pazury na gardle kobiety, która ledwo łapie powietrze.

  - Jest do ciebie taka podobna - Zaczyna Peter z uśmiechem. - Nie jest jednak aż tak zepsuta, jak ty. Jeszcze możesz ją uratować. Przeproś. Przeproś za to, że podpaliłaś moją rodzinę i zniszczyłaś mnie na pięć lat. Przeproś, a pozwolę wam żyć.

  Zdaję sobie sprawę, że Peter jej nie puści. Zaciskam usta i zauważam, że Allison płacze. Łapię ją za dłoń, by dodać jej otuchy. Nic nie możemy zrobić.

  - Przepraszam - Szepcze Kate, a w jej oczach maluje się strach.

  Peter lekko się krzywi, a to wystarczający znak. Krew tryska na okno, a blondynka upada na ziemię. Hale nie dotrzymał obietnicy.
  Zatrzymuję Allison w miejscu, chociaż ona bardzo usilnie próbuje podejść do Kate. Płacz Allison łamie mi serce. Nie polubiłam ciotki dziewczyny, ale sama świadomość, że leży martwa...

  - Nie wiem jak wam, ale mnie jej przeprosiny nie wydały się szczere - Peter przechyla lekko głowę i wysuwa kły. Patrzy się wprost na Allison, jakby mnie tam nie było.
  - Chodź - Robię krok w tył, ciągnąc za rękę Allison. Nie mamy czasu na płacz za Kate, jeśli chcemy mieć taką możliwość, musimy uciekać.

  Czy mamy jakikolwiek szansę na ucieczkę? Na pewno nie, jeśli Argent się nie ruszy. Dziewczyna nawet nie drgnie. Wpatruje się w ciało Kate.

  - Allison - Szepczę, czując narastającą panikę. - Chodź - Ton mojego głosu staje się błagalny. Ciągnę przyjaciółkę mocniej, jednak ona robi jedynie jeden krok w tył.
  - Zostaw je - Odwracam głowę w stronę Scotta, który nagle pojawił się po prawej stronie.
  - Uciekajcie - Dodaje Derek, na którego widok oddycham z ulgą. Już drugi raz byłam pewna, że nie żyje.
  - Już! - Krzyczy Scott, co rusza Allison i pozwala mi pociągnąć się w stronę drzwi.

  Serce wali mi jak oszalałe. Z wnętrza domu dobiegają nas dźwięki walki, a ja siłą powstrzymuję się, by nie wrócić po Scotta. Muszę wierzyć, że razem z Derekiem dadzą sobie radę.
  Allison podbiega do swojego taty i próbuje go docucić. Czas się dla mnie zatrzymuje. Mam wrażenie, że nie stoję w swoim ciele. Czuję, jakbym patrzyła na wszystko z zewnątrz. Stoję na środku łąki, patrzę nieobecnym wzrokiem na drzwi. Nie jestem w stanie kontrolować nierównego oddechu, który nagle składa się ze zbyt wielu wydechów, mam wrażenie, że zaraz braknie mi tlenu. Nie mogę się zmusić do ruszenia, nawet gdy słyszę dźwięki wskazujące na to, że Peter właśnie zmienił się w wielką bestię. Mam wrażenie, że się duszę.
  Zbyt długo zajmuje mi rozpoznanie co wyleciało przez okno. Widok leżącego Scotta wyrywa mnie z tego dziwnego stanu na tyle, że jestem w stanie się ruszyć. Nim zdążę do niego podejść, z okna wyskakuje bestia. Łapie Scotta za kurtkę, jednak ten kopie go i udaje mu się wyrwać. Gdy Peter znów próbuje zaatakować, nagle oświetlają nas reflektory z samochodu. Nigdy nie sądziłam, że tak bardzo ucieszę się na widok Porsche Jacksona. Właściciel samochodu wysiada z miejsca pasażera, a Stiles zza kierownicy. Przyjaciel gwizda i rzuca czymś w alfę. Gdy Peter łapie kolbę, orientuję się, że znów posługują się koktajlem Mołotowa. Szklane naczynie jednak nie wybucha, a wilkołak wygląda, jakby jedynie go lekko rozdrażniło. Mój umysł niezbyt dobrze sobie radzi. Wszystko dzieje się w zwolnionym tempie, ale zarazem wygląda, jakbym oglądałam film na przyspieszeniu.

Lovers - Teen Wolf Where stories live. Discover now