ROZDZIAŁ 10

59 9 5
                                    

Mam dziś okres i totalnie nic mi się nie chce. Dziewczyny łączmy się w bólu ❤️

#Laurence

Ig: za_ksiazka
Tt: zaksiazka
_____________________

Pomimo sceptycznego nastawienia wuja i wisielczego nastroju matki znowu wyszłam z pałacu. Tym razem, jednak nie spotkałam się z Laurentem. Postanowiłam wysłać list. Do miasta udałam się w towarzystwie Elizabeth, która swoim wdziękiem przekonała gwardzistów by nas wypuścili bez powiadamiania kogokolwiek.

Gdy byłyśmy w centrum Londynu, który tętnił życiem od samego ranka, rozdzieliłyśmy się. Elizabeth udała się na targ, a ja do karczmy.

-Uważaj na siebie. Nie chcę by coś ci się stało. - te kilka słów, które powiedziała mi przyjaciółka zanim zniknęła w tłumie ludzi, rozczuliły mnie do cna.

List dałam Noemi, która akurat była w środku, czytając jakieś pismo. Nie była raczej pozytywnie nastawiona do mojej osoby. Gdy tylko mnie ujrzała skrzywiła się i udawała, że mnie tutaj nie ma.

-Mogłabyś dać ten list Laurentowi? - pytam, podając jej kopertę z królewską pieczęcią. - Proszę.

-Dobra. -westchnęła rozeźlona. - Do widzenia, księżniczko. - warknęła nieprzyjemnie.

Przewróciłam tylko oczami, wychodząc z karczmy.

Chciałam powiedzieć Laurence' owi, że powiedziałam wszystko wujowi. Nie chciałam by był o to zły, co też napisałam w liście. Oprócz tego spytałam czy możemy się spotkać. Chciałam wiedzieć czy jestem w jakiś sposób zagrożona, gdy zdobędą to czego chcą. Wuj zasiał we mnie ziarenko wątpliwości. A jak wiadomo z ziarenka rosną czasem prawdziwe, wielkie i silne dęby, które nie tak łatwo potem usunąć. Zaznaczyłam także, że od tego momentu będę o wiele lepiej pilnowana. Nie podałam jednak powodu. Nie chciałam zagłębiać się aż tak w moje życie prywatne. A bardziej koszmar, który trwa od lat.

O dziwo, list zwrotny dostałam po niecałych dwóch dniach, dostarczony pod same drzwi mojej komnaty przez samego adresata mojego listu. Zielonooki mężczyzna uśmiechał się flirciarko, opierając się ramieniem o futrynę.

-Witaj, księżniczko. - kłania się nisko. Nagle zza pleców wyjmuję białą kopertę z naklejonym znaczkiem. - Oto twoja długo wyczekiwana poczta.

-Dziękuję. - mamroczę zaskoczona. - Co... Co ty tu robisz? Jak się tu dostałeś?

-Głupie pytanie, skoro jestem tu nielegalnie po raz trzeci. Jeśli dobrze liczę, rzecz jasna. - komentuje. - Uznajmy, że mam swoje sposoby.

-Widzę, że masz szampański humor.

-Jasne. Odkąd cię widzę jest jeszcze lepszy. To co, wpuścisz mnie do swej komnaty czy mam dalej podpierać ściany?

Parskam nerwowym śmiechem, odsuwając się. Brunet wchodzi do środka, od razu rozglądając się po wnętrzu. Moje policzki purpurowieją na myśl o jego niedorzecznych słowach. Nie wiem czy mam to odebrać jako kiepski podryw czy zniewagę dla przyszłej królowej Wielkiej Brytanii.

Otwieram zapieczętowany list, zaczynając czytać jego zawartość.

Droga Alexandriono Victorio Honowerska.

Odpowiadam na twój list. Nie jestem zły o to, że powiedziałaś wujowi prawdę. Najwidoczniej uznałaś to za konieczne. Wiem, iż nie rozpowiadasz o Stowarzyszeniu na lewo i prawo. Cieszy mnie to. Znaczy to iż dobrze zrobiłem, ufając ci. Noemi miała co do tego inne zdanie. Ale nie o niej teraz chcę pisać.

Jestem ciekaw dlaczego jesteś aktualnie strzeżona jak zagrożony gatunek rośliny. Rozumiem, jednak, że możesz nie chcieć o tym pisać, a co dopiero rozmawiać. Mam tylko nadzieję, że żadne konsekwencje wychodzenia z pałacu po zmroku cię nie dopadły. Wiedz, że jestem gotów ci pomóc i bronić. Wystarczy, że poprosisz. Nie chcę by coś złego ci się przytrafiło. Szczególnie, jeśli jest to z mojej winy.

LaurenceΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα