ROZDZIAŁ 5

79 10 1
                                    

Że rozdział miał być dwa dni temu, to dziś dodam dwa w ramach rekompensaty 🥰🥰
#Laurence

Ig: za_ksiazka_
Tt: zaksiazka
______________________

Na ramiona zarzuciłam czarną pelerynę do ziemi, skradzioną z szafy jednego z pałacowych gwardzisty. W ręce miałam niewielką lampę naftową i pudełko zapałek, które chciałam użyć tylko w ostateczności. Na nogi założyłam ciężkie buty do połowy łydki, które ciasno zawiązałam. Tym razem moje włosy zostały w swoim naturalnym stanie: proste, długością sięgające połowy pleców. Przy pasie miałam dwa sztylety mizernie przywiązane do grubego pasa. Chciałam wziąć jeszcze jakiś lekki i prosty w obsłudze pistolet, niestety nigdzie nie mogłam takiego znaleźć. Strażnicy bardzo pilnowali się by nie zostawiać broni w zasięgu wzroku.

Kiedy na zegarku wybiła północ, pomyślałam, że to idealna pora. Niesamowicie bolało mnie to, że mieszkałam na piętrze i wyjście przez okno nie wchodziło w grę. Nawet jakbym zrobiła prowizoryczną linę, moje umiejętności wspinania się i wytrzymałość rąk była bliska zeru. W dodatku miałam na sobie suknię, do licha! Musiałam więc ominąć jakość z dwudziestu pięciu gwardzistów pilnujących mojego przejścia ku wolności.

Jak wcześniej mój plan wydawał się bez wad, teraz dostrzegałam ich coraz więcej.

Odsunęłam obraz, wchodząc ponownie do mojego ulubionego przejścia. Nasłuchiwałam odgłosów, świadczących o obecności strażnika, ale nic nie usłyszałam. Wychyliłam się zza tkaniny, zasłaniającą moje przejście i wyszłam na korytarz. Zeszłam bocznym zejściem na dół, chowając się w ciemnościach przed uzbrojonymi mężczyznami. Bocznych schodów używała tylko służba, by nie przeszkadzać królowi. Było także szybciej i praktyczniej.

Westchnęłam z ulgą, gdy no horyzoncie ujrzałam szklane drzwi, prowadzące na tył ogrodu. Poczekałam aż ostatni facet przejdzie, po czym pobiegłam do drzwi tarasowych, otwierając je i wychodząc. Cudownie było poczuć rześkie powietrze na twarzy i we włosach. Uśmiechnęłam się, odwracając się twarzą do ogrodu. Nooo taak, jeszcze brama.

Całe życie kłody pod nogi.

To powinno być proste. Brama miała mnóstwo zdobień, o które mogę oprzeć nogę i w miarę moich możliwości się podciągnąć. Co prawda miała dobre dwa i pół metra, ale co to dla mnie. Usłyszałam raz od Elizabeth, że wiara w siebie to klucz do wykonania zadania. Mam nadzieję, że się nie myliła.

But umiejscowiłam na pierwszej metalowej rurze i podciągnęłam się wyżej. Powtarzałam tą czynność jeszcze kilka razy, udawało mi się to wręcz wyśmienicie. Do czasu aż nie usłyszałam za sobą zdziwionego męskiego głosu.

-Księżniczko? Co Księżniczka wyprawia? Wasza Królewska mość jeszcze sobie coś zrobi!

Przepraszam w tym momencie za swoje absurdalne i wyuzdane słownictwo, ale do kurwy jego nędzy! Serio!?

Jak za sprawą czarów noga mi się oślizgnęła z zimnego metalu, a ręce nie wytrzymały mojego ciężaru. Poleciałam do tyłu z cichym piskiem, upadając na tyłek. Całe szczęście, że nie na głowę i nie z dwóch metrów. Chociaż patrząc przez pryzmat moich durnowatych pomysłów ktoś w dzieciństwie musiał mnie upuścić.

-Mówiłem! - krzyczy nade mną, gdy otrzepuję się z ziemi i trawy. - Nic Księżniczce się nie stało?

-Mnie nie, ale tobie zaraz może. - syczę pod nosem z złością.

-Co Wasza Królewska Mość robiła na bramie?

Podniosłam wyżej podbródek, mając nadzieję, że choć trochę wyglądało to buntowniczo. Strażnik tylko podniósł na mnie jedną brew, oczekując odpowiedzi. Zgarbiłam się, tracąc pewność siebie.

LaurenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz