Rozdział 22

993 50 53
                                    

Emory

Minął tydzień. Minął ten czas, który był ciężki. Dalej jest, ale spokojniej. Nie widziałam go, cholerne siedem dni. To było dziwne, ale to on wszystko zakończył. To jego wina.

Mijał wolny czas. Ja ten czas, poświęciłam pracy i badaniom. Na jednych właśnie byłam.

— Pięć miesięcy.

Zamarłam. Zostało mi pięć miesięcy, pięć najgorszych miesięcy. Bałam się ich. To był jak horror. Nie chciałam w nim być.

Oczy zaczęły mnie piec, a moja matka ściskała moją dłoń bardziej, niż kiedykolwiek. Również wiedziała, że koniec był bliżej. Tak mało czasu. To nie powinno się tak skończyć.

Moje życie się kończyło, a ja o tym wiedziałam. To było najgorsze rozpoczęcie roku. Nie sądziłam, że tak szybko go skończę.

Lekarz wyszedł, a ja zostałam sama z mamą i Fallon. Obie spojrzały się na mnie, a ja swój wzrok miałam utkwiony w jednym punkcie. W jednym cholernym punkcie. Biała ściana. To narazie najlepszy punkt widokowy.

— Mamy czas kochanie. — mruknęła moja matka — Jesteśmy z tobą. Razem. Nie poddamy się, tak? Nie opuszczę cię na krok. Zostaniesz teraz tutaj i się nie ruszysz.

Zaprzeczyłam głową. Nie chciałam być tutaj. Chciałam byś w swoim mieszkaniu i to tam umrzeć. Tam, gdzie byłoby dla mnie najlepiej. Tam, gdzie był i on. Tata. To było najlepsze miejsce na to.

— Cholera Evans. Przyjaźń na zawsze miała być, a ty wykręcasz mi ten numer. — załkała Fallon. — Co zrobię bez ciebie? Kto będzie najcudowniejszą ciotką, mojego dziecka?

Spojrzałam w jej oczy i złapałam ją za dłoń.

— Jestem tu, jeszcze jestem i będę, dopóki, będę miała na to siły. Mamy czas. Pokusie ubranka, dla twojego dziecka. Wybierzemy obie imię, takie jakie będzie najlepsze.

— Nie mogę cie stracić. Jesteś dla mnie wszystkim. — pierwsza łza, poleciała po jej poliku.

Przymknęłam oczy, aby nie uronić łzy. Przy nich nie mogłam. To byłby za duży cios.

Jednak wiedziałam, że gdy się poddam, to będzie koniec. One skończą pewny etap w swoim życiu, a ja całe życie. Nie chciałam je stracić, ale nie chciałam stracić pewnego chłopca, którego pokochałam jak własnego syna.

Jego uśmiech, był dla mnie jak najrzadszy diament. Jego oczy, które były jak piękne gwiazdy. On cały, to jak miał duże serce, to jak jego miłość, była większa, niż nie jednego dorosłego człowieka. To dziecko, było cudowne.

Natomiast on. Zostawił mnie. Zostawił i skrzywdził, jak nic nie wartego śmiecia. Myślałam, że coś będzie. Ja i on. Niestety nie było nam to pisane. Mając w głowie wszystkie rzeczy i sytuacje, które razem przeszliśmy, to mnie to, aż boli. Czuje się, jakbym została pobita i wyrzucona.

Chciałam go. Jego. To z nim, wszystko było inne. Lepsze. Nienawidziłam go, ale i też coś czułam. To było popaprane.

To był już koniec. Nie ma już nic. Jesteśmy wolni.

— Przyniosę ci wodę, dobrze?

Kiwnęłam głową, na słowa przyjaciółki, po chwili zostając, sama z mamą. Spojrzałam na nią, a ta musnęła kciukiem mój polik.

Zasady uczuć [18 +]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant