Białe róże

78 6 0
                                    

     -Dlaczego mnie ignorujesz? - Zapytała zmęczonym głosem mama.
- Zostaw mnie! - Krzyknęłam. Wyrwałam nadgarstek z rąk matki i weszłam do pokoju. - Nie będzie normalnie. - Warknęłam i trzasnęłam drzwiami. Po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Stałam jak wryta i wpatrywałam się w drzwi przez dobrą godzinę. 

     Miałam spuchnięte oczy od płakania a głowa bolała mnie niemiłosiernie.

     Leżałam, płakałam i krzyczałam. Po kolejnej godzinie zadzwoniłam do Avy. Przyjaciółka zaproponowała że po mnie przyjedzie. Odmówiłam. Nie chciałam jej zaprzątać głowy, mimo że była moją przyjaciółką.

     Obudziłam się o dwunastej rano. W domu chyba nikogo nie było. Przynajmniej tak mi się wydawało. Może ktoś był? No nie wiem.

     Uśmiechnęłam się w duchu gdy zeszłam na dół i nikogo nie było. Poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Przed wyjściem z pokoju na instagramie znalazłam super śniadanie. Musiałam je zrobić. Nie sądziłam że coś mi przeszkodzi. 

     Albo raczej ktoś.

     Oczywiście. Nie kto inny jak Patrick właśnie podjechał pod mój dom. Szybko się schyliłam tak abym ja widziała go ale on nie widział mnie.

     Chłopak zaczął iść w stronę mojej rynny. Tej rynny która doprowadzi go do mojego pokoju. Miałam otwarte okno na oścież ponieważ, chciałam żeby się wywietrzyło.

                                                                       Z A J E B I Ś C I E

     Szybko wbiegłam do pokoju. Szatyn na szczęście jeszcze wchodził po rynnie. Szybko złapałam okno i zanim je zamknęłam wychyliłam się i pokazałam chłopakowi środkowy palec.

     - Nawet nie próbuj! - Warknął. - Nawet jeśli zamkniesz to okno to znajdę jakieś wejście!
- Chciałbyś. - Odpowiedziałam stanowczo z ogromnym uśmiechem zwycięstwa na twarzy.

     Czy czułam satysfakcję? Ogromną!

     Dzięki temu że Patrick dosyć długo się wspinał a ja w miarę szybko biegam zdążyłam zamknąć okno a chłopak nie wszedł do mojego domu. DZIĘKI BOGU!

     Moje śniadanie z istagrama wyszło idealnie. Delektowałam się moim pysznym śniadaniem w spokoju. Ale ktoś oczywiście musiał przerwać ten spokój. 

     Kocham życie.

     Jakiś kurier. Nie przypominam sobie żebym coś zamawiała ale wsumie nie muszę to być ja. Może mama albo tata cóż zamówili. Lub ten szmaciarz od matki. Też możliwe.

     - Martina Harris? - Zapytał kurier na co pokiwałam głową. Coś mi nie grało. Znałam tą twarz ale czapka mi ją trochę zasłaniała abym mogła się dowiedzieć kim była ta osoba. - Bukiet od Patricka Westening'a.

     Wtedy kurier podniósł głowę i no jesz komara kurwa. Kurierem był nie kto inny jak. PATRICK WESTENING.

     - O mój Boże! Jaki ty jesteś tępy! - Krzyczałam zła. - Tak bardzo mnie wkurzasz!
- Miłe powitanie i podziękowanie za te piękne białe róże. - Mruknął rozbawiony. Szatyn widząc moją złość zaczął rechotać. 

     Tak BARDZO mnie to wkurzało.

     Te róże były takie ładne. Ale wiem że jeśli wzięłabym róże musiałbym wpuścić do środka tego nieszczęsnego gościa.

     Powiem szczerze. Mój pomysł był super duper śmieszny i ikoniczny.

     - Dziękuje kurierze za kwiaty. Jak spotkam tego nieszczęsnego idiotę może mu podziękuję. - Powiedziałam na co „kurier" zmrużył oczy. Wiedział że coś kombinuje. - Dawaj kwiaty i spierdalaj.

I meet you on the bridge II ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz