Kooperacja

14 2 0
                                    

Spory, szary budynek przepełniały odgłosy strzałów, eksplozji, krzyków, uderzających o ziemię łusek od nabojów i w końcu metalicznych odgłosów przeładowywanych magazynków. Główny korytarz był przepełniony stawiającymi opór, uzbrojonymi członkami terrorystyczno/militarnej organizacji, wykrywającymi się teraz na podłodze. Operacja miała być bardzo krótka i średnio skomplikowana, patrząc na rodzaj organizacji, z jaką trzeba było się rozprawić. Sytuacja jednak nieco się skomplikowała... No cóż, zwiad nie zrobił najlepszej roboty, a obecność w budynku ciężkich karabinów maszynowych, czy ręcznych granatów plazmowych, była niemiłą niespodzianką. Mimo to, główna grupa szturmująca zdążyła zająć już pierwsze dwa piętra, których opanowanie zajęło nieco ponad dwadzieścia minut.

Shimada szedł szybkim, chwiejnym krokiem, do jednego z pomieszczeń biurowca, który jak później się okazało, służył jako schowek na szczotki. Nie miał pojęcia, jak i dlaczego znalazł się na tym piętrze, czemu akurat idzie tam, wiedział że ma jakiś ważny cel w tym wszystkim , ale zapomniał jaki. Słyszał nieprzyjemny świst w prawym uchu i odczuwał skutki ciągłych zawrotów głowy. Wiedział, że póki co nie jest w stanie walczyć, czy nawet bronić się przed nagłymi atakami. Modlił się jedynie, żeby nikt nie znalazł go w takiej sytuacji. Mężczyzna oddychał głęboko, uspokajając zdezorientowany błędnik, ale i cały organizm. Dopiero teraz zaczynał analizować pobliskie otoczenie. Słyszał, że strzały oddalają się na wyższe piętra, czuł ciężar i pewnego rodzaju ciepło na obu ramionach. Chyba dopiero teraz przypomniał sobie co konkretnie się stało, gdyż wzdrygnął się w widoczny sposób. Shimada spojrzał się nerwowo pod siebie. Angela leżała spokojnie, nawet zbyt spokojnie, na jego rękach. Mężczyzna wszedł do drobnego pokoju, zamykając za sobą drzwi i zapalając niewielką żarówkę, dającą jedynie namiastkę światła, którego oczekiwał.

- Nareszcie...

Mruknęła cicho Ziegler z trudem spoglądając na pomieszczenie. Genji westchnął z ulgą, słysząc cichy głos kobiety. Był strasznie zły, że ta zachowywała się tak cicho i spokojnie przez cały czas, ale nie był to chyba najlepszy moment, na prawienie morałów czy obwinianie rannej o stan przedzawałowy.

- Czemu po prostu nie użyłeś Kaduceusza? Przecież uczyłam cię, jak działa...

Powiedziała nadal znajdująca się na rękach mężczyzny dziewczyna oddychając płytko.

- Uczyłaś mnie jak używać działającego Kaduceusza, a nie takiego z roztrzaskaną głowicą.

Powiedział krótko mężczyzna kładąc ostrożnie Angelę na ziemi. Kobieta jęknęła z bólu krótko, próbując złapać oddech. Nie wiedziała co sprawia jej większy ból, kontakt z twardą ziemią, czy oddech, który próbuje złapać.

- Możesz już oddychać?

Zapytał się nerwowo Genji, sprawdzając krótko poturbowany implant prawej ręki. Okazało się, że ani jego pancerz, ani skrzydła kobiety, nie są dostosowane, do przetrwania eksplozji granatu. Blondynka kiwnęła lekko głową. Sama nie wiedziała, czy kiwa na "tak", czy na "nie".

- Dobra...

Powiedział cicho pod nosem mężczyzna, klękając, przed siedzącą Angelą, która pojękiwała cicho, przy każdym oddechu, czy nagłym kontakcie pleców z otoczeniem.

- Jak się to zdejmuje?

Zapytał nerwowo Genji, chwytając ręką za jedno ze zniszczonych skrzydeł Ziegler. Kobieta próbowała złapać przez jakiś czas oddech, oddychając szybko i płytko. Zastanawiała się, jak wytłumaczyć działanie zatrzasków w tym skomplikowanym mechanizmie.

- Próbuj na chama...

Powiedziała po chwili Ziegler, rezygnując z kilku minutowego wykładu na temat działania każdego z zatrzasków. Kilka minut minęło, zanim mężczyzna uporał się z niewygodnym i uporczywym mechanizmem na plecach Ziegler. Genji odłożył skrzydła na bok, pod ścianę, samemu udając się przed Angelę.

Gency One-shotyWhere stories live. Discover now