(Nie)codzienna rutyna

17 2 0
                                    

Wiosenny poranek ukazywał światu swoją piękność i naturalny wdzięk. Sierpówki nawoływały siebie nawzajem cicho, dominując resztę mniejszych ptaków, cieszących się ciepłym słońcem i chłodnym wiatrem. Korony drzew kołysały się niczym fale, na lekkim, delikatnym wietrze. Wiatr niósł ze sobą woń kwitnących kwiatów, i zapachu świeżo wypieczonego pieczywa, z pobliskiej piekarni, nieopodal skrzyżowania. Drobne przedmieścia, Zurychu były zupełnie inne niż jego centrum. Wszędobylska zieleń, drzewa, ptaki, brak hałasu i tłumu. Jedynym minusem były uciążliwe dojazdy do oddalonego miejsca pracy.

Genji siedział cicho w kuchni, słuchając w ciszy spokojnych utworów muzyki klasycznej, popijając przy tym swoje espresso i zaczytując się w nowych planach rekrutacyjnych szwajcarskiego Overwatch. Ptaki ćwierkały coraz głośniej, czasem nawet przekrzykując drony, jasny głośnik, wygrywający delikatne brzmienia. Genji odłożył na chwilę telefon, wyglądając za okno, na przesiadujące na drewnianym parapecie gila, o idealnie rdzawym brzuszku i jasnoszarym grzbiecie, radośnie wyspiewującym swoją pieśń. Shimada lubił ptaki. Przypominały mu te, które widział i słyszał w młodości na Hanamurze. Symbol wolności... niczym nie okjełznanej, nieograniczonej wolności.

Gil stuknął kilkukrotnie dziobem o parapet, prawdopodobnie wybierając resztki okruchów, jakie znajdowały się tam po ostatnim wypieku mężczyzny i odleciał gwałtownie, na pobliskie drzewo owocowe, na którym czekały na niego inne wróble, sikorki i dzwońce i szmaragdowym upierzeniu. Genji westchnął cicho. Nie miał nic przeciwko. Jabłoń i tak od lat nie stanowiła żadnego źródła dobrych owoców, a teraz... przynajmniej służyła jako całkiem pokaźny karmnik dla ptaków, i działała na nie jak magnez. Mężczyzna spojrzał spokojnie na zegarek, lekko zaskoczony późną porą i faktem, że Angela nie przyszła jeszcze na śniadanie. Shimada wstał powoli od stołu, odkładając do zlewu pustą filiżankę po mocnej kawie, i wyjął dwie porcelanowe miski. na jego ustach pojawił się drobny uśmiech, słysząc jak powolne i zaspane kroki dobiegające z korytarza. Niedługo później widział jak ciągle przysypiająca kobieta siada do drobnego stołu, tuż obok okna. Angela uchyliła je lekko. Do kuchni dostał się chłodny, świeży podmuch wiatru, wraz z zapachem kwitnących hiacyntów, dobiegającym z małego ogródka.

- Jak się spało?

Zapytał mężczyzna przygotowując owsiankę, którą wraz z blondynką miał zwyczaj jadać na niemal każde śniadanie. Kobieta siedziała w ciszy zamyślona, wtapiając wzrok w obleganą przez kolorowe ptaki jabłoń.

- Skarbie?

Zapytał ponownie Genji, odwracając wzrok w kierunku Angeli. Kobieta podskoczyła lekko na krześle, jak wyrwana z transu. Shimada widząc to, zaśmiał się cicho.

- Ja?

Przytaknęła spłoszona Ziegler, spoglądając na mężczyznę, ciągle śpiącymi oczami.

- Nie spałaś najlepiej? Mam rację?

Zapytał troskliwie mężczyzna, dorzucając kilka rodzynek i ziaren słonecznika no porannego śniadanie. Blondynka kiwnęła przecząco głową. Mężczyzna wiedział, że coś jest nie tak. Kobieta zawsze o tej porze tętniła energią... bo co więcej to ona zawsze czekała na niego w kuchni. Genji spoważniała nieco.

- Zrobię ci mocniejszą kawę, postawi cię na nogi!

Powiedział Genji podchodząc do ekspresu. Angela poderwała się lekko gwałtownie.

- Właściwie...

Powiedziała głośniej. Mężczyzna zatrzymał się w połowie drogi, spoglądając się ze zdziwieniem na Ziegler. Nigdy nie odmawiała porannej kawy.

-... mam ochotę na herbatę... ziołową.

Powiedział cicho, ponownie wlepiając wzrok na jabłoń. Genji wzruszył lekko ramionami, wyciągając przygotowany susz, składający się głównie z pokrzywy, szałwii i melisy, i wsypał odrobinę do filiżanki.

- Jesteś pewna, że nie chcesz kawy?

Zapytał jeszcze raz mężczyzna z lekkim niedowierzaniem. Angela uśmiechnęła się lekko, przytakując lekko głową.

- Tak, dziękuję.

Powiedziała cicho. Shimada zalał susz, wcześniej przygotowanym do owsianki wrzątkiem i podał go ostrożnie Ziegler. Chwilę później na stole znalazło się gotowe, ciepłe śniadanie. Mężczyzna siadając na swoje miejsce sypnął jeszcze niewielka garść obranego słonecznika na parapet, co nie umknęło uwadze kilku sikorek, radośnie ćwierkających i pobierających ostrożnie nasiona.

- Dziękuję, jesteś kochany...

Powiedziała cicho Ziegler, zabierając się za swoje śniadanie. Genji uśmiechnął się lekko. Zazwyczaj to na niego czekało śniadanie i zazwyczaj to on wypowiadał tą kwestię do Ziegler. Miło było zmienić role. Genji Westchnął lekko, przytakując delikatnie głową.

- Smacznego.

Powiedział krótko, nadal zastanawiając się, co się stało. W pokoju panowała cisza, zakłucona uradowanymi ptakami, ucztującymi na parapecie. Genji odłożył na chwile łyżke, zbierając się w sobie.

- Coś się stało?

Zapytał po chwili niepewnie. Angela momentalnie przestała jeść swoje śniadanie. Westchnęła cicho, zastanawiając się chwile nad odpowiedzią. Zapanowała wymowna ciszy, która wręcz krzyczała "tak". Ptaki zdążyły już wybrać cały słonecznik, rzucony przez Genjiego, a Angela nadal siedziała w ciszy, która z każdą sekundą stwała się coraz bardziej niepokojąca dla Shimady.

- Pamiętasz może naszą rozmowę?

Zapytała się kobieta, biorąc drobną łyżkę owsianki i popijając herbatę ziołową, za którą swoja drogą nie przepadała.

- Którą?

Zapytał lekko rozbawiony, ale nerwowy mężczyzna, śmiejąc się przy tym krótko.

- Ostatnio dużo ze sobą rozmawiamy.

Ziegler zaśmiała się rozkosznie. "Rzeczywiście"- pomyślała, spoglądając się na sikorkę, siedzącą na parapecie, grzecznie czekającą na dokładkę ziaren, na które nie zdążyła przylecieć na czas. Kobieta wyjęła trzy ziarna słonecznika ze swojej owsianki i położyła je obok kolorowego ptaszka, ku jego zadowoleniu.

- Tą... sprzed kilku miesięcy... o naszej przyszłości.

Mężczyzna uśmiechnął się lekko, patrząc jak sikorka odlatuje z powrotem na drzewo owocowe.

- Oczywiście, że pamiętam!

Powiedział entuzjastycznie Genji tryskając energią, ku zadowolenie dziewczyny.

- Pamiętasz co wtedy powiedziałeś?

Zapytała się niepewnie Ziegler, spuszczając lekko wzrok.

- Owszem!

Odpowiedział Genji, biorąc głębszy wdech, zastanawiając się krótko.

- Że chciałbym w końcu zacząć żyć normalnie, zamieszkać w zwykłym domu, na zwykłym osiedlu, znaleźć zwykłą pracę... oświadczyć się... założyć rodzinę... zestarzeć się spokojnie.

Powiedział mężczyzna, z każdym kolejnym punktem zastanawiając się coraz dłużej, jakby każdy z kolejnych punktów był bardziej marzeniem, niż osiągalnym celem. Blondynka uśmiechnęła się lekko, słysząc, że mężczyzna pamięta co do słowa ich... dość wrażliwą rozmowę.

- Tak...

Powiedziała kobieta, przytakując lekko. Genji uniósł spokojnie spojrzenie, które zatrzymało się na oczach Ziegler.

- A pamiętasz, co mi wtedy odpowiedziałaś?

Zapytał radośnie mężczyzna, uderzając rytmicznie palcami o blat stołu, jak to miał w zwyczaju. Kobieta uśmiechnęła się szeroko, znając poprawną odpowiedź, ale... przypominając sobie lepiej dokładny przebieg tej rozmowy.

- Kim jest ta szczęśliwa kobieta?

Zapytała, powstrzymując śmiech. Genji parsknął cicho kiwając głową z udawanym załamaniem.

- To też.

Angela spoważniała szybko, wzdychając lekko.

- Że chciałabym to samo.

Powiedziała cicho kobieta, pogrążając się w przemyśleniach.

- Naprawdę miałeś to na myśli... to wszystko?

Zapytała się Angela, biorąc niepewnie do ust kolejną łyżeczkę owsianki. Shimada wzdrygnął się zdziwiony, tym pytanie.

- Tak.

Powiedział automatycznie, bez żadnego zastanowienia. Ziegler uśmiechnęła się lekko, jakby oczekiwała na ta odpowiedź.

- Starzejemy się Angela... niedługo staniemy się niepotrzebnym balastem dla Overwatch, a wtedy... na większośc z tych rzeczy będzie za późno... Trzeba wiedzieć, kiedy przestać...

Powiedział cicho mężczyzna odchrząkując lekko.

- Wiem... co mówię.

Powiedział niezręcznie. Nie lubił dawać lekcji, czy pouczać innych, a już szczególnie, gdy rozmówca miał doktorat... z medycyny. Kobieta zaśmiała się cicho, wzdychając lekko.

- Masz rację.

Powiedziała poważnie, zgadzając się ze słowami Shimady. Zapadła cisza. Zarówno Angela, jak i Genji kończyli swoje śniadanie. Mimo to nadal atmosfera, nie była zbyt komfortowa. Nikt jednak nie próbowała ów ciszy przerwać. Genji nie wiedział jak, z kolei Angela w pewien sposób jej potrzebowała. Genji podniósł się od stołu, zabierając brudne naczynia i powoli kierując się z nimi do zlewu. Angela popijała właśnie ziołowy wywar. Shimada podszedł do niej powoli, całując ją w czoło i powoli wychodząc z kuchni.

- Zaczekaj jeszcze chwilę...

Powiedziała gwałtownie kobieta, wołając wychodzącego mężczyznę. Shimada odwrócił się w jej stronę z lekkim zdziwieniem.

- Usiądź jeszcze.

Powiedziała spokojnie Ziegler, odsuwając lekko krzesło obok niej. Mężczyzna posłusznie cofnął się i zajął wskazane przez blondynkę miejsce.

- Tak?

Zapytał siadając wygodnie, odwracając się w jej stronę.

- Co do naszej rozmowy...

Powiedziała lekko podenerwowana Angela, zastanawiając się chwilę, nie mogąc przepchnąć słów ułożonych w swojej głowie.

-Genji... ja...

Zawiesiła się ponownie kobieta , zastanawiając się ponownie, czy nie powinna zacząć inaczej. Shimada roześmiał się, znając ciąg dalszy.

- ... Chciałabym, żebyś w końcu się ogarnął i oświadczył, jak normalny mężczyzna!

Powiedział Genji, przedrzeźniając w śmieszny sposób głos Angeli. ziegler słysząc to wybuchła śmiechem, będąc pod sporym wrażeniem performansu mężczyzny, w szczególności całkiem poprawnego szwajcarskiego akcentu.

- To też...

Powiedziała kobieta śmiejąc się jeszczę . Kobieta ponownie zamilkła i spoważniała znacząco, bardzo znacząco.

- Jestem w ciąży...

Powiedział stanowczo kobieta, przyglądając się mężczyźnie, który zastygł w tej samej pozycji, jakby analizował każde poszczególne słowo, w tym trzy wyrazowym zdaniu. Z każdą chwilą cisza stawała się coraz bardziej niezręczna i niepokojąca w oczach Ziegler.

- Genji?

Powiedziała po chwili zaniepokojona kobieta, spoglądając się w oczy mężczyzny, wlepione w kilka gili przesiadujących na kuchennym oknie.

- Powiedz coś... proszę...

Mówiła cicho kobieta, coraz bardziej zaniepokojona poważnym wyrazem twarzy Genjiego i brakiem jakiejkolwiek reakcji z jego strony.

- To znaczy...

Zaczął niepewnie Shimada, nadal analizując to, co właśnie usłyszał.

- ... że będę ojcem?

Zapytał mrugając kilkakrotnie i wzdychając ciężko. Angela uśmiechnęła się lekko, przełykając ślinę.

- Tak...

Powiedziała krótko. Mężczyzna spojrzał się szybko w jej kierunku, uśmiechając się lekko i zaczynając się powoli śmiać.

- Nie... nie żartujesz... co nie?

Zapytał niepewnie Shimada, śmiejąc się nerwowo i niepewnie. Ziegler uśmiechnęła się lekko, zagryzając lekko wargi, i ocierając łzawiące oczy.

- Nie.

Powiedziała niemal tak samo stanowczo. Genji wstał powoli z krzesła podchodząc do kobiety. Jego śmiech powoli i płynnie przeszedł w płacz. Shimada pochylił się lekko, obejmując kobietę w najbardziej czuły i wdzięczny sposób, jaki tylko potrafi. Ziegler uśmiechnęła się szeroko z pewnego rodzaju niewypowiedzianą ulgą i odwzajemniła uścisk w ten sam czułu i wdzięczny sposób...

Gency One-shotyWhere stories live. Discover now