Kaduceusz

13 1 0
                                    

- Wiem po co tu jesteś...

Powiedziała cicho Angela, nie spoglądając się nawet w stronę stojącego w drzwiach Shimady. Mężczyzna stał w ciszy, przyglądając się ubranej w kitel lekarski kobiecie, stojącej przy gablocie z osobistym sprzętem o zastosowaniu militarnym. Genji patrzył się martwym spojrzeniem, przeglądając się najmniejszym szczegółom pomieszczenia. Widział porozrzucane niedbale bilansy, okulary kobiety, położone na jednej z książek w czerwonej oprawie, widział odwieszone w gablocie skrzydła, które bez wiązek świetlnych wydawały mu się teraz nie większe, niż jego własna ręka. Właściwie, to Angela, bez tego całego uzbrojenia i pancerza zdawała się teraz znacznie mniejsza i wątła.Genji skupił szczególną uwagę na zawieszonego obok Kaduceusza, przyglądając się mu dokładnie.

- Wiesz po co tu jestem?

Zapytał Genji, z powagą i profesjonalizmem w głosie, widząc przerażenie i niedowierzanie w oczach kobiety. Ziegler podniosła wzrok na mężczyznę. Westchnęła ciężko, ukrywając ogarniające ją negatywne emocje.

- Gdzie one są?


Zapytał po chwili mężczyzna, przerywając ciszę i wchodząc do dużego pomieszczenia laboratoryjnego, zamykając za sobą drzwi. Kobieta nie odezwała się ani słowem. Spojrzała się jedynie w stronę swojego sprzętu stworzonego dla dobra ludzkości.

- Gdzie są plany, pani doktor?

Zapytał ponownie zniecierpliwiony mężczyzna, widząc, że dziewczyna nie zamierza współpracować. Genji uśmiechnął się szczerzej. Wiedział, że to, jak mu się zdawało proste zadanie, może jednak nie być aż tak proste. Mężczyzna założył ręce za siebie, przechadzając się po dobrze oświetlonym pokoju, przyglądając się poszczególnym fiolką, czy notatką.

- Przepraszam cię Genji, ale nie powiem ci...

Powiedziała cicho Ziegler, próbując zachować jak największą stanowczość głosu. Shimada spodziewał się tych słów... nie bez powodu Reyes wybrał właśnie jego, do tego zadania. Genji uśmiechnął się szeroko, jak dziecko rozpoczynające poszukiwania w chowanego.

- Ale nie ma problemu pani doktor...

Zaczął mężczyzna otwierając pierwszą z brzegu szufladę pancernej komody. Kobieta momentalnie podniosła wzrok. Nie spodziewała się takiej reakcji ze strony Shimady.

- Co ty robisz? To są osobiste wyniki...

- Sam znajdę plany... mówiąc mi gdzie się znajdują oszczędziłaby mi, pani doktor kilku godzin... a sobie sprzątania po mnie.

Powiedział mężczyzna wyjmując i przeglądając po kolei każdą teczkę. Kobieta stała w ciszy, przyglądając się jak mężczyzna przegląda wyniki medyczne poszczególnych jej pacjentów... a raczej czyta ich imiona, a następnie odstawia teczkę... nie do końca na swoje miejsce.

- Dlaczego to robisz?

Zapytała Angela po chwili, przerywając tym samym poszukiwania prowadzone przez Genjiego. Shimada trzymał właśnie w dłoniach teczkę z własnym imieniem. Stał cicho, zastanawiając się, czy kobieta jest uprawniona do takich informacji.

- Rozkaz to rozkaz... Pani doktor. Mogę natomiast panią zapewnić, że plany zostaną użyte do działań medycznych.

Odpowiedział cicho mężczyzna, otwierając niepewnie teczkę z własnym imieniem. Była to jedna z nowszych teczek w tej szufladzie.

- Już raz wam zaufałam...

Powiedziała Angela. Mężczyzna odwrócił się w jej stronę, odkładając teczkę z powrotem na miejsce. Po jej policzku spłynęła pojedyncza łza. Shimada zamyślił się przez chwilę. Rzeczywiście... była taka sytuacja. Ziegler omal nie opuściła wtedy Overwatch... a wszystko ze względu na brak szczerości ze strony dowództwa.

- Tym razem... jest inaczej...

Powiedział Shimada, zamykając szufladę i podchodząc powoli do kobiety. Ziegler kiwnęła przecząco głową, oddychając nerwowo.

- Skąd wiesz?

Zapytała się, mrugając szybko kilkukrotnie. Shimada spuścił wzrok, zamyślając się.

- Nie wiem...

Powiedział krótko. Angela zawiesiła się na dłuższą chwilę. Nie spodziewała się takiej odpowiedzi, nie myślała, że mężczyzna przyzna jej w tej kwestii rację. Kobieta odsunęła się, siadając na znajdującym się obok biurku. Mężczyzna podszedł bliżej, niemal nie odstępując kroku, zatrzymując się dopiero nad nią.

- To nie będzie pierwszy raz, jak wykorzystają mnie do czegoś tak podłego Genji...

Zaczęła kobieta, z pewnym przerażeniem w głosie.

- Jestem tu po to, aby pomagać ludziom, a nie po to, by ich krzywdzić... nawet jeżeli nie będę ich ranić osobiście...

Powiedziała Ziegler, opierając się plecami o szklaną gablotę. Shimada nachylił się delikatnie, wywierając ciągłą presję na blondynce. Ziegler spojrzała się w oczy mężczyzny z powagą postępujący według przydzielonych mu rozkazów.

-Wiem czemu wybrali akurat ciebie...

Powiedziała cicho dziewczyna, czując się przy tym w pewien sposób dociśnięta do ściany. Mężczyzna na te słowa ożywił się nieco. Podniósł bardziej wzrok, otworzył lekko usta, wzdrygnął się delikatnie.

- Ah tak?

Powiedział Shimada przyglądając się zdradzającym kobietę oczom i posturze ciała. Ziegler przytaknęła lekko, przełykając nerwowo ślinę.

- Tak...

Stwierdziła, poprawiając biały kitel i kładąc jedną z dłoni na klatkę piersiową Genjiego. Mężczyzna uśmiechnął się lekko, przyglądając się dyskretnie, ale uważnie kobiecie i jej posturze ciała.

- Przeprasza, ale nie powiem ci gdzie one są...

Powiedziała Kobieta szeptem z pewnego rodzaju smutkiem w głosie. Genji zbliżył się do niej powoli i ostrożnie całując ją delikatnie. Angela, położyła się powoli na biurku. Początkowo krótko, następnie ponownie i jeszcze raz. Dziewczyna położyła drugą dłoń na jego włosach. Shimada postąpił podobnie, kładąc dłoń na karku kobiety, a drugą dłoń ostrożnie wsuwając pod noszony przez doktor sweter, przesuwając nią delikatnie, po skórze pleców. Całość trwała dosyć krótko, zaledwie kilka sekund. Genji podniósł się z leżącej na biurku kobiety, z zadowoleniem, malującym się na twarzy.

- Nie musisz...

Powiedział mężczyzna, odwracając się plecami do Ziegler, i powoli zmierzając w stronę wyjścia. Angela zrozumiała co się stało... nie zauważyła, nie poczuła nawet kiedy. Drobna beżowa teczka, którą ukrywała, znajdowała się teraz w dłoni mężczyzny. Ziegler nie wiedziała, co zrobić... czuła się wykorzystana, jakby nie patrzeć na własne życzenie.

- Przepraszam...

Powiedział jeszcze cicho Genji chwytając za klamkę. Miał pewnego rodzaju wyrzuty sumienia, jednak cel wymaga poświęceń... i nie do końca sprawiedliwych zagrań. Nie chciał dowiadywać się po co im te plany... Wiedział co prawda, co stało się z pierwszym prototypem karabinu snajperskiego, opracowanego przez Ziegler... ale nie był w stanie uwierzyć, że byliby zdolni, przekształcić coś tak niegroźnego, dobrego, jak "Kaduceusz", w broń zagłady... Jego przemyślenia nie trwały jednak długo. Poczuł jak zimny kawałek metalu, dotyka jego potylicy. Słyszał ciężki, zdesperowany oddech kobiety za swoimi plecami.

- Puść klamkę...

Powiedziała spokojnie kobieta, dociskając mocniej pistolet, do głowy Shimady. Mężczyzna stał chwilę w ciszy, zastanawiając się jakiś czas. Puścił. Odsunął się kilka kroków, odwracając się przodem do kobiety. Na jego twarzy malowała się powaga, pozbawiona emocji twarz, profesjonalnego mordercy, żołnierza gotowego wykonać każdy nawet najbardziej niemoralny rozkaz. Twarz zupełnie inna, niż kobiety. Angela trzymała pistolet niepewnie, lufa drżała lekko, na twarzy dominowała niechęć, strach, złość, smutek, poczucie zdrady.

- Odłóż plany.

Powiedziała Ziegler drżącym głosem. Shimada uśmiechnął się. Nie był tego zupełnie pewien, ale zaryzykował. Postawił powoli kilka kroków do przodu.

- A jeżeli nie?

Zapytał z zabójczą powagą i stanowczością. Kobieta gwałtownie wyprostowała łokcie, ponownie przystawiając pistolet do czoła mężczyzny.

- Wtedy...

- ... Zastrzelisz mnie? A przecież niedawno mówiłaś... że nie skrzywdzisz nikogo.

Przerwał Genji, stawiając kolejne kroki, coraz pewniej i szybciej, przejmując kontrolę nad sytuacją. Angela zaczęła niepewnie wycofywać się nie odrywając jednak broni od głowy mężczyzny.

- Jeżeli mam zabić jedną osobę, dla dobra tysiąca... zrobię to.

Powiedziała głośno kobieta, drżącym głosem. Genji wiedział, że kłamie, nie jest w stanie zabić żadnego człowieka. Drobne łzy spłynęły jej po policzku. Shimada nie pokazywał jej, że zna ją wystarczająco dobrze, zamiast tego kontynuował.

- W takim razie... zrób to. Nie przestanę, musisz pociągnąć za spust... zginę jak przystało... wykonam to zadanie... albo zginę próbując.

Powiedział Genji, stawiając kolejne kroki. Plecy Angeli uderzyły z impetem o ścianę. Nie miała już jak uciec, zostało jej tylko jedno rozwiązanie, jedna opcja.

- No dalej... zrób to...

Powiedział Genji, przykładając głowę, do cofającego się pistoletu. Angela przyglądała się mu z przerażeniem, widząc do czego jest zdolny. Gwałtowny ruch ręki mężczyzny wyrwał jej broń z i tak niepewnego uchwytu. Shimada zerknął uważnie na broń, a następnie na kobietę.

- Nieodbezpieczony...

Powiedział cicho, spoglądając się pogardliwie na Ziegler. Broń wydała z siebie metaliczny klekot, a kilka jej części poluzowało się. Pistolet wydał z siebie dźwięk charakterystyczny, przy wchłanianiu energii. Broń zamilkła, gotowa do strzału. Kobieta przyglądała się trzymanej w dłoni Genjiego broni, która znalazła się tuż przed nią, zwrócona lufą w stronę jej głowy. Uchwyt poluzował się, a broń zwróciła się w drugą stronę. Angela przyglądała się z niezrozumieniem, zastanawiając się co się dzieje.

- No dalej, podnieś...

Powiedział poważnie mężczyzna, widząc załzawione oczy Ziegler.

- Tym razem... jest gotowa do strzału.

Dodał po chwili. Kobieta stała w bezruchu, dysząc głęboko. Genji uśmiechnął się lekko.

- No tak... nie dasz rady...

Stwierdził po chwili. Broń ponownie wydała z siebie charakterystyczny klekot. Kobieta usiadła powoli na podłodze opierając się plecami o ścianę, płacząc cicho i zakrywając twarz, zimnymi, drżącymi dłońmi. Byłoby kłamstwem powiedzieć, że nie ruszało to mężczyzny. Genji odczuwał to samo co Angela, różnica pomiędzy nimi była jednak taka, że Shimada, jak przystało to na profesjonalistę potrafił ukryć swoje prawdziwe emocje, pod maską zobojętnienia. Nadal odczuwał jak adrenalina krąży po jego organizmie, a on sam walczył właśnie z silną potrzebą zwrócenia małej zawartości żołądka. Jego przeczucie było słuszne, ale nie by do końca pewien, czy całość rzeczywiści potoczy się według jego planu. Shimada ponownie chwycił za klamkę laboratorium odwracając się jeszcze raz w stronę płaczącej w kącie, dorosłej kobiety... westchnął ciężko.

- Nie rób tego... proszę. Jeżeli nie dla dobra innych... to chociaż dla mnie...

Powiedziała jedynie Ziegler, podnosząc błagalnie spojrzenie. Shimada stał w miejscu. Jego dłoń zacisnęła się mocniej, gniotąc lekko gładka powierzchnie teczki. Stał w miejscu, w ciszy, czując jak jego poważny wyraz twarzy, przekształca się w naturalną powagę... współczucie... Genji przymknął lekko oczy. Westchnął ponownie, spuszczając wzrok zrezygnowany. Postawił kilka kroków, zatrzymując się przy biurku, na którym jakiś czas temu znajdowała się Angela i położył na nim plany, wahając się jeszcze chwilę.

- Masz je natychmiast zniszczyć...

Powiedział cicho mężczyzna, spoglądając stanowczo w stronę kobiety. Angela była trochę zdziwiona decyzją mężczyzny, nie spodziewała się, że jej żałosne prośby cokolwiek zmienią. Chciała coś powiedzieć, podziękować... zamiast tego usłyszała jedynie, jak drzwi zamykają się, a po mężczyźnie nie ma żadnego śladu.Kobieta siedziała tak chwilę w niedowierzaniu, zastanawiając się chwilę nad tym co właśnie miało miejsce. Wstała powoli zamyślona... miała w głowie tylko jedną myśl... zniszczyć plany.

Gency One-shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz