Vishkar

27 3 0
                                    

Słońce zachodziło powoli, bardzo powoli nad niewielkim sadem złożonym z kwitnących drzew wiśni. Sakura festival rozpoczął się już kilka dni temu, ku zadowoleniu wielu tubylców i turystów. Shimada siedział cicho na fotelu pasażera w całkiem luksusowym samochodzie, wiozącym go po zatłoczonych ulicach Kioto. Genji ciągle poprawiał sztywne rękawy od czarnej koszuli i zalegającej na niej równie czarnego garnituru.

- Przypomnij mi czemu się tak ośmieszam?

Zapytał lekko zirytowany mężczyzna, poprawiając ponownie rękaw koszuli. Towarzysząca mu blondynka, o długich blond włosach, ułożonych i spiętych z tyłu głowy, podłużną białą pałeczką do włosów, zakończoną sporą, połyskującą perłą, roześmiała się cicho, poprawiając krzywo zawiązany krawat mężczyzny.

- Nie przesadzaj, do twarzy ci w garniturze...

Powiedziała oplatając swoją dłoń wokół jego ręki i podnosząc lekko głowę, spoglądając się przed siebie.

- Vishkar rozniosło swoją działalność na Japonię. Mamy pewne podejrzenia co do ich powiązań z osobami zaangażowanymi w mniej legalne interesy. Bal z okazji wielkiego otwarcia, będzie idealną okazją, aby się o tym przekonać.

Powiedziała blondynka wzdychając głęboko. Mężczyzna zaśmiał się lekko, poprawiając ostrożnie włosy kobiety, ku jej nie wielkiemu zdziwieniu.

- Tyle to wiem sam. Bardziej zastanawiam się czemu my? To znaczy cichy zabójca i lekarz? Naprawdę? Nie mamy od tego przypadkiem specjalistów?

Zapytał, całkiem trafnie Genji, spoglądając się poważnie na towarzyszącą mu Ziegler. Blondynka przytaknęła lekko.

- Rzeczywiście, ale uznaliśmy że będziesz pasować lepiej do tego zadania.

Powiedziała spokojnie wyglądając przez okno przemieszczającego się pojazdu.

- Twoja znajomość japońskiego może okazać się kluczowa, poza tym twój pancerz, idealnie wtapia się w tłum.

Shimada w każdym innym przypadku słysząc to sformułowanie uznałby je za mało śmieszny dowcip, czy zwykły, złośliwy, suchy sarkazm, ale było to Vishkar. Jedna z większych firm technologicznych na świecie. Obecność implantów, wmontowanej w ludzkie ciało, bezbłędnej, silniejszej, szybszej, sprawniejszej technologii była tam codziennością. Shimada przytaknął lekko głową.

- A ty?

Zapytał po chwili. Angela uśmiechnęła się szeroko.

- Uznajmy, że jestem dla ciebie lepszą osobą towarzyszącą, niż Winston

Powiedziała z powagą, która sprawiła, że wypowiedziane przez nią słowa zabrzmiały jeszcze śmieszniej. Genji uśmiechnął się lekko.

- Fakt...

Powiedział cicho, wzdychając głęboko. Samochód podjechał do większego przeszklonego budynku, zatrzymując się płynnie. Zapadła krótka cisza, przerwana przez odgłos otwieranych drzwi od strony kobiety. Angela wysiadła ostrożnie, czekając chwilę na partnera. Genji wysiadła spokojnie, podając ramię Angeli, która uśmiechnęła się lekko i owinęła o nie swoją rękę.

- Za kim konkretnie się rozglądamy?

Zapytał Genji po chwili, oddalając się wraz z kobietą od samochodu, który przywiózł ich we wskazane miejsce.

- Valli.

Powiedziała krótko Angela, przybierając poważny wyraz twarzy.

- Całkiem bogaty Włoch o tak samo bogatej przeszłości kryminalnej. Bardzo prawdopodobne, że pracuje ze Szponem.

Powiedziała Angela, wtapiając wzrok w znajdujący się przed nią budynek. Shimada poczynił podobnie, rozglądając się uważnie po niewielkiej grupce podobnie ubranych par, czekających przed wejściem.

- Jak wygląda?

Zapytał z powagą w głosie Genji, spoglądając się na towarzyszącą mu kobietę. Angela uśmiechnęła się lekko.

- Jak brodaty Włoch.

Powiedziała krótko, wzdychając cicho. Shimada przetarł oczy koniuszkami palców, wzdychając ciężko.

- Nie wiem jakim cudem zostałaś wybrana...

Stwierdził rozbawiony Genji, podchodząc powoli do wejścia.

- Ja? To ty nie wiesz nic o celu misji.

Odparła dziewczyna, spoglądając się z wyrzutem na partnera. Shimad spuścił lekko głowę, uśmiechając się szerzej.

- No tak..

Stwierdził cicho, prostując się i wchodząc spokojnie do środka. Drobny hotelowy korytarz prowadzi do sporej jadalni, wypełnionej niemal całkowicie, elegancko ubranymi gośćmi, siedzącymi przy wyznaczonych dla nich stolikach. W rogu sali stało lśniące, czarne pianino, na którym bez przerwy grał młody, utalentowany mężczyzna, z drobnymi okularami z równie ciemnymi oprawkami, co pianino. Ciche odgłosy, uderzanych z gracją klawiszy, uderzających o struny, niósł się po całej jadalni, mieszając się z cichymi szeptami, prowadzonych rozmów i cichymi brzdęknięcia, pochodzącymi z drobnych toastów, pochodzących z pobliskich stolików. Genji w dość niespodziewany sposób zmienił nastawienie z niepewnego na wyluzowane i beztroskie, co najmniej, jakby był jednym z ważniejszych gości. Angela miała z tym nieco większy problem. Jeden z omnicznych kelnerów z srebrną tacą wypełnioną szklanymi kieliszkami, pojawił się szybko, przy wchodzącej na salę parze, prezentując dokładnie, znajdujące się na niej szkło.

Gency One-shotyWhere stories live. Discover now