- Wreszcie raczyłeś oddzwonić.- w głosie chłopaka można było usłyszeć irytację.- Przylatuję na Mikołajki do Nowego Jorku. Znajdzie się pokój u was, czy mam szukać hotelu?- zapytał równie zmęczony co ja, bo po chwili zaczął ziewać.

 - U nas pokoje są zapchane gratami do domku, ale nie szukaj nigdzie noclegu. Coś czuję, że u Viv znajdzie się pokój.

 - Albo miejsce w jej łóżku.- dodałem, po czym zaczęliśmy z Lou chichotać. Opowiadał mi o jego relacjach z Vivienne, a sama szatynka zachwycała się nim za każdym razem, gdy chodziliśmy na kawę czy lunch. Nie było innego tematu niż Zayn, Zayn, jej znajomość z Zaynem. Oh, czy wspominałem, że ciągle paplała o Zaynie?

 - Ha, ha, bardzo śmieszne. Ja traktuję ją bardzo poważnie i nie zmuszam jej do niczego.- wytłumaczył się. Lou pokręcił z politowaniem głową.

 - Ja myślę, bo inaczej już byś nie żył. Viv jest dla mnie jak siostra i prędzej uciąłbym sobie rękę, niż pozwolił ci ją skrzywdzić.- odezwał się.- A teraz kończę, bo muszę przeprowadzić poważną rozmowę z moim chłopakiem i go opieprzyć, że nie odbiera telefonów.

 - Lou, chyba ci się słowa pomyliły. Nie miało być pieprzył?- Zayn zaczął się śmiać, a Lou zakończył połączeniu, wywracając oczami. Rzucił telefon na poduszkę, wyciągnął się i założył ręce na piersi. Przełknąłem ślinę. Wpatrywał się we mnie uważnie. Chyba mu się włączył tryb "sassy". Chwilę trwaliśmy w ciszy, bo szczerze? Nie wiedziałem co powiedzieć, jak zacząć, ani jak postępować z tak wkurzonym Lou. Skoro wściekał się o nieodbierane telefonu, to co będzie, jak opowiem mu o akcje spod szpitala. Po chwili podniósł się i ruszył do składzika. Wrócił w dłoni trzymając nową butelkę wina. Otworzył ją i nalał sobie do kieliszka, po czym wrócił do swojej poprzedniej pozycji, tym razem w dłoni trzymając napój.

 - Zanim zaczniesz się tłumaczyć, mam trzy sprawy. Po pierwsze, okazało się, że kiedyś byłem z Eleanor. Cóż, "byłem" to złe określenie, bo spotykaliśmy się raz na jakiś czas przez miesiąc i szedłem z nią do łóżka. Po drugie, gadałem z nią o tym, znosi to spokojnie, życzy nam szczęścia, wspominaliśmy tamten czas. Raz spałem z nią bez zabezpieczenia, również się ją o to wypytałem. Uznała, że tak prędko bym się jej nie pozbył, gdyby zaszła w ciążę. To co się potem działo, jest mniej ważne, bo obiecałem jej, że nikomu nie zdradzę, zwłaszcza, że była to moja wina. Po trzecie, kupiłem studio muzyczne i zaczynam nagrywać piosenki. Oprócz mnie, Ed również będzie tam nagrywał. Jakieś pytania?- uniosłem rękę, żeby dowiedzieć się więcej na temat studia, lecz on klasnął w dłonie i z sarkastycznym uśmieszkiem odpowiedział:- Świetnie, żadnych pytań! A teraz mów, czemu mam cię nie wykopać dzisiaj przez okno.- spojrzał na mnie wymownie. Ugh, czy on musi być taki bezpośredni i dosłowny? Jego świdrujące, niebieski oczy zaczęły mnie przerażać. jednak musiałem mu o tym opowiedzieć.

 Zacząłem od początku. O zemście, o tym, że nie rozstawałem się z myślami o zabiciu go, ze w głowie pojawiały mi się obrazy, gdy Lou był zapłakany i smutny, gdy bał się, jak w nocy miał koszmary. Później o tym, że doszedłem do wniosku, że moje umiejętności bokserki się przysadza i wreszcie zapłacę mu za to, co zrobił. Opowiedziałem, jak szybko wymyśliłem skuteczny plan i o dziwo, jak szybko dało się go wykonać. Nazwałem Tristana głupim i zbyt pewnym siebie. Pokazałem mu swoje dłonie, powiedziałem, że wezwałem pogotowie i odjechałem, zagroziłem mu, że jak piśnie choć słowo to ja wydam go na policję, podałem mu już mój nowy numer, bo starą kartę połamałem i wyrzuciłem. Wytłumaczyłem mu, że teraz mam ogromne wyrzuty sumienia z powodu Tristana, ale też tego, że go zawiodłem i nie potrafiłem stawić czoła tak prostej rzeczy. Mówiłem przez dobre 30 minut, zabierając mu butelkę z ręki i pijąc wino, po czym on robił to samo i wymienialiśmy się tak butelką przez ten cały czas. Na koniec wziąłem głęboki oddech i spojrzałem się na niego. Wpatrywał się tempo w ścianę przed sobą i przez dłuższy czas się nie odzywał. Nie wytrzymywałem tej presji, tej ciszy, była zbyt drażniąca i napięta. To nie ta sama cisza, co jest między nami, gdy leżymy sobie na kanapie czy w łóżku i po prostu się przytulamy.

 - Powiedz coś.- szepnąłem. Nie mogłem znieść jego milczenia, jednak on wyraźnie chciał mnie przetrzymać. Podniósł się, kręcąc głową i pobiegł na górę. Schowałem twarz w dłoniach, jednak on po chwili wrócił, trzymając zaciśnięte pięści wzdłuż swojego ciała.

 - Co mam powiedzieć?- odrzekł.- To, że kocham cię najmocniej na świecie, bo potrafiłeś dla mnie zaryzykować i poświęcić się dla mojej sprawy?- uśmiechnąłem się i przyciągnąłem go do siebie, całując namiętnie. Inaczej sobie to wyobrażałem, jednak taka wersja zdarzeń najbardziej mi odpowiadała.

 - Nie martwisz się Tristana?- zapytałem z sarkazmem w głosie, na co niebieskooki prychnął. Uznałem to za odpowiedź przeczącą i wróciłem do całowania. Połozyłem dłoń na piąstce Lou i zacząłem ją otwierać, łapiąc po jednym palcu. Zacząłem się śmiać na widok małej paczuszki, po którą pobiegł na górę.- Zbereźnik!- zaśmiałem się i położyłem na kanapie, nadal go całując.


Eleanor's POV


 Byłam trochę zdenerwowana po smsie od Tristana. Z jego treści wynikało, że został poważnie pobity, jednak żyje. Wypisał się na własne życzenie i czeka na mnie u siebie. Zostawiłam samochód pod barem, więc musiałam wrócić autobusem, który wlókł się niemiłosiernie. Jednak po parudziesięciu minutach wylądowałam na jego osiedlu. Ruszyłam w stronę bloku, w którym mieszkał. Wstukałam kod, otwierający klatkę i bez pukania wtargnęłam do mieszkania na pierwszym piętrze. Siedział w salonie, cały posiniaczony i opuchnięty. W niektórych miejscach nadal była krew, a głowę miał obandażowaną. Jego śniada skóra wyglądała teraz okropnie, stracił swój blask, mam nadzieję, ze niedługo wróci z powrotem.

 - Kto?- zapytałam krótko, zrzucając płaszcz i siadając obok niego. Spojrzał się na mnie i syknął z bólu. Najwyraźniej szyja również go bolała. Musiał na prawdę mocno oberwać.

 - Styles.- odrzekł, a ja otworzyłam szerzej oczy. Nie spodziewałam się tego. Z opisów Lou, Harry był zawsze spokojny, milutki, kochany i inne te sprawy. Jednak po chwili zmarszczyłam brwi.

 - Należało ci się.- odpowiedziałam.- Niczego nie potrafisz zrobić dobrze.- przekręciłam teatralnie oczami.- Spotkałam dzisiaj Lou, właśnie od niego wracam. Opowiedziałam mu już, jakie mam do niego zamiary, że nic nas nie łączy, że życzę mu szczęścia i inne takie pierdoły. Oh, wiesz o czym mówię!- powiedziałam, podnosząc się i kierując do wyjścia. Nic tu po mnie, skoro dobrze się czuł.

 - A jak jest na prawdę?- zapytał, dokładnie znając moje uczucia i zamiary. Przystanęłam w progu i spojrzałam się na niego. Chwilę wahałam się z odpowiedzią.

 - Dobrze wiesz, braciszku. Dobrze wiesz.- odrzekłam, wychodząc i trzaskając za sobą drzwiami.

Shelter Where stories live. Discover now