Rozdział 11

6 0 0
                                    

Na szczęście wracając także na nikogo nie trafili. Wyglądało na to, że na dziś nie było zaplanowanych żadnych nauk, więc konie mogły sobie cały dzień odpoczywać.

Pod wieczór byli już w kryjówce.

- Skoro uważasz, że tak ładnie idzie mi na koniach - zaczął William zsuwając się z Ero - to kiedy spodziewać się mogę własnego ikrana?

Żółty gad machnął łbem prychając, a jego ogon mocno wylądował na plecach chłopaka.

Dima zaśmiała się cicho zeskakując z wierzchowca.

- Aż tak nie lubisz Ero? - zapytała głaszcząc gada czule po szyi i pod pyskiem.

- Ej, to nie tak - sprzeciwił się. - Po prostu, wiesz, fajnie by było mieć własnego. No i Ero nie musiałby już wozić dwóch osób.

Ikran znów prychnął odwracając głowę od chłopaka.

- Uraziłeś go. - Pokręciła niedowierzająco głową widząc jak zachowuje się Ero.

- Nie miałem takiego zamiaru - powiedział spuszczając wzrok w zakłopotaniu, po czym pogłaskał gada i szybko odszedł.

Dimaya spojrzała w oczy stworzeniu.

- Dla mnie jesteś najlepszy i nigdy cię nie zamienię - powiedziała szeptem na co zwierzę machnęło skrzydłami zadowolone.

Nastolatka już dobrze wiedziała jak dotrzeć do tej gadziny. Ich kilka pierwszych "rozmów" było zwykle monologami dziewczyny, która nie była pewna czy zwierzę jest jak kolejek zainteresowane jej obecnością. Dopiero z czasem zauważyła jak Ero kręci głową, gdy go o coś pyta czy macha ogonem, gdy ona mówi o gnębiących ją rzeczach. Wkrótce znaleźli między sobą nić porozumienia i to bez ograniczania się do więzi.

Poklepała raz jeszcze ikrana i poszła usiąść obok chłopaka, na swoim posłaniu.

- No, ale... - zawahał się nie co William, gdy na niego zerknęła. - Kiedy będę mógł spróbować z ikranem?

Dima uśmiechnęła się nieznacznie rozbawiona.

- Kiedy będziesz gotów - odpowiedziała, choć sama nie była pewna czy czekanie jest odpowiednie.

Możliwość samodzielnego latania bardzo by mu się przydała.

***

Z samego rana nastolatka zabrała rekombinata do lasu. Musiał w końcu zacząć poważniejszą naukę i trenować to czego się nauczył w mniej bezpiecznych warunkach.

Wylądowali niedaleko zagrody direhorse'ów.

- Zaczniemy od jazdy, a później tropienie - zapowiedziała Dima. - Przejdziemy stąd, aż na wschodni kraniec lasu i z powrotem.

Chłopak nie miał możliwości nie zgodzenia się z na'vi, więc tylko przytaknął.

Chwilę później Dima zniknęła między zaroślami, a po paru kolejnych minutach wróciła z końmi.

- Ćwiczysz to co wczoraj - powiedziała, gdy on siedział już na klaczy.

Nie trzeba było mu tego powtarzać dwa razy. Zaraz ruszył przed siebie wolnym tempem, które prawie co okrążenie zmieniał.

Dima natomiast skierowała Lemię na linię drzew i przy niej szła, aby zawsze móc spojrzeć na chłopaka. Była trochę zdziwona tym jak bardzo jego postawa była inna od tej z dnia poprzedniego. Zdecydowanie bardziej rozluźniony, rąk starał się nie opierać na koniu, patrzył przed siebie. Takich postępów po jednym dniu zupełnie się nie spodziewała. Albo chłopak zdołał się już przyzwyczaić do więzi albo tak bardzo chciał już mieć ikrana, że wszystko zrozumiał w parę godzin od poprzedniej jazdy.

Você leu todos os capítulos publicados.

⏰ Última atualização: May 16 ⏰

Adicione esta história à sua Biblioteca e seja notificado quando novos capítulos chegarem!

Avatar: Między ŚwiatamiOnde histórias criam vida. Descubra agora