Rozdział 9

53 4 8
                                    

Udało im się opuścić osadę nim łowcy wrócili z akcji. Oczywiście Dima jeszcze wcześniej wybrała się do Tsahik po dodatkowe opatrunki, skoro miała je zmieniać przez najbliższe parę dni.

Do swojej kryjówki dotarli późnym popołudniem, akurat przy wlatywaniu do środka zauważyli wracającą grupę łowców. Dimaya poczuła ulgę widząc mało rannych osób, ale i dlatego, że nikt ich nie zauważył.

Wieczór spędzili na rozmowie, głównie dotyczącej flory Pandory - William wciąż podkreślał jak fascynuje go każda roślina i jak uwielbia na nie patrzeć nocą, kiedy wszystko zdaje się odżywać na nowo w innych barwach. Porównywał to do wejścia do innego wymiaru, cokolwiek to znaczyło, gdyż Dima nie wiele rozumiała z jego słów. Mówił w języku na'vi prawie cały czas, ale nie zmieniło to faktu, że nie potrafiła z jego słów wywnioskować o co mu chodziło konkretnie. To nie porozumienie wynikało z ich odśnieżnego spojrzenia na świat. On patrzył na świat go otaczający jak na system biologiczny, który trzeba poznać i zrozumieć. Dziewczyna patrzyła na to inaczej - wszystko co ją otaczało w jakimś stopniu jej dotyczyło, więc na świat patrzyła jak na część siebie, o którą trzeba zadbać. Czasem jednak znajdywali wspólne argumenty, choćby oboje zgadzali się co do tego, że nocą świat wydaje się ciekawszy i groźniejszy, ale również w tym, że wszystko jest tu ze sobą połączone.

- ... To wszystko jest po prostu wspaniałe - mówił siedząc z dziewczyną przy jeziorku i mocząc stopy w błyszczącej wodzie. - Na Ziemi nigdzie nigdy nie można było znaleźć takich rzeczy, a teraz już zupełnie nic tam nie ma.

- Twój świat został zniszczony? - zapytała nie co zaciekawiona.

- Niezupełnie. Jest w trakcie wyniszczania... I to przez nas. Sami wszystko zniszczyliśmy i dlatego teraz powoli przylatujemy tutaj - westchnął.

- Jak to tutaj? Ludzi nieba będzie jeszcze więcej? - zaniepokoiła się.

- Pewnie tak. Mnie wskrzesili po to, abym badał klimat pod względem jego możliwości do zmiany na bardziej ludzki - powiedział zerkając na dziewczynę.

W jej obecności czuł się swobodniej niż przy kimkolwiek innym do tej pory. Może to dlatego, że jak dotąd była to jedyna osoba, która go jakkolwiek szanowała?

- Miałeś badać? To po co wzięli ciebie, żołnierza? - zapytała nie rozumiejąc dlaczego wojownikowi zlecili takie zadanie.

William krótko się zaśmiał.

- Chyba muszę ci opowiedzieć trochę o swoim poprzednim życiu - stwierdził na co dziewczyna energicznie przytaknęła. Teraz jej ciekawość co do jego osoby stała się jeszcze większa. - Macie w klanie laborantów sterujących avatarami, więc raczej wiesz na czym polegał projekt "Avatar".

- Wiem.

- Więc, ja też miałem należeć do tego programu. Ogólnie, na Ziemi byłem żołnierzem, jednak ciągnęło mnie zawsze do nauki, więc kiedy okazało się, że mogę wziąć udział w tym projekcie zdecydowałem się na przejście treningu do zostania pilotem avatara. Trening przeszedłem. Przy okazji przepracowałem trochę czasu w laboratorium. Dostałem zgodę na lot na Pandorę, ale ostatecznie zrezygnowałem z zostania pilotem i laborantem na rzecz polecenia tam jako żołnierz. Głównie chodziło o szybszy powrót na Ziemię i większe zarobki. Taa... Wtedy leciałem na kasę, a teraz i tak nic z tamtych pieniędzy mi się nie przyda - westchnął, ale szybko wrócił do głównej historii. - Będąc już na Pandorze zostałem przydzielony do jednego z oddziałów zwiadowczych, ale szybko przenieśli mnie do pomocy przy lotach badaczy-avatarów. Więc tak sobie latałem robiąc za ochronę dla kilku naukowców. W między czasie poproszono mnie o możliwość pobrania mojego DNA do wyhodowania ciała avatara na Ziemi. To właśnie wtedy dowiedziałem się o projekcie odnośnie rekombinantów. Zostałem do tego wybrany głównie dlatego, że byłem po szkoleniu na pilota co znaczyło, że znacznie szybciej przyzwyczaję się do nowego ciała niż przeciętni żołnierze. Jak już pewnie wiesz, dość dużo osób ostatecznie wzięło w tym udział, ale byłem jedynym wojskowym o wykształceniu laboranta. - Dziewczyna przytaknęła na to pokazując, że rozumie. - Potem chwilę pracowałem w laboratorium ze względu na to, że brakowało im personelu, a ja byłem odpowiednio wykształcony. Niedługo później został przeprowadzony atak na wasze Domowe Drzewo, od którego na szczęście udało mi się wymigać, ale kiedy zdecydowano się na atak na Drzewo Dusz to i ja musiałem lecieć. Właśnie wtedy zginąłem i wróciłem, już jako rekombinant, razem z grupą najbardziej nienawidzących na'vi ludzi - spojrzał w wodę smętnym wzrokiem. - Nigdy nie chciałem niczego tu niszczyć i swojej decyzji odnośnie przylecenia tu jako żołnierz żałowałem już od pierwszego dnia. Chciałem się tu uczyć i poznawać wasz świat, a nie być zmuszanym do niszczenia go. Ale to ja podjąłem taką decyzję...

Avatar: Między ŚwiatamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz