Rozdział 7

53 2 2
                                    

Dlaczego go uratowałam? - zaczęła się zastanawiać, samej nie mogąc znaleźć odpowiedzi. To był odruch. Chłopak potrzebował pomocy i ją otrzymał, ale czy zrobiłaby tak, gdyby to był inny rekombinant? Wątpiła w to. Więc dlaczego akurat jemu nie dała zginąć?

Spojrzała ponownie na niego.

- To chyba dlatego, że ty też mnie wcześniej uratowałeś. I mojego ilu - powiedziała dość cicho i z zawahaniem.

- Uznałaś, że jesteś mi coś winna? Jak się komuś pomaga to zwykle bezinteresownie - powiedział William, ale szybko doszedł do wniosku, że takie słowa mogły być nie do końca odpowiednie. - Zresztą, nawet jeśli chciałaś spłacić ten "niby dług" to już wcześniej to zrobiłaś. Właściwie to wczoraj. - Uśmiechnął się delikatnie i znów się poprawił na skale.

Twardy kamień nie był najwygodniejszy do siedzenia i powoli całe ciało dawało mu o tym znać, w tym również rany.

- Tak, to było głupie wytłumaczenie... - zaczęła odwracając wzrok. - Ja... Po prostu kiedy zobaczyłam jak viperwolfy kogoś gonią to odruchowo zdecydowałam się pomóc. No, a to okazałeś się być ty. Jesteś... Jesteś inny od pozostałych - mówiła dość powoli, mało pewnie, ale starała się samej sobie jednocześnie wytłumaczyć swoje zachowanie.

- Inny?

- Tak - od razu odpowiedziała. - Najpierw uratowałeś ilu. Wczoraj nie walczyłeś, choć jestem pewna, że jesteś wyszkolonym wojownikiem, bo inaczej nikt nie dał by ci broni. Prawda? - Chłopak tylko kiwnął twierdząco głową. - Patrzysz też na zwierzęta z takim... Z taką fascynacją. Nie zachowujesz się jak żołnierze z opowieści dorosłych, którzy byli na tej wojnie 15 lat temu.

Przerwała. Nie wiedziała co jeszcze mogłaby powiedzieć, ale też nie chciała już nic mówić patrząc na minę rekombinanta. Zdecydowanie stał się jeszcze bardziej przygnębiony niż chwilę wcześniej był.

- William? - Pochyliła się w jego stronę, starając się nawiązać kontakt wzrokowy, ale chłopak tylko jeszcze bardziej odwrócił głowę i położył lekko uszy. Był smutny. - Powiedziałam coś złego?

Na to pytanie chłopak natychmiast podniósł głowę.

- Nie. To nie ty zrobiłaś coś złego. Tylko ja.

Dima zmrużyła oczy. O czym chłopak mówił? Przecież nie zrobił nic złego... Chyba.

- To znaczy? - Spróbowała dowiedzieć się więcej.

Przy okazji uświadomiła sobie, że istnieje jeszcze jeden powód, przez który uratowała chłopaka, a była to ciekawość. Była ciekawa jego.

- Jestem rekombinantem. Musiałem kiedyś umrzeć... - powiedział cicho zamykając oczy. Te słowa go bolały. Dima powoli rozumiała o co mu chodziło, ale wolała by opowiedział wszystko. - Zginąłem podczas ataku na Drzewo Dusz... Tych wspomnień nie mam - ani z bitwy, ani mojej śmierci. Ale jestem pewien, że zabiłem wiele osób, choć tego nie chciałem. Kiedy o tym myślę... Do tego nie powinno było dojść. Już samo zniszczenie waszego drzewa było przesadą. A ja przyłożyłem do tego rękę... Przepraszam - powiedział przyciągając zdrową nogę do siebie i opierając o nią czoło.

Dziewczyna nic nie powiedziała. Była z początku w szoku. Nie spodziewała się usłyszeć czegoś takiego. Miała świadomość, że William musiał kiedyś umrzeć, a raczej zginąć, jednak nie sądziła, że skoro nawet nie ma o tym wspomnień i tak na prawdę nie wie co się stało to będzie ją przepraszać. Przecież na to wydarzenie pewnie nawet nie miał wpływu. Dlaczego czuje się winny?

Avatar: Między ŚwiatamiWhere stories live. Discover now