Rozdział 10

28 1 0
                                    

Droga trochę im zajęła, ale w końcu dotarli do ogrodzonej polany pełnej osiodłanych direhorse'ów.

- Serio? Pierwsza jazda? - zapytał nie kryjąc radości William.

Dziewczyna pokiwała głową, jednak zamiast wyjść z rekombinantem na polanę, wepchnęła go głębiej między zarośla. W każdej chwili mógł się tu zjawić ktoś z klanu, więc musieli teraz trochę bardziej uważać.

- Wiesz... - Rozejrzała się, ale chwilowo nikogo tu nie było. - Zrobimy tak - ty się wróć nad strumień, a ja przyprowadzę swoją klacz.

- Masz własnego konia? - zapytał zainteresowany, nie przypominając sobie by o tym Dima mówiła.

- Nie do końca swojego. Raczej konie są ogólnodostępne dla każdego, ale jak ja już jeżdżę to tylko na niej - odpowiedziała wychodząc z pomiędzy zarośli. - Ty idź zaczekać - powiedziała odwracając się do niego, po czym ruszyła między zwierzęta szukając konkretnej klaczy.

Koń stał na końcu pastwiska wylizując wnętrza różnych roślin i całkowicie nie interesował się nawoływaniami dziewczyny.

- Lemia. - Dimaya poklepała klacz po szyi, po czym założyła jej na pysk uwiąz i zaczęła wyprowadzać z pastwiska.

Jednak przy samym wyjściu się zatrzymała.

- Może...? - zawahała się, ale jednak wzięła ze sobą jeszcze jednego konia.

Żadna z kobyłek nie oponowała. Obie szły spokojnie za dziewczyną zupełnie nie zwracając na nic uwagi.

W parę minut dotarły do odpowiedniego miejsca, jednak przy strumieniu nie było rekombinata. Nastolatka zaczęła się rozglądać za nim, ale nigdzie nie potrafiła go wypatrzyć.

- William? - zawołała wsiadając równocześnie na Lemię.

Klacz prychnęła, gdy się z nią połączyła, ale już po chwili była całkowicie posłuszna.

Dima złapała mocniej uwiąz drugiego konia i ruszyła przed siebie, wciąż rozglądając się za chłopakiem.

- Gdzieś ty się podział?

Szła wzdłuż strumienia kierując się w stronę pastwisk. Wątpiła, że rekombinant zaszedł gdzieś daleko. Bardziej prawdopodobne było to, że po prostu gdzieś wcześniej się zatrzymał.

Idąc wzdłuż wody zauważyła, że po drugiej stronie pasło się stado hexapede'ów. Zwierzęta nie zwróciły na nią uwagi. Podobnie jak na pewną osobę, która stała wyjątkowo blisko nich.

Dima zatrzymała konie.

- Po co tam poszedłeś...? - zadała pytanie pod nosem obserwując poczynania chłopaka.

William kucał przy brzegu strumienia z wystawioną dłonią w kierunku małego hexapede'a. Młode zdawało się być nawet zainteresowane jego osobą. Ostatecznie dało się pogłaskać. W przeciwieństwie do dorosłych osobników - te całkowicie zignorowały jego obecność. A zwykle były dość płochliwe. Ale może to, że tak często przechodzą tędy Na'vi sprawiło, że się przyzwyczaiły do ich obecności.

Nastolatka nie chciała psuć chwili, ale świadomość, że rekombinant stoi całkowicie na widoku dość mocno wpływała na jej decyzję.

Ruszyła konia kierując go naprzód, przez rzekę. Kiedy tylko koń znalazł się w wodzie i zarżał, hexapede'y uciekły w głąb lasu. Cóż, widać do takiej bliskości koni jeszcze się nie przyzwyczaiły.

Chłopak natychmiast się odwrócił kładąc nisko uszy. Rękę trzymał na nożu.

Dimaya uśmiechnęła się ironicznie.

Avatar: Między ŚwiatamiWhere stories live. Discover now