Rozdział 3

73 4 3
                                    

Do osady przyleciała grubo po południu, ale zdawało się, że nikt nawet nie zauważył jej długiej nieobecności. No, prawie nikt.

- Co ci się stało? - Neteyam zapytał ją zaraz po tym jak odłożyła ryby.

- Spotkałam avatara pracującego dla ludzi - powiedziała kierując się od razu do namiotu tsahik.

Mimo wszystko wolała by ktoś tę ranę obejrzał i się nią porządnie zajął.

- Avatara? - zdziwił się nastolatek. - Przecież wszyscy są tutaj i nikt nie pracuje dla ludzi nieba.

- Ej, wiem z kim miałam do czynienia i to był avatar na pewno - trochę podniosła głos.

Po prostu nie lubiła, gdy ktoś jej nie wierzył kiedy mówiła prawdę.

- Rozumiem. - Spuścił wzrok Neteyam. - To idę powiedzieć ojcu, a ty idź do tsahik. Niech to opatrzy.

- Właśnie tam idę - lekko się uśmiechnęła mówiąc i poszła dalej, a chłopak pobiegł do namiotu rodziców.

Na szczęście w środku była tylko kobieta, więc Dima nie musiała na nic czekać. Weszła, przywitała się z należytym szacunkiem i usiadła przed nią wystawiając rękę.

Tsahik bez słowa zrobiła to co do niej należało. Wyglądała na dość zmęczoną.

- To chyba rana postrzałowa - zagadnęła dziewczynę nim ta zdążyła wyjść.

Nastolatka odwróciła się z powrotem do kobiety z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy. Nie chodziło o to, że nie chciała powiedzieć kto jej to zrobił, ale spodziewała się, że może dostać porządną reprymendę za to, że ten avatar wciąż żyje.

- Więc? Powiedz babci co to się tobie przytrafiło.

Użyła słowa "babcia" do określenia siebie i Dima już wiedziała, że się nie wywinie od odpowiedzi.

Przyklękła przed kobietą.

- Podczas polowania trafiłam na dwie latające maszyny i... - I co miała powiedzieć dalej? Że ucięła sobie później pogawędkę z oprawcą i dała się mu postrzelić? O nie. Ale jak inaczej miała to opowiedzieć? - Więc udało im się postrzelić Suna...

- Suna? To stąd ostatnio tyle ryb mamy - wtrąciła tsahik przypominając sobie o drugim "przyjacielu" Dimy.

Tsahik była jedną z dwóch osób, które wiedziały o jej więzi z rzecznym ilu. Dziewczyna raczej się tym nie chwaliła nie czując się najlepiej z tym, że tylko ona ma takiego zwierzaka i to jeszcze dość trudnego do spotkania w gęstych lasach takich jak ten klanu omatikaya. Nawet rzeczne ilu preferowały większe przestrzenie, więc raczej szukały długich i szerokich rzek o bogatym w pożywienie dnie.

- Tak, byłam trochę popływać przy okazji - lekko się uśmiechnęła i spuściła wzrok. - Więc oni go postrzelili, ale czymś dziwnym. Nie krwawił tylko zasypiał. I wtedy podszedł do mnie avatar - zaczęła niepewnie mówić dalej. - Powiedział, że może pomóc Sunowi, więc mu na to pozwoliłam i okazało się, że postrzelili go środkiem usypiającym. Chyba tak to on nazwał... - zastanawiała się przez moment, ale innej nazwy w pamięci nie mogła znaleźć, więc raczej się nie pomyliła. - No i Sun dość szybko się po tym obudził, a ten avatar... On... Potem mnie postrzelił - powiedziała zerkając niepewnie i z lekkim zażenowaniem na tsahik.

Kobieta pokręciła głową, a na jej twarzy pojawiło się niewielkie rozbawienie.

- Ten avatar bardzo źle strzela - stwierdziła, jednak zaraz spoważniała. - Nie był to żaden z naszych, prawda?

- Żaden z nas. Poznałabym - odpowiedziała pewnie.

- No dobrze. Jake już wie? Mówiłaś wodzowi? - zapytała zaczynając już zajmować się innymi rzeczami niż rozmową.

Avatar: Między ŚwiatamiDonde viven las historias. Descúbrelo ahora