Do osady przyleciała grubo po południu, ale zdawało się, że nikt nawet nie zauważył jej długiej nieobecności. No, prawie nikt.
- Co ci się stało? - Neteyam zapytał ją zaraz po tym jak odłożyła ryby.
- Spotkałam avatara pracującego dla ludzi - powiedziała kierując się od razu do namiotu tsahik.
Mimo wszystko wolała by ktoś tę ranę obejrzał i się nią porządnie zajął.
- Avatara? - zdziwił się nastolatek. - Przecież wszyscy są tutaj i nikt nie pracuje dla ludzi nieba.
- Ej, wiem z kim miałam do czynienia i to był avatar na pewno - trochę podniosła głos.
Po prostu nie lubiła, gdy ktoś jej nie wierzył kiedy mówiła prawdę.
- Rozumiem. - Spuścił wzrok Neteyam. - To idę powiedzieć ojcu, a ty idź do tsahik. Niech to opatrzy.
- Właśnie tam idę - lekko się uśmiechnęła mówiąc i poszła dalej, a chłopak pobiegł do namiotu rodziców.
Na szczęście w środku była tylko kobieta, więc Dima nie musiała na nic czekać. Weszła, przywitała się z należytym szacunkiem i usiadła przed nią wystawiając rękę.
Tsahik bez słowa zrobiła to co do niej należało. Wyglądała na dość zmęczoną.
- To chyba rana postrzałowa - zagadnęła dziewczynę nim ta zdążyła wyjść.
Nastolatka odwróciła się z powrotem do kobiety z zakłopotaniem wymalowanym na twarzy. Nie chodziło o to, że nie chciała powiedzieć kto jej to zrobił, ale spodziewała się, że może dostać porządną reprymendę za to, że ten avatar wciąż żyje.
- Więc? Powiedz babci co to się tobie przytrafiło.
Użyła słowa "babcia" do określenia siebie i Dima już wiedziała, że się nie wywinie od odpowiedzi.
Przyklękła przed kobietą.
- Podczas polowania trafiłam na dwie latające maszyny i... - I co miała powiedzieć dalej? Że ucięła sobie później pogawędkę z oprawcą i dała się mu postrzelić? O nie. Ale jak inaczej miała to opowiedzieć? - Więc udało im się postrzelić Suna...
- Suna? To stąd ostatnio tyle ryb mamy - wtrąciła tsahik przypominając sobie o drugim "przyjacielu" Dimy.
Tsahik była jedną z dwóch osób, które wiedziały o jej więzi z rzecznym ilu. Dziewczyna raczej się tym nie chwaliła nie czując się najlepiej z tym, że tylko ona ma takiego zwierzaka i to jeszcze dość trudnego do spotkania w gęstych lasach takich jak ten klanu omatikaya. Nawet rzeczne ilu preferowały większe przestrzenie, więc raczej szukały długich i szerokich rzek o bogatym w pożywienie dnie.
- Tak, byłam trochę popływać przy okazji - lekko się uśmiechnęła i spuściła wzrok. - Więc oni go postrzelili, ale czymś dziwnym. Nie krwawił tylko zasypiał. I wtedy podszedł do mnie avatar - zaczęła niepewnie mówić dalej. - Powiedział, że może pomóc Sunowi, więc mu na to pozwoliłam i okazało się, że postrzelili go środkiem usypiającym. Chyba tak to on nazwał... - zastanawiała się przez moment, ale innej nazwy w pamięci nie mogła znaleźć, więc raczej się nie pomyliła. - No i Sun dość szybko się po tym obudził, a ten avatar... On... Potem mnie postrzelił - powiedziała zerkając niepewnie i z lekkim zażenowaniem na tsahik.
Kobieta pokręciła głową, a na jej twarzy pojawiło się niewielkie rozbawienie.
- Ten avatar bardzo źle strzela - stwierdziła, jednak zaraz spoważniała. - Nie był to żaden z naszych, prawda?
- Żaden z nas. Poznałabym - odpowiedziała pewnie.
- No dobrze. Jake już wie? Mówiłaś wodzowi? - zapytała zaczynając już zajmować się innymi rzeczami niż rozmową.
ESTÁS LEYENDO
Avatar: Między Światami
FanficHistoria rozgrywa się podczas drugiej części Avatara reż. James'a Cameron'a. Pojawią się postacie filmowe, jak i dodane przeze mnie - w tym nowe zwierzęta. *** Dziewczyna straciła wszystko, jednak wciąż miała swoich przyjaciół - ale nie myślała tu o...