° ² 1 °

97 13 21
                                    

   Chyba nikt normalny nie wstawałby o pierwszej w nocy, słysząc pukanie do drzwi. Ale Diana Brown nie należała do normalnych osób. W końcu przyjaźniła się z facetem, który miał w sobie kosmitę. Swoją drogą bardzo lubiła Venoma, a zwłaszcza, gdy wspólnie dogryzali Eddie'emu.

   Podniosła się z łóżka i ruszyła w stronę drzwi, po drodze chwytając wazon, który kupiła na targu staroci. Lubiła go, ale jeżeli miał ją uratować przed potencjalnym zabójcą lub złodziejem - była gotowa na to poświęcenie. Przekręciła zamek i powoli nacisnęła klamkę, unosząc swoją broń. Szykowała się do ataku, gdy przed jej oczami pojawił się Brock.

   — Eddie? 

   Z pleców bruneta wysunęła się czarna macka i pomachała jej. Kiwnęła głową na ten gest i spojrzała na swojego przyjaciela, jak na wariata.

   Którym był, co do tego nie miała wątpliwości. 

   — Ty wiesz, która jest godzina? — zapytała szeptem.

   — Nie. — Wszedł do jej mieszkania, jak do siebie. 

   — Pierwsza, Eddie. — Spojrzała na elektryczny zegar na piekarniku. — Pierwsza jedenaście dokładnie.

   — Wcześnie — skomentował, siadając na kanapie w salonie. — Po co ci wazon?

   — Eee... Robię przemeblowanie.

   — O pierwszej nocy? — Uniósł brwi do góry rozbawiony.

   — Powiedz, że masz jakiś ważny powód, żeby przychodzić do mnie w środku nocy? — zmieniła temat, na zdecydowanie bardziej intrygujący ją.

   — Mam, oczywiście, że mam. — Pokazał jej jakąś kartkę z rysunkiem. A właściwie z kilkoma liniami, układającymi się w dziwny obraz.

   — No ładne. Przerzucasz się na malowanie? — zapytała z przekąsem.

   — Nie, nie, nie! — Pokręcił głową zaprzeczając. —  Znaleźliśmy miejsce, gdzie są ofiary Cletusa.

° ° °

   Wszystko, co miało miejsce potem, wydarzyło się bardzo szybko i Diana nie rozumiała do końca, co się dzieje. Eddie znów był sławny i było o nim głośno. Ofiary Cletusa Kasady'ego mogły zostać pochowane, a wyrok śmierci na mordercy został przyspieszony i miał się odbyć w przeciągu kilku dni.

   Całe szczęście, Diana nie brała czynnego udziału w tym wszystkim, tylko obserwowała wszystko i trzymała kciuki za Eddie'ego i Venoma.

   Podczas gdy jej przyjaciel wracał do bycia gwiazdą dziennikarstwa, jej życie wyglądało dalej tak samo. Dom, praca, dom, praca, dom. No i wiecznie martwiąca się babcia.

   — Babciu, niedługo cię odwiedzę, obiecuję — westchnęła, przymykając oczy.

   — Już któryś raz tak mówisz — poskarżyła się Elizabeth.

   — Wiem, ale naprawdę mam dużo pracy.

   — Wiecznie ta praca i praca. A dla starej babki nie masz w ogóle czasu!

   — Babciu, muszę kończyć. Jest już późno, powinnam iść spać — powiedziała, ignorując jej słowa.

   Pożegnała się i rozłączyła. Pokręciła głową zrezygnowana i wróciła do czytania książki. Wtedy obraz zaczął się rozmazywać, a oczy zaczęły ją boleć. Przetarła je palcami i odłożyła lekturę na stolik. Pomyślała, że będzie musiała się udać do okulisty. Wieczorami coraz gorzej widziała. Popatrzyła przed siebie, zauważając, że wazon, który miał być jej bronią, gdy kilka dni temu Brock odwiedził ją w nocy, stoi nie tam, gdzie zwykle. Wstała, aby odłożyć go na miejsce, a wtedy wszystkie znane jej kości nieprzyjemnie strzeliły, powodując chwilowy ból. Zanotowała sobie w głowie, że oprócz do okulisty, musi się wybrać na siłownię.

° symbioza ° eddie brock ° ¹ ° ² °Where stories live. Discover now