° prolog ² °

102 12 6
                                    

   — Coś czuję, że ta knajpa nie była dobrym wyborem.

   Eddie zaśmiał się na jej słowa. Przewróciła oczami, ale wróciła do jedzenia. Fakt, może i było tanio, jednak naprawdę miała wielkie wątpliwości, co do świeżości składników i higieny ich przygotowania.

   — Powtórzysz jutro moje słowa. — Pokazała na niego palcem, chwytając pałeczkami makaron.

   — Nie przesadzaj, jedz lepiej — powiedział totalnie skupiony na chińskim żarciu.

   Nagle Diana poczuła jak coś ukuło ją w tył głowy. Popatrzyła na Brocka, święcie przekonana, że to Venom. Brock odwzajemnił jej spojrzenie i zmarszczył brwi.

   — Co?

   — Weź mu powiedz, że chcę w spokoju zjeść — poprosiła.

   — Mówi, że to nie on.

   — To co mnie ukuło w łeb? — zapytała zdenerwowana.

   Z pleców przyjaciela Diany wysunęła się czarna macka. Pokazała na oparcie kanapy z tyłu za nią. Obróciła się, a jej oczom ukazała się kura. Odsunęła się zaskoczona.

   — Co w twoim mieszkaniu robi kura?

   — To jest Venoma jedzenie — wyjaśnił, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

   Zamrugała kilka razy i wróciła do swojego posiłku. Ta dwójka nie przestawała zaskakiwać. Ciągle działo się coś dziwnego, nietypowego. Już nawet nie dziwiło jej to aż tak. Chociaż, fakt faktem, w normalnym domu nie da się spotkać kur skaczących po kanapie.

   — Jak tam w pracy? — zapytał, zerkając na nią znad pudełka z jedzeniem

   — Dobrze. Od kiedy wyjaśniła się ta sprawa z Drake'iem, wróciłam do tych poważniejszych programów. — Uśmiechnęła się zadowolona.

   Tak było. Gdy szef dowiedział się, że razem z Brockiem mieli rację i Carlton faktycznie nie był taki super, jak wszyscy myśleli, przeprosił ją i Eddie'ego, zaproponował im powrót do poprzednich stanowisk. Diana od razu się zgodziła, w przeciwieństwie do bruneta.

   — A u ciebie jak tam?

   — Dzieje się. — Odłożył pałeczki i wyprostował się. — Kojarzysz tego typa, Cletusa Kasady?

   — To ten seryjny morderca?

   W odpowiedzi pokiwał jedynie głową. Z jego pleców wysunął się Venom, jak zawsze sprawiał wrażenie uśmiechniętego psychopaty, przynajmniej dla Diany taki się wydawał. Kiwnęła do niego głową, a ten mrugnął do dziewczyny.

   — Dokładnie tak. Chce ze mną rozmawiać.

   Zakrztusiła się porcją makaronu, którą akurat wzięła do ust. Pochylił się w jej stronę poklepał ją po plecach. Podniosła rękę, na znak, że jest dobrze i popatrzyła na niego zaskoczona.

   — Co?

   — Też jestem zdziwiony i nie wiem, o co chodzi — powiedział, wracając na swoje miejsce.

   — No chyba nie zamierzasz tam iść? — Uniosła brwi, wrzucając teatralnie pałeczki do pudełka. Napotkała jego niepewny wzrok i westchnęłam.

   — Oczywiście, że zamierzamy tam iść — odezwał się kosmita.

   Przewróciła oczami.

   — Przecież to seryjny morderca — podkreśliła ostatnie dwa słowa.

   — Tak, zamknięty w Saint Quentin — dodał Eddie.

   — I ja tam będę — wtrącił się Venom.

   — To nie jest dobry pomysł.

   — To jest genialny pomysł! — krzyknął mój przyjaciel.

   — Świetny! — odpowiedział obcy.

   — Nie, wcale nie. — Pokręciła głową.

   — Nic nam się nie stanie — zapewnił, jednak do końca nie wierzyła mu.

   Za dobrze ich znała, żeby myśleć, że spotkanie z mordercą nie przyniesie żadnych konsekwencji.

   I jak zwykle miała rację…

° ° °

Naprawdę przepraszam! I dziękuję, że dalej czekacie! Musicie mi się częściej przypominać hahah!

I w ogóle to dziękujcie Marcysia0902 bo ona mi przypomniała o tym opowiadaniu.

A to jest prolog, wprowadzający do drugiej części symbiozy

° symbioza ° eddie brock ° ¹ ° ² °Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz