5.Brownie

920 30 12
                                    

Następnego dnia rano dowiedziałam się że dzisiaj przyjedzie ciocia Avery i wreszcie ją poznam.Jej dom jeszcze jest w budowie wiec będzie spała w pokoju gościnnym.
Przygotowałam jej ubrania, specjalnie wybierałam je pół dnia przed laptopem.
Zamówiłam około dwunastu sukienek, piętnaście par dresów,pare dżinsów i bluzek.
Do tego oczywiście piżamę i dwie pary butów.
Adrian powiedział żebym nie przesadzała z zakupami bo zawsze można coś dokupić.
Ciocia miała tez dołączyć do nas na kolacji z okazji urodzin wujka.Wybrałam jej także nowy telefon aby łatwiej jej się funkcjonowało.
Nie mogę uwierzyć całe życie miałam ciocie o której nie miałam pojęcia!A dzisiaj mam ją poznać.Około 15:30 z Adrianem i ojcem pojechaliśmy na lotnisko aby odebrać Avery.
Nie mogę się doczekać.
Czas na lotnisku strasznie mi się dłużył aż wreszcie podeszła do nas pewna kobieta.
-Witaj braciszku.-Przywitała się i rozłożyła ramiona.-Tęskniłeś?
-Tak tęskniłem Avery.-Powiedział obejmując kobietę.-Ciesze się że wreszcie będziesz miała godne życie.
-A ty pewnie jesteś Susan?-Zapytała kierując uśmiech w moją stronę a potem obejmując.
-Tak to ja.-Odpowiedziałam z równie promiennym uśmiechem.
Podróż do domu spędziłyśmy na rozmawianiu i „nadrabianiu" straconych lat.Avery okazała się bardzo miłą osobą.Cały czas się uśmiechała i opowiadała żarty.Ja za to dzieliłam się z nią tym co lubię robić i jakie przedmioty w szkole rozszerzam a jakich nie znoszę.Kiedy parkowałyśmy pod domem opowiedziałam jej o lekcjach tańca na które chodzę.
-Tańczysz?-Zapytała i jeszcze szerzej się uśmiechnęła.-Ja też kiedyś trenowałam.
-Naprawdę?
-No gdy byłam w twoim wieku nawet jeździłam na zawody.-Nie wierze moja ciocia miała nawet takie same zainteresowania co ja.-Oprócz tego jeszcze śpiewałam.
-Też śpiewam.-Powiedziałam otwierając drzwi do domu.-Mamy ze sobą tyle wspólnego.
Avery była wysoką blondynką z zielonymi oczami.Na oko miała tak metr osiemdziesiąt.
Była na prawdę piękna.
-Może zaśpiewamy coś razem?-Zapropnowała.
-Jasne.-Uśmiechnęłam się w jej stronę.-A co?
-Znasz „Perfect" od Ed Sheerana?-Znałam i to bardzo dobrze.
-Tak znam.
-To może to?-Zapytała.
-Okej to ty zacznij.

-I found a love, for me
Darling, just dive right in and follow my lead
Well, I found a girl, beautiful and sweet
Oh, I never knew you were the someone waiting for me.-Zaczęła śpiewać Avery.

-Cause we were just kids when we fell in love
Not knowing what it was
I will not give you up this time
But darling, just kiss me slow
Your heart is all I own
And in your eyes, you're holding mine.-Teraz śpiewałyśmy już obie poczułam coś na wzór harmonii w naszych głosach.
Kiedy zaśpiewałam już cały utwór skierowałyśmy się do pokoju mojej cioci.
Była pod wrażeniem jak ładnie wszytko zostałam urządzone.Powiedziałam jej że wieczorem jedziemy na urodziny wujka.Nie była ani szczęśliwa ani smutna.Wydawało mi się że jest to jej obojętne.Nagle usłyszałyśmy dzwonek do drzwi.A gdy je utworzyłam stał w nich już dobrze znany mi brunet.
-Hej Susan przepraszam że tak bez zapowiedzi ale to szybka sprawa.-Wyjaśnił.-Mogę na chwile wejść?
-Jasne wchodź ale tylko na chwile.
-Oczywiście.-Wszedł i teraz spojrzał w stronę mojej cioci.-Dzień dobry,jestem Grayson Brown.
-Brown?-Zapytała prawie upuszczając szklankę a potem marszcząc brwi.-Znałam kiedyś chłopaka o nazwisku Brown.Może zbieżność nazwisk.
-Możliwe.-Uśmiechnął się i z powrotem spojrzał na mnie.
-To o co chodziło?-Zapytałam dając mu szklankę wody.
-Chciałem ci coś dać.-Grayson wyjął małe pudełko z kieszeni.-Możesz otworzyć później jak jesteś zajęta.
-Dziękuje.-Przytuliłam go.
-Nie ma za co.-Odwzajemnił mój uścisk.-To ja może będę już leciał.
-Jasne.-Odprowadziłam go do drzwi.-To do zobaczenia.
-Do zobaczenia księżniczko.
Kiedy drzwi już się zamknęły spojrzałam w kierunku cioci.Jej mina wyrażała coś w stylu zdziwienia,strachu i smutku w jednym.
-Coś się stało?-Zapytałam unosząc brwi.
-Uważaj na tego chłopaka.-Wyszeptała po czym potrząsnęła głową.-Proszę.
-Ciociu co się stało?-Zapytałam odbierając jej szklankę z rąk.Serio za raz by ją upuściła.
-Nic nic ale...-Podniosła na mnie wzrok, jej oczy były szklane.-Uważaj na tego chłopaka.
Po tych słowach wyszła z kuchni i udała się do swojego pokoju.Nie próbowałam za nią biec ani nic.Może chciała odetchnąć.Może ją to przytłaczało.Nawet nie pomyślałam że ona przecież może czuć się z tym wszystkim źle.
Coś podpowiedziało mi że najlepszym rozwiązaniem będzie zrobienie czegoś co ją pocieszy.Szybko udałam się do kuchni a w internecie wyszukałam przepis na brownie.
Wiedziałam że je lubi ponieważ kiedy zobaczyłam ją na lotnisku trzymała właśnie takie ciastko w ręce.Wszystkie potrzebne składniki miałam w domu.Co prawda mogłam poprosić gosposie aby zrobiła je za mnie, ale w tej sytuacji chciałam zrobić to sama.Przyszła pora na wymieszanie wszystkiego.Całe szczęście a może i nie szczęście, w domu miałam mikser.Odpaliłam go ale nie przewidziałam jednej rzeczy. Miskę trzeba trzymać albo coś musi ją trzymać.W tej chwili jednak nic z tych rzeczy nie miało miejsca.
Nie długo po uruchomieniu urządzenia cała zawartość miski wylała się.Część znalazła się na moich ubraniach a reszta na podłodze.
-Jesteśmy!-Usłyszałam z korytarza głos Mateo.
-Co tu się...-Zane wszedł do kuchni i zobaczył mnie siedzącą na ziemi próbującą sprzątnąć to co jeszcze nie dawno było w misce.-Co ty odpierdalasz?!
-No jakby próbowałam zrobić brownie.
-Boże mała...-Zaczął mówić Mateo jednak ja swoją uwagę skupiłam na ostatnim słowie.
-Mała to jest twoja pała braciszku.
-Ona jest wystarczająca okej?-Zapytał przez śmiech.-A chcesz się przekonać?
-Stary to twoja siostra a nie jakaś losowa laska którą możesz sobie przelecieć w swoim autku za milion monet na tylnym siedzeniu.-Walnął go w głowę Zane.-Ogarnij się.
-Dobra spokojnie.-Podniósł ręce w obronnym geście.-Idź się przebierz zaraz powiem Olivii by to posprzątała.
Zgodnie z poleceniem poszłam się przebrać.
Było mi wstyd i to bardzo.Chyba muszę się przejść.Tak też zrobiłam.Przebrałam się w czarną sukienkę do połowy ud i dżinsową kurtkę.Gdy zeszłam na dół był tam już tylko Mateo który leżał i oglądał jakiś film.
-Wychodzę!-Krzyknęłam już z korytarza.
-Okej ale wróć tak za godzinę.-Powiedział a jego wzrok znowu skupił się na ekranie.
Wzięłam torebkę i opuściłam dom.Poszłam do małego parku, zawsze chodziłam tam gdy musiałam odetchnąć.Usiadłam na ławce i przymknęłam oczy.Nagle ktoś usiadł obok mnie.Był to rudy chłopak na oko 17 lat.
-Hej.-Przywitał się.-Mam na imię Ethan a ty?
-Susan.-Odpowiedziałam.-Do wielu losowych lasek podchodzisz i pytasz o imię?
-Tylko do tych najładniejszych.-Uśmiechnął się po czym wyciągnął w moją stronę paczkę papierosów.-Chcesz?
-Mogę.-Wyjęłam jednego papierosa po czym go zapaliłam.
-Mówił ci już ktoś że jesteś piękna?-Zapytał odwracając się w moją stronę.-Bo jesteś i to bardzo.
Tak mówił.Z resztą nie ktoś.To nie był ktoś to był Grayson.Ten idiota zrobił na mnie takie wrażenie że choćbym próbowała to nie dam rady o nim zapomnieć.
-Dobra ja muszę lecieć,miło było cię poznać Susan.-Wstał i odgarnął swoje rude loki do tyłu.-Może jeszcze się spotkamy.
-Może.-Wzruszyłam ramionami.
Chwile potem ja też wstałam.Wyrzuciłam niedopałek i skierowałam się w kierunku małego jeziorka.W swojej kieszeni poczułam wibracje.
Grayson:Jak tam otworzyłaś prezent?
Kiedy już miałam mu odpisać poczułam czyiś dotyk na swojej skórze.Nieznajomy momentalnie przyciągnął mnie do siebie i zaczął dusić.Nawet nie wiem kiedy straciłam przytomność.Obudziłam się w jakimś aucie.
Było dosyć spore, miało czarne wnętrze i przyciemnienie szyby.Obok mnie siedział jakiś mężczyzna.Był bardzo dobrze zbudowany a jego blond włosy wręcz błyszczały od dużej ilości lakieru.Na przodzie siedziało dwóch innych facetów.Jednego praktycznie nie widziałam ponieważ siedział za kierownicą.Drugi jednak był w miarę w moim polu widzenia.Również był porządnie zbudowany a jego włosy ciemne i zaczesane do tyłu.
-Panienka Santos się obudziła.-Oznajmił mężczyzna najbliżej mnie.
-Cudownie.-Odwrócił się ciemnowłosy.-Szef będzie zadowolony.
-Gdzie ja jestem?-Zapytałam.-I jaki szef?
-Spokojnie bez stresu.-Oznajmił blondyn dotykając mojego podbródka.
-Zostaw mnie!-Odruchowo pacnęłam jego rękę.
-Rowan zostaw ją.-Powiedział mężczyzna zza kierownicy.-Niech jeszcze odpocznie.
-Ty się lepiej na jeździe skup Carter.-Wtrącił się chłopak który siedział obok niego.
-Spokojnie Owen.-Machnął ręką jak się okazało Carter.-Jakoś pracuje to te 23 lata co nie?
Próbowałam ignorować to wszystko.Z resztą nie było to trudne.Czy ja serio zostałam porwana?Nie mogę w to uwierzyć.Ledwo pamiętam w ogóle co się stało.
***
Nie długo potem podjechaliśmy pod dosyć duży dom.Cała się trzęsłam.Nadal nie do końca dotarło do mnie co się stało.Wjechaliśmy do garażu a po chwili wyciągnięto mnie z samochodu.Moje ręce spięto z tyłu kajdankami.
-Auć to boli idioto.-Syknęłam przez zęby.
-Uważaj do kogo i jak się odzywasz bo zaraz zaboli cię dużo mocniej.-Odpowiedział Owen i mną szarpnął.
Gdy weszliśmy do domu moją uwagę odrazu przyjął wielki żyrandol.Wyglądał jak z jakiegoś filmu o szkole magii typu Harry Potter.W tym pomieszczeniu znajdowały się schody oraz stół z około dwudziestoma krzesłami.Jak potem się okazało nie miałam okazji dokładniej zwiedzić doku domu.Odrazu weszliśmy po schodach i zamknięto mnie w pierwszym pokoju.Jego ściany były w połowie z ciemnego drewna a w połowie zapełniona były czerwoną tapetą.W pomieszczeniu znajdowało się łóżko, szafa, biurko, duże okno z czerwonymi zasłonami, lustro oraz przejście do małej garderoby.Sama garderoba była dwa razy mniejsza od tej w moim domu.Jednak w tej chwili zupełnie o tym nie myślałam.Rzuciłam się z płaczem na łóżko.
Jednak po chwili w drzwiach które do tej pory były zamknięte stanął Owen.
-Ogarnij się.-Powiedział surowym głosem.
-Bo co?
-Bo zostaniesz ukarana.-Odpowiedział i zbliżył się do mnie.-A założę się że tego nie chcesz.
-A jaką ty mi możesz dać kare?-Zaśmiałam się ironicznie.
Nagle jego dłoń złapała mój nadgarstek i zaczęła go mocno ściskać.Ból był tak duży że w pewnym momencie moje nogi zrobiły się jak z waty a ja upadłam na podłogę.
-Właśnie taką.-Spojrzał na mnie ze satysfakcją w oczach.-Nie długo przyjdzie do ciebie pan Marchand.
Po tych słowach mężczyzna opuścił pokój.
Kim do cholery jest pan Marchand?
                                      ***
Kilka minut później w pomieszczeniu pojawił się jak mogłam się domyśleć zapowiedziany Pan Marchand.Czy można go nazwać panem?
Na pewno nie wyobrażałam siebie go tak jak wyglądał, myślałam że będzie jakimś 45 letnim typem a okazał się na oko 23 letnim mężczyzną.
-No cześć.-Przywitał się i usiadł za biurkiem.
-Czego chcesz?-Zapytałam a mój głos zabrzmiał ostro.-Gdzie jestem?
-Spokojnie.Co tak ostro?-Zapytał unosząc brwi jakby to było dla niego dziwne.-Jak masz na imię?
-A po co ci ta informacja?
-Bo kurwa chce wiedzieć kogo do cholery porwałem?
-Raczej powinieneś się zapytać kim jest mój ojciec.-Wstałam i podeszłam do biurka.
-A kim może być?-Prychnął.-Gliniarzem?
-Niestety muszę cię zmartwić.-Patrzyłam na niego z satysfakcja.-Jest kimś kto jest wysoko nad policją, ma ich owiniętych do około palca i nie musi ruszyć się nawet z miejsca byś trafił do pierdla albo w dużo gorsze miejsce.
-No pochwal się.-Zaśmiał się.-Kim takim jesteś i kim takim jest twój ojciec?
-Jestem Susan Santos miło poznać.
-Od tych Santos?-Jego pewny do tej pory wyraz twarzy w mgnieniu oka zmienił się w przerażenie.-Cholera.
-Tak od tych Santos.-Moje usta uniosły się w lekkim uśmiechu.-Wiec w skrócie masz przejebane.
Facet patrzył na mnie z niemałym zdziwieniem i przerażeniem.Jednak nazwisko coś znaczy.
Wystarczyło się przedstawić i już mężczyzna nie odważy się podnieść na mnie ręki,założę się że ta jego mała żałosna mafia czy coś nie sięga mojej rodzinie do pięt.Widziałam przerażenie w jego oczach, ten wzrok którym mnie badał.
Wyjęłam z kieszeni telefon.Zabrałam go tamtemu typowi gdy przyszedł tu zapowiedzieć Pana Marchand'a.Chłopak przede mną był jeszcze bardziej zaskoczony gdy zobaczył że wybieram numer.Numer mojego taty.
-Halo?-Rozbrzmiał głos w słuchawce.
-Tato bo chyba ktoś chce ci coś powiedzieć.
-Słucham.-Powiedział tak zimno że przeze mnie samą przeszły dreszcze.
-No pochwał się co zrobiłeś.-Powiedziałam podnosząc wzrok na mężczyznę i włączając tryb głośnomówiący.
-Ja...-Próbował z siebie coś wykrztusić ale ewidentnie mu to nie szło.
-Porwał mnie.-Dokończyłam za niego.
-Co kurwa?!-Wtedy głos taty nie był już taki zimny ten raczej mógłby spowodować u kogoś zawał.-Adres już.
-Wyślę ci lokalizacje.-Wtrąciłam i jednym kliknięciem zrobiłam to co powinnam.
-Zuch dziewczynka.-Odpowiedział tata a potem zwrócił się do tego faceta.-Nawet nie wiesz co zrobiłeś idioto teraz dostaniesz solidny wpierdol.
Mężczyzna patrzył na mnie jakby nie mógł się ruszyć.Zamurowało go, w sumie trochę mu współczułam.Żartuje.Nie współczułam, przecież typ mnie porwał.Co miałby dostać czekoladki?Jego pewność siebie chyba już dawno była po pogrzebie za to moja świetnie się bawiła.Nie wiem czemu ale wyobraziłam sobie ją jako dziewczynę super bawiącą się na imprezie w jakimś barze.Nie długo później bo za jakieś 10 minut pod budynkiem zaparkowało dziesięć aut.Wyszło z nich z dwudziestu ochroniarzy oraz mój ojciec w towarzystwie Noah'a.Chwile później Noah i dwóch ochroniarzy było już w tym pomieszczeniu.
-Radzę ci wstać.-Powiedział chłodno mój brat do mężczyzny który wyraźnie zaczął żałować że w ogóle mnie porwał.-Teraz nie za godzinę.
-Nic jej nie zrobiłem przysięgam.-Zaczął się tłumaczyć.
-Tak to super, wiec co się jej stało w nadgarstek zjebie?-Zapytał celując w niego bronią.-Zabije cię osobiście.
-Ale ja nic nie zrobiłem.
-Dotknąłeś moją siostrę to wystarczy bym miał powód aby cię zabić.-Spojrzał na niego a jego wzrok był surowy i chłodny.-Mogę to zrobić nawet gołymi rękami jak będzie trzeba.
Wtedy usłyszałam strzał.To Noah strzelił w pana Marchand'a.
-Nic ci nie jest myszko?-Odwrócił się w moją stronę i rozłożył ramiona.-Już dobrze.
-Trochę boli mnie nadgarstek ale już jest dobrze.-Wtuliłam się w niego.
-Choć musimy stąd iść.-Podniósł mnie.
Po chwili znaleźliśmy się już w aucie.Nie długo później pojawił się tam tez ojciec.
-Dobrze sobie poradziłaś malutka.-Zwrócił się do mnie.-Na twoim miejscu sam bym się lepiej nie zachował.
-Dziękuje.
-Czy ten facet coś ci zrobił?-Zapytał opiekuńczo.
-Nie tylko trochę boli mnie nadgarstek.
-Dotknął cię?
Kiwnęłam głową.
Ojciec na chwile wyszedł z auta, Noah tak samo.Nie długo potem wrócił ale bez mojego brata.Chłopak wrócił do budynku.
-Czemu wyszedłeś?-Zapytałam.-I dlaczego Noah tam wrócił?
-Dałem mu instrukcje jak ma dobić tego typa by najbardziej bolało.-Wyjaśnił jakby to było nic wielkiego.-A on poszedł wykonać polecenia.
Mój ojciec nawet nie czekał na odpowiedz tylko odjechał i ruszyliśmy do domu.Podróż minęła nam w ciszy.Ja byłam zmęczona a on pewnie to po mnie widział.On też raczej nie chciał ciągnąć tej rozmowy.Kiedy dojechaliśmy natychmiast w zasięgu mojego wzroku pojawili się bliźniacy.
Chyba czekali specjalnie by mnie przytulić.
Nie powiem że nie było to słodkie.
-Boże młoda tak się bałem wiesz?-Przytulił mnie Zane.-Nic ci nie jest?Jak się czujesz?
-Już jest dobrze.-Odpowiedziałam.
-Ej ale na pewno?-Wypytywał.
-Zane spokojnie jest dobrze.-Zapewniłam.
-Ja tez się martwiłem jasne?-Wtrącił Mateo.
-Nie wątpię.-Uśmiechnęłam się lekko i rzuciłam w jego ramiona.
Te same ramiona trzymały mnie gdy miałam pierwszy atak.To te ramiona były tymi którym ufałam zawsze.Bez wyjątku.

Will be fine Where stories live. Discover now