Rozdział 9

8 0 0
                                    


Kampus na terenie naszego Uniwersytetu Medycznego w Columbii zawsze przerażał mnie swoją wielkością. Samo miasteczko uniwersyteckie było ogromne i z tego co wiedziałam, było jednym z większych na terenie całego kraju. Gdy poznawałam je dwa lata temu, wszystko wydawało mi się obce. To uczucie jednak szybko minęło, gdy na dobre wdrożyłam się w życie Columbii. Będąc na trzecim roku w college'u znałam kilka dobrych miejsc, a także tych, których nie powinno się polecać. Jak na złość nie do końca wiedziałam, gdzie powinnam poprowadzić Williama.

On jednak zupełnie jakby czytał mi w myślach, poprowadził nas na wprost, jakby kierował się na uniwersytet. W tym samym kierunku były też nasze akademiki i pierwotnie to właśnie tam powinniśmy byli zmierzać, ale miałam nadzieję, że nasz spacer się nieco przeciągnie. Dłuższą chwilę szliśmy w ciszy. Kątem oka wciąż go obserwowałam, ale nie chciałam pierwsza zaczynać tematu. Zresztą musiałam przyznać, że nawet cisza pomiędzy nami była przyjemna.

– Czemu się tak uśmiechasz? Czyżbyś przypomniała sobie coś śmiesznego? Na przykład nasze pierwsze spotkanie? – spytał zadziornie. Spojrzałam na niego mrużąc oczy, ale mimowolnie na moje usta wpełzł uśmiech.

– Mieliśmy do tego nie wracać! Sam to ustaliłeś! – stwierdziłam. Wiedziałam, że się droczył, ale skoro sam to zaczął, to dlaczego miałam to kończyć? Upiłam łyk czekoladowego napoju. O rany, ależ to było dobre! Zauważyłam, że i on się uśmiecha. Na prawdę mu to pasowało.

– Racja... ale jakoś lubię do tego wracać. – Spojrzałam na niego z ukosa. Lubił do tego wracać?

– Chyba tylko po to, żeby mnie męczyć. – wypaliłam i niemal od razu pożałowałam moich słów. Jednak to tylko go rozśmieszyło.

– No dobra, może trochę. Wybacz, już nie będę. – rzucił szybko. Nie żebym nie była w stanie mu w tamtej chwili uwierzyć, ale puściłam to mimo uszu. – Przynajmniej na jakiś czas. – dodał. Przewróciłam oczami i zaśmiałam się, co udzieliło się także i jemu. Byłam zdziwiona tym, jak szybko nasze relacje uległy zmianie. Nieznacznie, ale było to widoczne i chyba kompletnie nie powinnam była się tym przejmować. William szybko łamał między nami lody i... podobało mi się to. – Długo pracujesz w bibliotece? – spytał magle. Po jego pytaniu uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Zadał idealne pytanie.

– Prawie od samego początku. Gdy tylko tu przyjechałam, wiedziałam, że musiałam poszukać jakiejś pracy. Na szczęście udało się z biblioteką. Niewiele płacą, ale dobre i to. Chyba dostałam tę pracę tylko przez doświadczenie. Już wcześniej dorabiałam sobie w bibliotece i wzięli to pod uwagę. – William lekko się uśmiechnął.

– No proszę.

– A ty? Będziesz szukał jakiejś pracy? Choć to trochę trudne... – Pokręcił głową.

– Nie muszę. Dostaję stypendium i dodatkową opłatę, za to, że jestem z wymiany. To wciąż niewiele, ale przynajmniej nie muszę się przejmować większymi wydatkami. Uczelnia w Atlancie poszła mi na rękę.

– Dlaczego zdecydowałeś się na wymianę? Nigdy nie słyszałam o takim zabiegu. – stwierdziłam szczerze, bo faktycznie tak było. Spojrzałam na Williama. Wyraz jego twarzy raptownie się zmienił. Starałam się odczytać z niego jakiekolwiek emocje, ale był niczym zamknięta księga. Podrapał się po głowie. Miałam wrażenie, że chce coś przede mną ukryć albo nie chciał o czymś mówić. Niemal całkowicie zwolniliśmy kroku.

– To dlatego, że byłem najlepszy na roku. Zaoferowano mi przeniesienie i przystałem na propozycję. Nie lubię się tym chwalić. – Z wrażenia niemal upuściłam kubek z czekoladą. Wiedziałam, że był inteligentny. Tom wspomniał, że Will nie musiał uczęszczać na wszystkie przedmioty, bo część zrealizował już w Atlancie. Musiał być naprawdę dobry.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 14, 2023 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Skazy sercWhere stories live. Discover now