Rozdział 3

15 3 4
                                    


– Idziesz dzisiaj do pracy? – Jęknęłam siadając na łóżku. Noc nie była dla mnie zbyt łaskawa. Siedziałam do późna nad książką, nad którą ostatecznie usnęłam. Ocknęłam się, gdy za oknem panował całkowity mrok, a zegar wskazywał drugą dwadzieścia. Po przebraniu się w piżamę, położyłam się spać. Musiałam jednak zasnąć w niezbyt wygodnej pozycji, bo bolało mnie dosłownie wszystko, a najbardziej szyja. Pod palcami wręcz czułam napięcie mięśni, błagających o masaż. Zdążyłam się przyzwyczaić do niezbyt wygodnego łóżka w akademickim pokoju, ale w takich chwilach jak ta, żałowałam, że nie jestem w rodzinnym domu w Savannah. Zakopałam się z powrotem w pościeli.

– Taaaa... – mruknęłam – Chociaż wiele bym dała, żeby ktoś zrobił to za mnie. Czuję, że ten dzień będzie do bani – Rose uniosła brew. Była już niemal gotowa do wyjścia. Musiała tylko okiełznać swoją fryzurę, co zwykle zajmowało jej najwięcej czasu, czemu się nie dziwiłam. Gdybym miała tak gęste loki jak ona, wstawałabym chyba dwie godziny wcześniej niż zazwyczaj. Zresztą był początek września i ładna, wręcz letnia pogoda, co zwiększało wilgotność powietrza
i szaleństwo włosów. Nawet moje proste „druty", zwijały się w niepokorne fale.

– Ostatnio często to mówisz, a jakoś nic złego się nie dzieje. Trochę optymizmu, Nagietku, to nie boli – zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam głową. W końcu odważyłam się wstać z łóżka i pierwsze co zrobiłam to poszłam do łazienki koedukacyjnej. Niestety nie mieliśmy własnych na wyłączność, ale przy dobrej organizacji i to dało się jakoś przeżyć. Na szczęście nie było gigantycznych kolejek, bo część studentów miała już poranne zajęcia. Moje z kolei zaczynały się dopiero w południe i trwały z przerwą do siedemnastej. Potem musiałam biec do biblioteki.
Dziś pracowałam tylko cztery godziny, do dwudziestej pierwszej, ale nigdy się tam nie nudziłam i zawsze miałam ręce pełne roboty. Po skończonej porannej toalecie, wróciłam do pokoju i rozczesałam swoje ciemne, prawie czarne włosy, które potem wysuszyłam. Sięgały mi już do połowy pleców i trochę denerwowała mnie ich długość. Związałam je w koczka z tyłu głowy, aby nie przeszkadzały mi na zajęciach. Pomalowałam rzęsy maskarą, a na usta nałożyłam balsam. Nigdy nie lubiłam dużego makijażu na sobie. Czasem, okazjonalnie lubiłam podkreślić urodę cieniami do powiek, szminką lub wyraźną kreską, ale na co dzień tego nie robiłam. Oszczędzało mi to czas i pieniądze. Rose siedziała na łóżku, przeglądając książkę. Przyglądała mi się dłuższą chwilę i dopiero po chwili się do mnie odezwała.

– Gdzie idziemy zjeść?

– Plaza 900? – Blondynka wzruszyła ramionami i spojrzała na zegarek na ręce.

– Może być. Na śniadanie się spóźnimy, bo już prawie jedenasta, ale może zamówimy coś z oferty lunchowej – skinęłam głową. Spakowałam do torby resztę rzeczy i wyszłyśmy z Rose z pokoju. Do „Plazy900" miałyśmy niecałe pięć minut drogi. Była prócz Subwaya, najbliższą restauracją w naszym pobliżu i zwykle to właśnie tam jadałyśmy wszystkie posiłki. Zdarzało się, że w weekend wybierałyśmy się gdzieś dalej, odkrywać nowe smaki i nowe lokale dopasowane do naszej studenckiej kieszeni, ale „Plaza 900" była niezmiennie naszym ulubieńcem. Weszłyśmy do środka już od progu czując smakowity zapach przeróżnych potraw. W restauracji było niewiele ludzi, bo tym razem ominęłyśmy śniadaniowe godziny szczytu, a byłyśmy tuż przed obiadem, gdzie zawsze schodziły się tu tłumy ludzi. Lokal był nowoczesny. Przy wejściu stały stoliki, jednak dopiero po wejściu na schody zajmowało się kolejkę przy samoobsługowym bufecie. Mogło się nabrać tyle jedzenia, na ile się miało ochoty, a po zważeniu, za wszystko się płaciło. Budynek był duży, a ogromne okna sprawiały, że przestrzeń nabierała jeszcze większego rozmachu. Jednocześnie było dość przytulnie, a z głośników leciała przyjemna muzyka. W końcu obie z Rose wybrałyśmy swoje jedzenie i po uiszczeniu za nie opłaty, usiadłyśmy przy naszym ulubionym stoliku, który na szczęście był wolny.

Skazy sercМесто, где живут истории. Откройте их для себя