Rozdział XXIV

4K 267 8
                                    

Rozdział XXIV

Cas 

Byłem przerażony patrząc na Sky, która leżała na łóżku i nie ruszała się. Dłonie mi drżały, gdy delikatnie odsuwałem z jej czoła sklejone krwią kosmyki włosów. Byłem sanitariuszem, potrafiłem ratować ludziom życie, a jednak teraz moje serce biło tak głośno, że nie potrafiłem się na niczym skupić.

- Aniele – szepnąłem biorąc się w końcu w garść i sprawdzając jej ciało pod kątem innych obrażeń.

Bluzka była lekko naderwana ukazując jej blade ramię i ramiączko czarnego stanika. Guzik w spodniach był rozpięty, ramiona pokrywało kilka zadrapań, ale to mnie nie martwiło. Sprawdziłem puls i pozostałe funkcje życiowe. Rana z łuku brwiowego krwawiła mocno jak zawsze bywa przy urazach twarz, ale nie zdawała się zagrażać jej życiu. Z oddali dobiegł mnie cichy jęk Harrisona, który próbował się podnieść, ale Kojot szybko usadził go w miejscu kładąc obutą w ciężki bucior nogę na jego piersi.

- Leż, skurwielu, bo nie ręczę za siebie – warknął cicho chowając telefon do kieszeni. - Karetka już jedzie.

Skinąłem mu głową w podziękowaniu i znów skupiłem uwagę na nieprzytomnej Sky.

- Co z nim zrobimy? - Zapytał swobodnie Kojot i spojrzał z obrzydzeniem na mężczyznę. - Bo ja miałbym kilka pomysłów.

- Nie teraz.

Skinął mi głową w milczeniu, a potem jego spojrzenie powędrowało do kobiety leżącej w moim ramionach. Przez chwilę obserwował jej nieruchomą postać, a w końcu bez zastanowienia przyjebał Harrisonowi w głowę, tak mocno, że ten stracił przytomność. Bez problemu chwycił nieprzytomnego mężczyznę za ramiona i zarzucił sobie na plecy. Posłał mi smutny uśmiech, a ja już wiedziałem o co mu chodzi. Gdyby był tutaj w momencie, kiedy przyjedzie karetka zaraz trafiłby na komisariat. Żaden z nas nie chciał akceptować akurat tego scenariusza. Kojot bez słowa wyszedł z mieszkania Sky używając zapewne tylnej klatki schodowej. Znając braci, już stał tam SUV gotowy do odjazdu w razie właśnie takich sytuacji. Miejsce Kojota zajął Rider, który spojrzał najpierw na Sky, a potem na mnie. Zaraz zanim weszło dwóch ratowników. Opowiedziałem im co się stało i jakie są moje przypuszczenia. Zabrali ją na noszach, a ja stałem nie bardzo wiedząc co mam teraz zrobić. Czy powinienem udać się za nią czy poszukać braci. Rider jakby rozumiał moją rozterkę, bo stanął za mną kładąc mi dłoń na ramieniu.

- Jedź z nimi – szepnął mi lekko zaciskając dłoń. - I nie przejmuj się resztą.

Skinąłem głową z wdzięcznością i ruszyłem w dół. Wskoczyłem na motor i jechałem za karetką. Dopiero w szpitalu, podczas, gdy Sky miała robione badania zrozumiałem, że do tej pory nie powiadomiono pewnie Jas, bo już dawno byłaby obok mnie. Wygrzebałem z kieszeni telefon i przełykając ślinę wybrałem numer jej siostry, który miałem zapisany choć nie planowałem używać go tak szybko.

- Anderson, słucham – powiedziała poważnie odbierając już po drugim sygnale.

- Jasmine – zacząłem cicho. - Jestem w szpitalu, Sky...

- Co?! - Krzyknęła głośno do słuchawki, a w tle dało się usłyszeć szelest papierów i huk. - Gdzie? Co z nią!? Cas...

- Jest ok, ma lekki uraz głowy, robią jej właśnie ostatnie badania – mruknąłem i opadłem na jedno z krzeseł w poczekalni. - Straciła przytomność, ale przypuszczam, że już ją mogła odzyskać.

- Zaraz tam będę – rzuciła do słuchawki.

Rozłączyłem się wiedząc, że nie minie pięć minut, a Jas powinna wpaść do poczekalni jak burza. Siedziałem na cholernie niewygodnym krześle i wpatrywałem się przed siebie na drzwi za którymi zniknęła Sky. Moje serce biło nierówno, dłonie pociły się, a cała moja uwaga była skupiona w jednym miejscu. Obrazy jakie przesuwały się przed moimi oczami kazały mi wstać, jechać do Kojota i zabić to ścierwo, które próbowało ją skrzywdzić. Ale druga część mnie nie miała zamiaru ruszyć się z miejsca, dopóki nie będę na sto procent pewny, że Sky jest cała, zdrowa i bezpieczna. Gdy wpadłem do jej sypialni i pierwsze co usłyszałem, to moje imię wypowiedziane słabnącym głosem obudziło się we mnie coś paskudnego. Gdyby nie Kojot pewnie zatłukłbym gnoja od razu na miejscu. Ale miał rację odrywając mnie od niego i pchając do Sky. To ona była najważniejsza. Drgnąłem słysząc podniesione głosy od strony wejścia. Wstałem z krzesła i zrobiłem dwa kroki, by zajrzeć do głównego holu. Jasmine stała przy blacie i mierzyła wściekłym spojrzeniem kobietą na recepcji.

Grimm Reapers MC 2# Casanova | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now