| 20. Prawdziwe oblicza |

78 9 5
                                    

 

Na następny dzień wieczorem dostałam z moimi przyjaciółmi nasza pierwszą misję. Księżyc wisiał już wysoko na czarnym niebie gdy kroczyłam z moimi przyjaciółmi na lądowisku. Łopaty śmigła kręciły się już prawie z całą prędkoscia gdy wsiadaliśmy do helikoptera.

— Wreszcie koniec szkoły, ferajna. — zawołała Tygrysica zapinając swój pas.

Przez chwilę czułam tą nieważkość gdy nasz transport odrywał się od lądowiska. Drużyna rozmawiała podjarana zadaniem które dostaliśmy. Za to ja wpatrywałam się za okno widząc jak wyspa VILE robi się coraz to mniejsza.

— Pa pa, Owieczko. — szepnełam.

Słowa które powiedziałam siostrze w dniu rozdaniu dyplonów były ostatnimi jakie wymieniliśmy od tego czasu. Cały dzień jej nie widziałam. Nie wiedziałabym co jej powiedziała. Chyba wogóle bym nic jej nie powiedziała.

Nie umiem przełknąć tego co mówiła o moich wspomnieniach. Może mówiła to w napadzie złości, ale co jeśli to było szczere? Ona od początku śmiała się za moimi plecami, udając, że mnie wspiera. Gdyby wiedziała ile się starałam. Nie od wypadku. Ale od początku mieszkania na wyspie VILE, aby zdobyć wspomnienia, nawet w napływie złości, by czegoś takiego nie powiedziała.

Rozmowy moich towarzyszy dalej do mnie nie docierały. Jedynie ciepła dłoń Grahama... a raczej Cracle, była dla mnie wyczuwalna i pomogła mi kompletnie nie odlecieć. Morze przelatywało za szybą iście szybko. Nie długo później na horyzoncie spostrzegłam ląd.

Zamrugałam parę razy od trącając każda rozterkę jaką mi zaprzętała  głowa podczas lotu.

— Strefa zrzutu, na stanowiska! — oznajmił nam Wład przez interkom helikoptera.

Już czas. Pora się wykazać co potrafimy.

Zapinając na siebie spadochrony powtórzyliśmy sobie plan po raz ostatni, by w końcu otworzyć właz.

Le Chevre wyskoczył z wypisaną na nim dziką ekscytacja. El Topo wymamrotał:

— Moje miejsce jest zdecydowanie na ziemi. — skoczył z znacznym brakiem entuzjazmu co jego kompan.

Następna była Tygrysica. Widziałam jak nogi jej się zatrzęsły stając przy krawędzi. Wyobrazilabym sobie jak Owieczka sama ją wypycha rzucając wymyślną uwagę. Na szczęcie mój chłopak godnie ją zastąpił.

— Na co czekasz? Kot zawsze spada na cztery łapy. — idealnym kopnięciem wyrzucił ją z helikoptera.

Mogłabym przysiąc, że laska wydała z siebie pisk godny prawdziwego kota. Spojrzałam na niego uśmiechnięta stojąc tyłem do przepaści. Nałożyłam na oczy ochronne okulary.

— Wredny jesteś. I kocham to. — posłałam mu całusa po czym przechyliłam się w przepaść skacząc.

Spadając tak nie czułam za wielkiego strachu. Będąc jeszcze w akademii oswoiłam się z swoim drobnym lękiem wysokości. A mimo wszystko lądujac bezpiecznie na ziemi o mały włos nie pocałowałam jej jak El Topo, który zrobił to bez większego skrępowania.

Zdjęłam spadochron i okulary. Podeszłam do jednej z górek. O mało się nie popłakałam widząc - prócz oddalonego wykopaliska, celu naszego skoku - panoramę nocnego miasta. Od początku wiedziałam gdzie lecimy, ale widok tego na własne oczy mnie wzruszył.

— Jest piękniej niż na zdjęciach. — chwyciłam się za pierś.

Charakterystyczna strzelista wieża nadmorskiego mecztu Hassana II, zdradziła, że znajdujemy się w Casablanca. Maroko. Obróciłam się, by podzielić swój zachwyt z...

¹Nie Powinieneś Komplikować Mi Myśli¹ |Graham Calloway|Where stories live. Discover now