| 15. Gambit Hrabiny |

92 12 1
                                    


Odkąd zjawiłam się na wyspie rada VILE wykuło w mojej głowie mantrę która dawała o sobie znać przy każdej decyzji. Nie mogłam sobie pozwolić aby serce za górowało nad nimi.

A teraz po raz pierwszy od bardzo dawna dałam sercu prawo głosu, a ono dało mi najcudowniejsza rzecz jaką człowiek może mieć. Miłość.

Graham i ja spotykamy się ze sobą już jakiś spory kawałek czasu. Jednak staramy się być ostrożni. Nie wiem jakby zaragowała rada na tą wieść. To znaczy. Wiem. Ale nie chcę się w tym upewniać.

Nie mogę przestać się uśmiechać na zajęciach, stołówcę czy też nawet podczas snu. Byłam szczęśliwa. Szczęśliwa, że nie muszę ukrywać uczuć. Szczęsliwa, że mogę na chwilę zapomnieć o niepokojących wspomnieniach. Szzęśliwa bo... Po prostu tak czuję.

Podczas zajęć u Hrabiny Cleo ćwiczylismy naszą postawę w odpowiedniej sytuacji i jak patrzymy na naszego rozmówce.

Podczas misji wykonujemy pewien element w operacji. Wrazie gdybyśmy zostali złapani, nie będziemy mogli powiedzieć zbyt wiele. Gdy wymieniamy się pakunkiem lub informacjami z drugim agentem należy zachować kamienną twarz. Przede wszystkim powiedzieć to co drugi agent potrzebuje wiedzieć, a nie zatrzymywać się przy kafejce i rozmawiać przy herbatce.

Co dwie minuty zmienialiśmy się partnerami. Jedni mieli gadać i gadać a drudzy za wszelką cenę nie okazywać zainteresowania czy też innych emocji.

Przez dziesięć minuty nie musiałam zbyt mocno przygryźć języka, aby nie reagować. Nie było na co. Historie jakie opowiadali moi partnerzy nie były zbyt ciekawe. A przy tym cichym uczniu nie było żadnego wyzwania.

W następnych sześciu minutach to ja rozpraszałam moich partnerów. Z Czarną Owcą poszło łatwo. Wystarczyło wspomnirć o jednej sytuacji z dzieciństwa by ta śmiala się przez zaciśnięte zęby.

Szło mi całkiem nieźle. Ale jak zwykle musiałam wykrakać gdy w końcu trafiłam na moją sympatię. Hrabina poraz kolejny klasnęła dwa razy w ręce dając nam sygnał abyśmy zaczęli zadanie. Odkaszlnełam i przybrałam maskę najobojętniejszej miny świata. Graham zaczął rozpraszanie.

— Hejka Ptaszyno. Opowiadaj jak ci mija dzień. — nie dostaje ode mnie żadnej reakcji. — Nie? W takim razie ja będę mówił. Wiesz obudziłem się rano i pierwsze kogo zobaczyłem to śliczną dziewczynę w moim akademiku. — ledwo powstrzymałam uśmieszek — Pewnie ją znasz. Jest w moim wieku, uwielbia błyskotki, nienawidzi się brudzić, ma cięty język, niebieskawe oczy w których mogę utonąć...

To samo myśle o twoich. – bardzo chciałam tak odpowiedzić. Wykuta mantra w rozumie mnie powstrzymała.

— No na pewno ją znasz. W końcu ciągle się sprzeczacie z Sheeną.

W tej chwili moja maska upadła odsłaniając szok i załamanie. Jednak Graham ma szczęście, że to tylko ćwiczenia i zaśmiałam się pod nosem.

— Serio?

— W sumie po tym tekście już myślałem, że dostanę w policzek więc twoja reakcja bardzo mi ulżyła.

Po raz kolejny parsknełam śmiechem. Faktycznie w pierwszej chwili chciałam się na niego obrazić. Bez przesady nie uderzyłabym go.

Mój śmiech i rozmowy na sali przerwały donośne oklaski nauczycielki. Zmarszczyła brwi - mogę przysiąc - patrząc centralnie na mnie.

— Na dziś wystarczy tej błazenady. Jutro macie się stawić dziesięć minut wcześniej w mojej sali. Spóźnialscy będą trzymać Das dickste Buch des Universums dopóki wasze ręce nie będą szkarłatne.

Przeraziłam się słysząc co mówiła. Szczególnie gdy wspomniała o kopi wspomnianej książki. Przecież ona ma pięćdziesiąt tysięcy stron co daje ponad dwieście kilogramów masy.

Chciałam już sprzedać te ciekawostkę moim przyjaciołą gdy w połowie drogi do wyjścia zatrzymała mnie Hrabina.

— Biały Kruku. Zostań na chliwę.

Wymieniłam zdziwione spojrzenia z siostrą. Powiedziałam szybko, aby na mnie nie czekali i zobaczymy się na dziedzińcu. Jak tylko potężne drzwi do sali się zamkneły moja ikona przemówiła:

— Pamiętasz zajęcia jakie dla ciebie udzielałam gdy byłaś jeszcze dzieckiem?

— Owczywiście. Każde słowo.

Na moją odpowiedź wręczyła mi stosik ksiażek. Nie musiała mi nic mówić bym wiedziała co z nimi zrobić. Nie pewnie postawiłam je na głowie. Idealnie trzymając równowage, zaczełam iść po wyszytej czarnej linii na ogromnym dywanie Cleo z poważna miną.

— Zauważyłam ostatnio pare szczegółów dotyczących twojego zachowania przy... Jednym z uczniów.

Całe szczęście, że przy kolejnym skręcie stałam do kobiety tyłem inaczej dostrzegła by mój szok w oczach.

— Dzisiejsze zajęcia tylko mnie w tym upewniły. Bardziej zwracasz uwagę na niego niż na wyznaczone zadanie. Bardzo mnie tym zaniepokoiłaś.

Chciałam zaprzeczyć słową Cleo. Ponieważ taka sytuacja miała miejsce tylko raz. Zaledwie dwa dni po wyznaniu sobie uczuć. Później przegadaliśmy sprawę i na zajęciach trzymamy dystans. Zwykła przyjaźń damsko-męska. A to co się stało na lekcji zdarza się każdej parze przyjaciół.

— Martwię się o ciebie, że to znowu cię dotknie. Te jakże fałszywe znaki i ckliwe wyznania.

Stara rana w sercu dała o sobie we znaki. Już kiedyś byłam zakochana. Cztery lata temu zuroczyłam się w pewnym studencie VILE.

Kiedy przysiadywałam w bibliotece - raz na tydzień - on siedział po drugiej stronie sali. Widziałam, że co jakiś czas na mnie spogląda. Na początku myślałam, że to zwykła ciekawość. Plotki po szkole bardzo szybko się rozchodzą. Wszyscy studenci po pierwszym dniu szkoły wiedzieli, że ja i Czarna Owca mieszkamy na wyspie.

Po miesiącu takiego spoglądania w końcu do mnie zagadł. Pod pretekstem - a właściwie prawdą - iż potrzebuje pomocy przy zajęciach profesora Maelstroma. Oczywiście pomogłam przy okazji zbliżajac się do niego. Było mi z nim tak miło. Nawet mnie pocałował. Wiele razy. Ale czar prysł gdy skończyła się szkoła. Bez pożegnaia czy nawet liściku. Od tak opuścił wyspę.

Może i faktycznie Hrabina się o mnie martwi, ale tym razem nie ma czego. Tym razem będzie inaczej. W końcu Graham i ja jesteśmy na tym samym roczniku. Nie roztaniemy się przecież. Będziemy razem.

Egipcjanka przekierowała wzrok na jeden z obrazów. Pole pszenicy z krukami wsiało na ścianie oprawione w złotą ramę. Nie był to oryginał Vincenta van Gogha, a jego falsyfikat.

— To była twoja pierwsza kopia. Zadziwiająco dobra jak na dziecko. — w jej głosie dosłyszałam szczyptę dumy — Przy jej wykonaniu udzieliłam ci jednej z moich cennych rad. Abyś skupiła się na swoim zadaniu i nie pozwoliła, aby nic cię nierozpraszało.

Hrabina zatrzymała mnie. Idealnie dygnełam, a ta zdjęła mi ksiażki z głowy. Utrzymała je nad pobliską komodą zanim je upuścila z chukiem dodała:

— Zwłaszcza mężczyzna. — dokończyłam szeptem w tej samej chwili w której rozbrzmiał głośny trzask wydanym przez ciężar ksiażek. Kobieta odwróciła się do mnie nie ruszając się z miejsca.

— Jeśli naprawdę chcesz zasłużyć na miejsce przy stole VILE musisz dokonać poświęceń, Biały Kruku. Nikt ani nic nie może sprawić abyś przez sekundę się wahała w tym co robisz.

To złota zasada VILE. Właśnie ona odbiła się w moim umyśle uważana za bóstwo. Kiedy poraz pierwszy je słyszałam analizowałam każde słowo szukając drugiego dna. Nie myślałam o tonie głosu jaki mi przekazał tą wiedzę.

A teraz ciarki opanowały całe moje ciało. Spóściłam wzrok teraz rozumiejąc co to znaczyło. Czarna rękawiczka Hrabiny podniosła mój podbródek, a ja spotkałam się z jej zimnym wzrokiem.

— Ptaszyno... Chyba wiesz co musisz zrobić w sprawie tego chłopca.

 
 

¹Nie Powinieneś Komplikować Mi Myśli¹ |Graham Calloway|Where stories live. Discover now