Rozdział trzydziesty piąty

5.6K 790 259
                                    

No dobra, łapcie chwilę wcześniej, a o północy z soboty na niedzielę epilog! <3

___________________________________

Dopiero kilka godzin później jestem w stanie wstać z łóżka i przejść do łazienki, gdzie biorę gorący prysznic.

Neve mi to odradza, a potem bardzo chce pomóc, ale jej nie pozwalam. Upieram się i udaje mi się uporać ze wszystkim sama. Czuję się już całkiem dobrze, większość moich ran się zaleczyła i jestem jedynie nieco słaba. Neve na to również chce mi pomóc, ale sama jest tak wyczerpana, że nie mam serca jej o to prosić.

– Z dzieckiem wszystko w porządku? – pytam, gdy wraca z sesji rzygania w toalecie.

Chociaż na pierwszy rzut oka wygląda dobrze, Neve wyraźnie nie czuje się najlepiej. Posyła mi zmęczony uśmiech.

– Jest okej – zapewnia. – To dziecko wilkołaka, będzie się mnie trzymało ze wszystkich sił. Po prostu szybciej się męczę i czasami robi mi się niedobrze. Ian jest kochany i zdecydowanie nadopiekuńczy, ale robi mi masaże, które uwielbiam.

Wyobrażam sobie. Zanim zdążę coś odpowiedzieć, Neve macha lekceważąco ręką.

– Ale teraz nie o mnie, tylko o tobie – dodaje. – Powiedz mi lepiej, jak ty się czujesz.

– Żebra już mi się nie przemieszczają pod skórą, to zdecydowany plus – żartuję.

Neve posyła mi potępiające spojrzenie.

– Miałam na myśli psychicznie – odpowiada. – Remy przyjechał. Jest na dole. Widziałam go. Wygląda jak zbity pies.

Te słowa sprawiają, że humor natychmiast mi się psuje. Nie wiem, czy jestem gotowa na konfrontację, ale chociaż się jej obawiam, z drugiej strony bardzo jej chcę. Nienawidzę tej niepewności co do tego, jak się mają sprawy między nami.

– Jeśli pytasz o to, czy mam siły z nim rozmawiać, to tak – zapewniam. – Sama chciałam, żeby się tu zjawił.

Neve podnosi dłonie w geście poddania.

– Dobra, w takim razie zostawimy was samych...

– Wyjdźcie z domu – proszę. Gdy posyła mi zaskoczone spojrzenie, dodaję: – Wiem, jaki słuch mają wilkołaki. Chcę z nim porozmawiać swobodnie i nie myśleć o tym, że Ian słucha nas z salonu.

Moja przyjaciółka waha się przez chwilę, ale w końcu kiwa głową. Dzięki temu będziemy naprawdę sami, bo jakąś godzinę temu przekonałam babcię, że wszystko ze mną w porządku, a Jaxon odwiózł ją do miasta. Uparła się, że musi posprzątać w sklepie, chociaż wilkołaki obiecały pomóc.

Razem wychodzimy z sypialni i ruszamy w stronę salonu. Już z daleka dobiegają nas męskie głosy, ale nie potrafię rozpoznać słów. Remy mamrocze, a Ian chyba celowo ścisza głos. Spoglądam na Neve, która chwyta mnie za ramię i ściska, jakby dodawała mi otuchy.

Wszystko będzie dobrze.

Gdy w końcu wchodzimy do salonu, mój wzrok od razu pada na Remy'ego. Wygląda tak, jakby nie spał przez ostatni tydzień. Ma czerwone, podkrążone oczy, bladą skórę, od której jeszcze wyraźniej odcina się ciemny kilkudniowy zarost, zmierzwione włosy i pomięte ciuchy na sobie. Najbardziej jednak chwyta mnie za serce to coś, co widzę w jego oczach – Remy wygląda na udręczonego.

– Chodź. – Neve porzuca mnie w progu i podchodzi do Iana, po czym chwyta go za rękę i ciągnie do wyjścia. – Wracamy do domu.

Ian się waha.

– Ale...

– Ciężarna żona ci mówi, że chce wracać do domu – przerywa mu moja przyjaciółka stanowczo. – Zamierzasz się sprzeciwiać?

Wilcze wizje | Nieludzie z Luizjany #4 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now