Rozdział dwudziesty dziewiąty

5.1K 783 122
                                    

Podziękujcie (albo i nie :P) Olci za kolejny bonus ;) Za to sobotni rozdział, od razu ostrzegam, nie pojawi się o północy, tylko w sobotę koło południa, jak dotrę do domu :)

___________________________

REMY

– Puścił ją na żywo na YouTube.

Hank podaje mi telefon odpalony na odpowiednim nagraniu. Momentalnie robi mi się ciemno przed oczami z wściekłości.

Widzę ją na nagraniu. Jest sponiewierana, we włosach ma coś w rodzaju tynku, krwawi z wargi i chyba będzie miała siniaka na policzku. Żyje, ale włożyli na nią pieprzoną kamizelkę przytwierdzoną do ich domowej roboty bomby. Odlicza czas. Została niecała godzina.

Po wściekłości przychodzą przeraźliwy strach i panika. Ona nie może zginąć. Nie mogę jej stracić. Dopiero co się odnaleźliśmy! Muszę ratować moją kobietę!

– Zajebię Hardy'ego, gdy to wszystko się skończy – warczę.

Hank przewraca oczami. Siedzi na tylnym siedzeniu SUV-a, podczas gdy prowadzi milczący Ian.

– Chciałem tylko zauważyć, że Hardy miał spędzić noc w szpitalu, ale wypisał się na własne życzenie – przypomina mi. – Owszem, dali się wyprowadzić w pole z tym domem, ale to nie ich wina, że stracili Pepper. Tamci wiedzieli, że po wybuchu wszyscy będą skołowani. Może nawet liczyli na to, że nikt nie przeżyje.

Robi mi się niedobrze na samą tę myśl.

Oglądam nagranie; jakiś typ w kapturze pierdoli coś bez sensu o przywilejach i prawach, a Pepper przygaduje mu zupełnie w jej stylu. To każe mi przypuszczać, że nie jest z nią tak źle, co napawa mnie optymizmem. Każda jej uwaga zdaje się doprowadzać go do wściekłości.

No patrz, typie, a ja mam z tym żyć na co dzień.

Potem gość znika, a Pepper zostaje na nagraniu sama. Sama w pomieszczeniu z bombą, z zapalnikiem na sobie i zegarem odmierzającym czas do jej śmierci. Tak bardzo chcę do niej biec, że to aż bolesne. Mój wilk wyrywa się do niej i skamle, pragnąc ratować partnerkę.

Nie wygląda na przestraszoną ani załamaną. Jest pewna siebie i zdeterminowana jak zwykle, przez co kocham ją jeszcze bardziej. Ta kobieta jest niesamowita. Nawet w takiej sytuacji nie traci hartu ducha. I wie, że po nią przyjdę. Oczywiście, że tak.

– Skręć tutaj – polecam Ianowi. – Czuję ją. Ciągnie mnie coraz mocniej.

Gdy tylko dostałem telefon od Hardy'ego, że stracili papryczkę, znalazłem Hanka i wraz z nim ruszyłem do Nowego Orleanu. Iana spotkaliśmy po drodze i postanowił nam towarzyszyć. Z każdą przejechaną milą czuję, że zbliżamy się do Pepper, ale nadal nie potrafię powiedzieć, gdzie dokładnie ją znajdziemy. Wiem, jak do niej się dostać, ale nie wiem, gdzie mamy się dostać. To takie frustrujące.

Ale i tak lepsze to niż nic.

Dzwoni mój telefon. Na wyświetlaczu widzę imię Hardy'ego.

– Zanim mnie zwyzywasz – odzywa się, nim zdążę cokolwiek powiedzieć – chcę, żebyś wiedział, że biorę pełną odpowiedzialność za to, co się stało.

Jasne.

– Miałeś połamane żebra – przypominam mu, co przekazał mi Hank po poprzedniej rozmowie z nim. – Nie byłeś w stanie się nawet przemienić, nie mówiąc już o ratowaniu Pepper.

– Ale powinienem był pozwolić jej sprawdzić sytuację, zanim weszliśmy – odpowiada. – Dlatego mnie zawołała. Podeszła do domu i zobaczyła coś w wizji. Gdybyśmy się nie zatrzymali, pewnie już wszyscy byśmy nie żyli.

Wilcze wizje | Nieludzie z Luizjany #4 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now