Rozdział drugi

5.5K 700 184
                                    

Zgodnie z obietnicą zaczynamy maraton na dobry start z historią Pepper i Remy'ego! Łapcie drugi rozdział, a już jutro o północy trzeci :)

_________________________________

REMY

– Milton ma tylko dziewiętnaście lat. Nie mógł tak po prostu uciec!

Siedzę rozparty na krześle obok Iana i z pewnym znudzeniem przysłuchuję się toczącej się przy stole rozmowie. Dla mnie sytuacja jest jasna – gówniarz zwiał z domu, być może z jakąś dziewczyną albo kumplami, i zaszył się gdzieś na terenie watahy – ale to Ian zdecyduje, co dalej. To on jest alfą, ja jestem na tym spotkaniu tylko jako egzekutor sfory.

Nie zazdroszczę Ianowi jego fuchy. Naprawdę. Codziennie musi się użerać z wilkołakami, które nie potrafią zachować dyscypliny – albo polują poza terenami watahy, albo biją się między sobą o samice, albo w wilczej formie ścigają ludzi, bo uważają to za zabawne. Celują w tym zwłaszcza takie dupki pokroju dziewiętnastoletniego Miltona Edwardsa, ale nie tylko. Cieszę się, że moja fucha ogranicza się do zrobienia typom z dupy jesieni średniowiecza, gdy już ich dopadnę, a dyplomację i rozwiązania mniej siłowe mogę pozostawić bratu. Kiedyś powiedziałem nawet Hankowi, że gdyby w przyszłości jakimś cudem zabrakło Iana, to on ma przejąć obowiązki alfy, bo ja absolutnie nie zamierzam tego robić. Mam w dupie problemy tych ludzi, to Ian i Hank się nimi przejmują.

Teraz zaś zostałem uwięziony w domu Edwardsów i jestem zmuszony patrzeć, jak Emily, matka Miltona, zalewa się łzami i zapewnia nas, że jej syn nie uciekłby tak po prostu z domu.

Ten sam dziewiętnastoletni dupek, którego miesiąc temu gliny przyłapały na paleniu trawy na skraju terytorium watahy. Pieprzonej trawy.

Jakby wilkołaki nie miały dość problemów.

– Kiedy widziałaś go po raz ostatni? – Pada pytanie Iana.

Siedząca naprzeciwko nas przy stole Emily szlocha i ociera łzy z oczu. Jej partner Thomas otacza ją ramieniem, ale nie mówi ani słowa. Od razu widać, kto w tym związku nosi spodnie, nawet jeśli teraz potrzebuje pocieszenia.

– Przedwczoraj – odpowiada w końcu Emily. – Wieczorem powiedział, że wychodzi ze znajomymi, ale nie wrócił na noc do domu. Obdzwoniłam wszystkich, których znam, ale nikt go tamtej nocy nie widział. Nikt w ogóle nie kojarzy, żeby byli umówieni. Ale przecież Milton by mnie nie okłamał!

Jasne. Na pewno nie kłamał też na temat posiadania trawki. Na pewno wyśpiewał jej wszystko, podczas gdy przy Hardym i przy nas milczał jak grób, jak próbowaliśmy się dowiedzieć, kto go zaopatruje.

Dobrze, że Hardy był wtedy na służbie i przejął gówniarza, zanim zdążyło się zrobić brzydko. Ostatnim, czego potrzebują wilkołaki, jest zły PR w Nowym Orleanie.

Całkowicie wystarczy mi konflikt między wilkołakami a wampirami, który tydzień temu skończył się porwaniem Cassie, Neve i Juniper, a także pozbawieniem życia głowy rodu wampirów. Ledwie udało nam się to wyciszyć, ale nie zawsze będziemy mieć tyle szczęścia.

– I od tamtej pory się nie kontaktował? – dopytuje Ian, a Edwardsowie kiwają głowami. – A co z jego telefonem?

– Zostawił na szafce w swoim pokoju – odpowiada ponuro Thomas.

– To dziwne, bo nigdy się z nim nie rozstaje – dodaje jego żona płaczliwie.

To prawda. Nagrywał głupie filmiki na Tik Toka nawet wtedy, gdy był totalnie zjarany.

– Zawiadomiliście policję? – pyta Ian.

Oboje zgodnie kręcą głowami.

– Nie chcemy, żeby ludzka policja się w to mieszała – przyznaje Thomas. – To sprawy watahy. Możecie wziąć do pomocy kodiaka, ale to wszystko.

Wilcze wizje | Nieludzie z Luizjany #4 | ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now