VI

236 4 0
                                    

Do moich uszu dobiegał charakterystyczny dźwięk, który obudził mnie w szybkim tępię.
Pospiesznie wzięłam komórkę do ręki i odebrałam.

-Tak słucham-powiedziałam zaspanym głosem, oraz lekko zdezorientowana.

-SOFIA WSTAWAJ!-widziałam kto już podnosi głos w słuchawce, oczywiście  że mój kochamy kuzyn.

-Dzięki Pedri za prywatny budzik, już wstaje mogę się dowiedzieć o której jest wyjazd?.

-O 16 przyjdzie gavi, pa-brunet zakończył rozmowę.

Szybko wstałam z łóżka i poszłam spakować potrzebne rzeczy, nawet nie wiem gdzie jedziemy, ale chyba na plaże. Wzięłam do torby, mały ręcznik żeby moc na nim spokojnie usiąść, jakieś kremy i różne pierdołyy mi potrzebne. Podeszłam do szafy, aby wybrać już strój, oraz rzeczy do ubrania, w Barcelonie dziś stopnie dobijały do 36. Dlatego postanowiłam ubrać jasne spodenki a do tego zwykły biały top, włosy wyprostowałam, postawiłam dziś na lekki makijaż z powodu skwaru który panował za oknem. Szybkim ruchem nadgarstka chwyciłam za klamke i zeszłam pospiesznie na doł po sniadanie, po chwili usłyszałam głos taty.

-Cześć słoneczko jak sie spało, słyszałem ze jedziecie gdzieś z chłopakami dziś?-ochoczo sie usmiechał mówiac to zdanie, twierdził ze ja i gavi do siebie pasujemy, ale w życiu nie usłyszałam takich głupst, po prostu za nim nie przepadam i tyle.

-Hejka tato dobrze, i tak jedziemy gdzieś, jeszcze nie wiem dokładnie w jakie miejsce.-odpowiedziałam zaspanym głosem.

-Dobrze baw sie dobrze myszko, kocham cie-odpowiedział, na co ja odpowiedziałam tak samo zabrałam sniadanie i poszłam w strone pokoju.

Wchodząc po schodach słyszałam że, ktoś do mnie dzwoni dlatego przyśpieszyłam krok i chwyciłam za komórke, jednak z słuchawki nie wydobył sie żaden dzwięk, gdy mój palec znalazł sie na czerwonej ikonie usłyszałam jedno zdanie.

-Nie uciekniesz ode mnie kocham cie słoneczko-stałam jak zamurowana moje nogi sie ugieły a ja wpadłam w histerie i zaczełam ryczec w niebogłosy. Nie dochodziły do mnie żadne slowa w tamtym momencie, czułam jedynie ręke na moim ramieniu, lecz obraz mi sie rozmazywał po chwili zobczyłam go Pablo Gavira. Patrzyłam jak wmurowana w niego nie mogąc wydusic zadnego słowa z siebie, tak jakby odebrano mi głos.

-Molière, cholera słyszysz mnie.-powiedział donośnym głosem brunet, nie byłam w stanie nic powiedziec wiec rzuciłam sie w jego uscick czułam sie bezpiecznie. Po chwili szybko się odsunęłam i wydusiłam z siebie słowa.

-To znowu on nie daje mi spkoju.-to jedyne na co było mnie stać w tamtym momencie.

-KTO POWIEDZ MI SOFKA-odpwiedział bardzo donośnie i domagając sie jak najszybciej odpowiedzi.

-Nathaniel-nie chciałam już więcej mowic, to imie doprawadzało mnie już do najgorszego stanu.

Chłopak szybkim ruchem rąk otulił mnie abym nie dusiła sie własnymi łzami, po dojsciu do siebie ponownie szatyn podjął rozmowe.

-Niby mnie nie trawisz a jednak jestes w moich ramionach.-odpowiedział żartobliwe, jednak nie miałam ochoty na żarty, szybkim ruchem uwolniłam się z uścisku i poszłam się ogarnąć. Po kilku minutach byłam juz gotowa, nie miałam ochoty nigdzie już jechac moj cały dzien juz został zepsuty przez jedna osobe.

-Jedz już nie jade.-stanowczo odpwiedziałam.

-Nie masz nic do gadania.-widac było zderwowanie na twarzy szatyna.

-Nie mam naprawde ochoty wynos sie już.- nie musialam czekac dlugo na reakcje aroganta.

-Przykro mi.-Szatyn szybkim ruchem chwycił moja torbe założył ja na ramie i spojrzal na mnie tym swoim usmieszkiem.

recuperar mi fe | Pablo GaviWhere stories live. Discover now